STS Generał Zaruski – sezon 2014 wspomina Michał Olszewski

0
438

Zakończyliśmy żeglarską aktywność A.D. 2014. Zapraszam Was do lektury osobistego wspomnienia i podsumowania, które przygotował Michał Olszewski.

Gdy po rejsie „Tylko dla orłów” poprosiłem Michała Olszewskiego, jednego z naszych najbardziej oddanych żeglarzy i jednocześnie oficera na Zaruskim, o relację z tego rejsu, nie sądziłem iż otrzymam podsumowanie sezonu. Michał też się nie spodziewał, tak mu „się napisało”… :).
Zapraszam do lektury…

Pamiętam jak parę miesięcy temu pisałem relację z jednego z pierwszych tegorocznych rejsów na Generale Zaruskim. Teraz przyszło mi pisać relację z rejsu ostatniego. Sporo się przez ten czas działo, sporo miejsc Generał odwiedził i sporo ciekawych ludzi się przez jego pokład przewinęło. Będzie to więc relacja krótko podsumowująca cały sezon, choć oczywiście i na rejs ostatni miejsce się w niej znajdzie. 

No więc zaczęło się od wspomnianego rejsu do Lubeki w połowie maja….. A właściwie to zaczęło się od weekendowego pływania z ekipą testową magazynu „Żagle” kilka tygodni wcześniej, którego efektem był artykuł w lipcowym numerze. Statek zrobił dobre wrażenie i pokazał na co go stać. Tak sobie myślę, że szczególną satysfakcję mogli czuć Ci, którzy w projekt odbudowy byli zaangażowani od samego początku, a to jak został on odebrany i opisany przez ludzi z zewnątrz, którzy żeglarstwem zajmują się zawodowo i na co dzień było symbolicznym zwieńczeniem i nagrodą za ich pracę i pasję.

Pod koniec maja przyszedł czas na wspomniany rejs do Lubeki. Relację z tego rejsu dane mi już było popełnić, więc odsyłam do niej. Z perspektywy czasu rejs ten jest jeszcze bardziej udany, bowiem grupa jego uczestników do dziś bywa na statku, spotyka się i już planuje kolejne rejsy, a sama wyprawa do Lubeki stała się już kultowa. A o to też przecież chodziło – żeby Zaruski stał się miejscem otwartym dla ludzi, którzy chcą żeglować i rozwijać się.

 


Ten sezon to też cztery rejsy w ramach tegorocznej edycji projektu MAST. Łącznie ponad 2700 mil morskich, odwiedzone porty: Flensburg, Nexo, Karlskrona, Bergkvara, Byxelkrok, Skavdo, Stockholm, Visby, Kalmar, Karlskrona, Darłowo, Hel, Sopot, Gdynia, kilkudziesięciu uczestników z Polski, Litwy, Szwecji i Niemiec, wspólne żeglowanie z partnerskimi żaglowcami Sarpen i Brabander, wspólne cumowanie do skały w szwedzkich szkierach, zwiedzanie muzeum morskiego w Karlskronie i muzeum Vasa w Stockholmie, kolejne odwiedziny na Zaruskim Bertila Lunda – ponad dziewięćdziesięcioletniego budowniczego statku… a przede wszystkim masa ciekawych ludzi, doznań i wspomnień. 

Pod koniec lipca Zaruski wziął też udział w kolejnej edycji regat SailBook Cup. Bardzo słabe wiatry nie pozwoliły nam powalczyć z mniejszymi jachtami, ale za to było mnóstwo czasu na aktywności pozażeglarskie: oglądanie filmów, zmagania wacht, wspólne muzykowanie i tańce na pokładzie, kąpiel w morzu, grę miejską w Visby… Pod koniec udało się nawet namówić wachty do spisania swoich autorskich relacji z rejsu do lektury których zachęcam.

http://sailbook.pl/public/img_cache/800×600/watermark/8412fbc8eb8be09a637e72bb680c5d0b_picture4912dyn.jpg

Przyszedł w końcu czas na ostatni rejs w tym sezonie. Tegoroczne zakończenie sezonu miało trochę inną formułę niż rejs zeszłoroczny, który zgromadził ludzi ze środowiska okołomarinowego. Tym razem postawiono na otwarty nabór i tak na kei na Siennej Grobli stawiło się dwanaście osób w różnym wieku i różnych miejsc: Bogna, Marta, Klaudia, Jędrek, Antek, Janek, Tadeusz, Witek, Roman, stali już bywalcy Zaruskiego Igor i Filip oraz Josef, który przyjechał do nas aż z Moraw i jak sam o sobie mówił był to Czech – polski kapitan. 
W tym rejsie wyjątkowo Jurka Jaszczuka w roli kapitana zastąpił Jan Trammer – wcześniej kapitan statku w budowie. Bosmanem tradycyjnie Mirek. Oficerowie to Piotrek, Adam i ja – autor tej relacji. 

W morze wyszliśmy popołudniu, po zrobieniu zakupów i krótkim przeszkoleniu – kierunek Nexo. Wybór portu był zresztą nieprzypadkowy, gdyż wiosną przyszłego roku właśnie tam planowany jest postój techniczny Zaruskiego. Była to więc okazja, żeby sprawdzić czy slip jest odpowiedni, czy będzie miejsce na postój itd.
Jesienny Bałtyk powitał nas słabym wiatrem, więc początkowo płynęliśmy na silniku. Wiać zaczęło dopiero nad ranem i to z dobrego kierunku. W górę poszedł komplet żagli łącznie z lataczem i topslami. Silniki stop. Wreszcie trochę ciszy. Szkoda, że nie został już uszyty nowy żagiel – duży pełny fok o powierzchni 150m2, czerwony z logiem armatora. To byłoby coś! Jednak co się odwlecze…

Do Nexo weszliśmy w nocy przy silnym już wietrze i spędziliśmy tam kolejny dzień. Lenistwo na pokładzie. Jedni czytali, inni zwiedzali miasteczko albo skorzystali z lokalnej wypożyczalni rowerów. 
Po odebraniu prognozy pogody z przewagą wiatrów wschodnich i południowo-wschodnich zapadła decyzja: płyniemy do Kołobrzegu. Z Nexo wyszliśmy na noc. Przed nami szybki przelot, a kolejny dzień planowaliśmy już zacząć w porcie. 
Dystans pięćdziesięciu mil morskich między polskim brzegiem, a duńską wyspą często wykorzystywany był przez polskich żeglarzy chcących dopłynąć na Bornholm, w czasach kiedy uprawnienia sternika jachtowego pozwalały na żeglugę do dwudziestu mil od brzegu. W erze ‘przed-gspowej’ winę za te ‘zgubione’ dziesięć mil łatwo było zrzucić na niekorzystne warunki atmosferyczne, słabą widoczność, dryf… 

Główki portu w Kołobrzegu minęliśmy w porze śniadaniowej. Kołobrzeg to już kolejny port polskiego wybrzeża po Władysławowie, Łebie, Ustce i Darłowie, który odwiedził po odbudowie Generał Zaruski. 
Kołobrzeg jest prężnym portem średniej wielkości. Uwagę zwraca znaczna ilość kutrów rybackich zacumowanych rufami przy nabrzeżu, kilka statków pasażerskich i charakterystyczna bryła latarni morskiej nieopodal główek.
Kapitanat zalecił nam postój przy nabrzeżu szkolnym – tuż obok mariny. W niewielkiej marinie trochę jachtów – w tym flota przystosowanych do morskiej żeglugi Dezet. W biurze bosmana można zobaczyć plany właśnie budowanej nowej przystani jachtowej – na oko dwa, trzy razy większej niż obecna. Cieszy fakt, że żeglarstwo morskie się w Polsce rozwija, a jachtów morskich przybywa.
Po południu odwiedził nas prezes lokalnego oddziału Ligi Morskiej i Rzecznej, który jak oznajmił przyszedł zobaczyć statek po odbudowie i który widział kilkanaście lat wcześniej w bardzo opłakanym stanie gdzieś na Bornholmie. Prezes opowiedział o kilku lokalnych inicjatywach, które Liga organizuje – w tym o corocznym rejsie wspomnianych Dezet wzdłuż polskiego wybrzeża i na wody niemieckie. Na koniec umówiliśmy się na zrobienie zdjęcia Zaruskiemu w czasie wyjścia z portu, które ma być częścią opisu naszej wizyty w lokalnych mediach.

Początkowo słaby wiatr po opuszczeniu Kołobrzegu zaczął wzmagać się w miarę oddalania się od brzegu. Do Helu, kolejnego planowanego portu, czekało nas około sto pięćdziesiąt mil żeglugi przy przeciwnym wietrze o sile od pięciu do siedmiu w skali Beauforta. Dystans ten pokonaliśmy żeglując wzdłuż polskiego wybrzeża wykonując liczne zwroty i zmiany kursu – załoga miała więc co robić. Było to najbardziej jesienne żeglowanie podczas całego rejsu. Silny wiatr, fala wlewająca się na pokład i mocno ‘nie-letnie’ już temperatury – ale o to przecież chodziło!

Do Helu weszliśmy po prawie dwóch dobach żeglugi. Kolejny czas na lenistwo w porcie, a wieczorem na planowane już od kilku dni, tradycyjne już biesiadowanie w ‘Kapitanie Morganie’. Nasz postój w Helu zbiegł się z urodzinami jednej z załogantek – Marty. Było więc co świętować! Późnym wieczorem impreza przeniosła się do statkowego kubryku. Przydała się w końcu nowa, statkowa gitara, bo niektórych wzięło na wspólne śpiewanie…

Kolejnego, ostatniego już dnia rejsu, po zwyczajowych pobudce, podniesieniu bandery i śniadaniu pozostało nam już przepłynąć do Gdańska, sprzątnąć statek i wyokrętować załogę.

I tak oto minął kolejny, drugi już sezon Generała po odbudowie – sezon pełen ciekawych miejsc i ludzi. Teraz czas na zimowanie i byle do wiosny! Dzięki za wszystko i do zobaczenia na wodzie! 🙂

Michał Olszewski

 
Za zgodą: http://zaruski.pl 

Komentarze