PRAWIE POLEMICZNIE O KAMIZELKACH

0
803

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

Mam przyjaciela, którego wszyscy Czytelnicy SSI znają, ale którego teraz nie wywlekę po nazwisku. To „kapitan – najemnik” uprawiający procedr wożenia po morzu w większości zupełnie zielonych załóg. Bywa, że jest jedynym na jachcie, który wie o co chodzi w żeglowaniu.
I to nie ważne, że wietrzne dni załoga bałwani się w porcie, a gdy jacht wychodzi w morze, to żegluje od drugiego śniadania do podwieczorku. I nie ważne, że to morze, przynajmniej statystycznie, jest łagodniejsze niż nasz ukochany Bałtyk.
Koń ma 4 nogi i czasami się potyka. Skipper to nie superman i może też fiknąc za burtę.
Krzysztofowi Baranowskiemu coś takiego się śniło w ostatniej książce.
I o tym pisze do SSI – Jacek Guzowski. To mądry news o nie przepadaniu, a stosowaniu.
Jest o czym pomyśleć.
Dziękuję !
Don Jorge
——————————————————————–
Drogi Jerzy

Nie sądzę, żeby był potrzebny komentarz do wypowiedzi Izydora pod postem pt. „drastycznie o kamizelkach”, ponieważ, tak naprawdę, podziela On Twoje zdanie, co do kamizelek, a jedynie odczucia co do filmu ( http://www.sortieenmer.com/ ) są subiektywnie-negatywne i jest to Jego święte prawo.

Jednakże pod pozorem polemiki będę chciał „odgrzać temat kamizelek” – jako swoiste „memento”, przed rozpoczynającym się sezonem.

                                                            obraz nr 1

 

 

Mam nadzieję, że wszyscy oglądający zwrócili uwagę na fakt, że film/aplikacja jest interaktywny – czyli przebieg akcji zależy od reakcji widza. Nie mamy wiele do zrobienia – nasza reakcja ogranicza się do mniej lub bardziej intensywnego kręcenia kółkiem „myszki” a i tak zawsze prowadzi do smutnego końca (mnie udało się raz utrzymać przy życiu prawie 3 minuty).

 

Poniżej spróbuję przekazać, dlaczego moim zdaniem, Autorom filmu udało się, uzyskać „wartość dodaną” przekazu merytorycznego:

 

  1. a. pokazano, jak łatwo stracić kontakt z pokładem, mimo pięknej pogody;
  2. b. pokazano, jak szybko jacht oddala się od „zgubionego załoganta”, znikając z jego pola widzenia i to przy słabym wietrze;
  3. c. Pokazano jak załogant, zapewne poczatkujący, nie wiedząc co robić, oddala się szybko wraz z jachtem od „człowieka za burtą” i wkrótce traci go z oczu;
  4. d. pokazano jak trudne i wyczerpujące jest utrzymywanie się na powierzchni wody, w zwykłych ciuchach i bez kamizelki, nawet przy niewielkim zafalowaniu i przy pięknej pogodzie;
  5. e. zobrazowano, za pomocą ikonki z wartością temperatury, jak szybko postępuje utrata ciepłoty ciała, a co za tym idzie utrata sprawności fizycznej, otępienie,.. koniec.

 

Film uświadomił mi też pewien dość istotny aspekt naszego beztroskiego żeglowania, o którym rzadko mówimy głośno.

Niech każdy uderzy się we własne piersi i przyzna przed sobą, ile razy wypłynął z portu mając na pokładzie grupę „zupełnie zielonych” przyjaciół/znajomych i nie zadał sobie pytania: a co by było gdybym to ja wypadł za burtę ? Albo nawet i zadał je sobie w myśli ale nic z tym nie zrobił? Mnie się zdarzyło – przyznaję.

                                                                                obraz nr 2

Wypływając z dowolną załogą, w dowolny rejs – nie ważne czy morski, czy zatokowy – zadajmy sobie kilka pytań, które mogą zadecydować o naszym własnym życiu gdybyśmy stracili kontakt z pokładem:

 

  • · Kto przejmie ster ?
  • · kto przejmie komendę i będzie umiał podejść po mnie ?
  • · kto i jak wciągnie mnie na pokład gdybym był nieprzytomny (ważę ok. 100kg) ?
  • · kto będzie potrafił udzielić pierwszej pomocy ?
  • · kto będzie umiał uruchomić silnik, radio, określić pozycję i wezwać pomoc ?

 

Ciekaw jestem ilu z nas jest gotowych się przyznać, że sytuacji, gdy na pokładzie nie było nikogo, kto potrafiłby nas uratować, było całkiem sporo. Moim zdaniem temat jest wart głębszej refleksji.

 

Z innej beczki – Nie wiem, skąd bierze się przekonanie, że za burtę jachtu wypada się wyłącznie w czasie wściekłych sztormów?

To istotny błąd w rozumowaniu. W czasie złej pogody jesteśmy, na ogół, skupieni, przygotowani na trudności, ubrani w kamizelki, w uprząż, porządnie przypięci i na dodatek nie wahamy się zwrócić uwagę nieostrożnej koleżance czy koledze, że jest źle ubrany, albo nie przypięty..

To właśnie ładna pogoda usypia naszą czujność.

 

Całkiem niedawno, podczas ładnej pogody, pływałem po oceanie z doskonale mi znaną, dobrze wyszkoloną i sprawdzoną w trudnych warunkach załogą.

Ktoś wypatrzył na trawersie, kilka kabli od jachtu, dryfującą swobodnie, czerwoną kulę rybacką.

Uznałem, że to może być fajna pamiątka, a następnie wydałem polecenie: – starszy wachty – podchodzisz.

To co się działo podczas następnych pięciu minut oddaje jedno słowo: chaos. A w rozwinięciu: odstawianie kubków z kawą, chowanie okularów i kremów do opalania, szukanie butów i fragmentów ubrań, bezładna bieganina i potykanie się o własne nogi….

Co najgorsze – w efekcie zgubiono obiekt z oczu.

Wniosek – umiejętność skutecznego postępowania w nagłych wypadkach nie jest nam dana raz na zawsze – wymaga ciągłego przypominania i ćwiczeń aby w sytuacji zagrożenia utrzymać porządek, działać sprawnie i skutecznie…

Kula została w końcu podjęta. Skutkiem tych niefortunnych manewrów było zarządzenie kilku serii ćwiczebnych podejść (ze zmieniającymi się dowodzącymi akcją), po przeprowadzeniu których sprawność oraz morale załogi wróciły na dawne wyżyny …

 

Tu uwaga – kula była całkiem sporych rozmiarów – średnica ok. 40cm, w czerwonym kolorze. Był piękny, pogodny, dzień, niemal płaski ocean i doskonała widoczność.

Jak to się ma do możliwości wypatrzenia z daleka, na wpół zanurzonej w wodzie, ludzkiej głowy, podczas nieco gorszej pogody – nich każdy sam sobie spróbuje wyobrazić.

 

Podczas tego samego rejsu, korzystając z kilkugodzinnej flauty, załoga odbyła zbiorową kąpiel w oceanie, która okazała się zarówno przyjemna jak i pouczająca.

Nikt nie oddalił się od jachtu na odległość większą niż długość liny asekuracyjnej, zakończonej kołem ratunkowym, czyli ok. 30m. Odczucia wszystkich kąpiących się były podobne: nie do wiary, że z odległości 30m całkiem spory, oceaniczny jacht co chwilę, i na dłuższą chwilę, znika z oczu mimo, iż z perspektywy pokładu zupełnie nie czuje się zafalowania. Dzień był niemal bezwietrzny, pogodny i ocean pozornie płaski. Zachęcam do przeprowadzenia podobnych eksperymentów. Zaręczam, że niejednemu „szeroko otworzą się oczy”.

 

I wreszcie kilka słów na temat tezy, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, mimo braku kamizelek i używania sztormiaków typu „śmiertelna koszula”, zawsze wracaliśmy cało i zdrowo.

Z całym szacunkiem, nie podzielam tego zdania. Przypomnę tylko kilka tragicznych wydarzeń z Pomorza Gdańskiego, które być może nie miały by tragicznego finału, gdyby używano osobistych środków ratunkowych:

  • · 1966 sy Cefeusz – na podejściu do Górek
  • · 1968 sy Merkury – Zatoka Gdańska
  • · 1971 sy Emilia – zatoka Pucka,
  • · 1975 sy Barbórka – północny brzeg Helu,
  • · 1976 sy Centaur – podejście do Władysławowa
  • · 1978 sy Bolko – podejście do Władysławowa.

Biorąc pod uwagę skalę, na jaką uprawiało się wówczas żeglarstwo morskie a na jaką teraz, podejrzewam, że statystycznie rzecz biorąc, w tamtych latach, wypadkowość była większa niż obecnie lub podobna. Wypadki były – nie zawsze byliśmy o nich informowani.

 

Na koniec chciałbym jeszcze raz wesprzeć Cię w batalii o kamizelki i o pogłębianie świadomości, że woda, która jest nam niezbędna do żeglowania, nie jest naszym naturalnym środowiskiem i może być dla nas groźna… czasem śmiertelnie groźna.

Może i temat jest nudny ale, jeśli choć część powtarzanych do znudzenia informacji, porad, czy spostrzeżeń, pozwoli pogłębić wiedzę i uświadomić rzeczy, o których nieraz nie mieliśmy pojęcia, warto to robić.

[…] morze wymaga od żeglarza określonych kwalifikacji oraz szczególnych przymiotów i cech charakteru: pokory, rozwagi oraz uznania faktu, że uczenie się i zbieranie doświadczeń nigdy nie jest procesem zakończonym.. […] /K.A.Coles- Żeglowanie w warunkach sztormowych – polski przekład kpt. Wacław Petryński/. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem oburącz.

 

I zupełnie na koniec, pozwolę sobie na małe podsumowanie w punktach – ot, kilka własnych spostrzeżeń, które uważam za ważne i którymi chcę się podzielić – nie będzie to dla nikogo nowość :

 

  1. 1. Umiejętność sprawnego i skutecznego działania w nagłych i trudnych momentach nie jest nam dana raz na całe życie. Wymaga ciągłego przypominania i ćwiczenia praktycznego.
  2. 2. Jeśli Cię nie zobaczę, to Cię nie uratuję – prosta, bezwzględna, prawdziwa reguła.
  3. 3. Istotne jest upewnienie się, że załoga rozumie które elementy decydują o powodzeniu akcji „człowiek za burtą” – szczególnie gdyby zabrakło prowadzącego – być może, kiedyś zadecyduje to o czyimś życiu.
  4. 4. Jacht oddala się od „człowieka za burtą” szybciej, niż każdy z nas sobie wyobraża.
  5. 5. Utrata kontaktu wzrokowego „człowieka” z jachtem i załogi z „człowiekiem” może nastąpić bardzo szybko, szczególnie gdy na pokładzie wybuchnie panika.
  6. 6. Kamizelka pneumatyczna – jej żółta poduszka, podtrzymująca głowę nad wodą, jest zdecydowanie lepiej widoczna w morzu niż człowiek, walczący o utrzymanie się na powierzchni.
  7. 7. Utrzymanie się bez kamizelki na powierzchni zafalowanego morza, nawet w piękną pogodę, jest niezwykle trudne i powoduje bardzo szybką utratę sił i woli walki o życie.
  8. 8. Walka o utrzymanie się na powierzchni wody, bez kamizelki, powoduje niewiarygodnie szybkie wychłodzenie organizmu, prowadzące do utraty sprawności fizycznej, otępienia i zatrzymania procesów życiowych.

 

Jak łatwo zauważyć, zupełnie nie odnoszę się do samej techniki manewru MOB, za to chciałbym podkreślić jego najważniejszy, moim zdaniem, element – utrzymanie kontaktu wzrokowego z „człowiekiem za burtą”. Kamizelka nie gwarantuje, ale znacznie podnosi prawdopodobieństwo wyjścia cało z takiej sytuacji, pozwalając łatwiej dostrzec człowieka a jemu samemu oszczędza sił dając wprawdzie ograniczone ale jednak jakieś, poczucie bezpieczeństwa, które zagrzewa go do dalszej walki.

Oto, dlaczego uważam temat kamizelek za ważny i bezwzględnie wart wsparcia, zaś film który stał się pretekstem do przypomnienia o nim, za całkiem nieźle pobudzający wyobraźnię.

 

W nadchodzącym sezonie życzę Tobie i wszystkim czytelnikom SSI, w każdej sytuacji, mocnego kontaktu z pokładem pod stopami.

Serdeczności i żyj wiecznie.

Jacek

————————————-

P.S.

Przyznaję się publicznie, że jestem gorącym zwolennikiem kamizelek, to w gruncie rzeczy nie przepadam za nimi, bo mimo, iż są coraz doskonalsze i lżejsze, to krępują nieco ruchy, zaczepiają o różne elementy jachtu i nieprzyjemnie ocierają gołą skórę.

Ale używam – poza kokpitem zawsze. W kokpicie od 5B w górę.

Bo co innego nie przepadać, a co innego nie stosować.

Ostatnio żegluję głównie samotnie, więc nie mogę liczyć nawet na „zielonego” załoganta, zaś koło z pławką świetlną na koszu rufowym, uważam za zbędny gadget.

Jednak od czasu, gdy do swojej kamizelki dopiąłem PLB*), zaczęła się nowa epoka J. Ale to już zupełnie inna historia.

 

———————-

*) PLB – Personal Locator Beacon

www.kulinski.navsim.pl 

obraz nr 3

Komentarze