Słupy ognia nad Puckiem

0
1112
W nocy o północy z 17 na 18 marca 2015 nad całym północnym widnokręgiem, od wschodu, przez północ do zachodu stanęły nad miastem falujące słupy zielonej poświaty. Jak gdyby Irlandczycy tym specyficznie zielonym kolorem, niczym potężnymi fajerwerkami chcieli uczcić zakończenie swego narodowego święta. 
Tym razem jednak przyczyną iluminacji było twarde promieniowanie słoneczne, które właśnie po dwu niecałych dniach podrózy przez przestrzeń 
pomiędzy Słońcem a Ziemią dobrało się wreszcie do naszej atmosfery. Efektem zmagań dwu gigantycznych sił natury; strumienia wysokoenergetycznych czastek wiatru słonecznego wyrzuconych w przestrzeń kosmiczną siłą potwornej gwiazdowej erupcji, z Ziemską magnetosferą 
otaczającą nasz glob szczelnym, prawie, kokonem było wspaniałe świetlne widowisko. Bezgłośne efekty zderzenia  złapanych w magnetyczną pułapkę 
superszybkich cząsteczek w częściach sekund przebiegających drogę pomiędzy jednym a drugim biegunem magnetycznym Ziemi, pozostawiających za sobą świetlny ślad w postaci uderzonych i natychmiast zjonizowanych czasteczek naszej atmosfery. Wydziela się energia, foton, światło, które przez chwilę widzimy jako pozostałość wysokoenergetycznego zderzenia.
 


Burza magnetyczna jest globalną odpowiedzią ziemskiej magnetosfery na promieniowanie kosmiczne. Głównym źródłem takiego promieniowania  w pobliżu Ziemi jest oczywiście  Słońce, które wskutek perturbacji bez przerwy wyrzuca w przestrzen kawałki swojej, słonecznej, materii. Raz wyrzuca więcej, magnetosfera ziemska na taki impuls magnetoelektryczny reaguje natychmiast w postaci zmian przebiegu składowych Pola Magnetycznego Ziem, które daje się wyróżnić z zapisu przy pomocy własciwego indeksu. Są to zmiany mało się wyrózniające i nieefektowne, natomiast wiadomo jak w banku (ostatnio nie jest to dobre porównanie), że po po dwu dobach, mniej wiecej, magnetosfera poddawana silnej presji naładowanych elektrycznie cząstek odpowie na takie spotkanie globalnym swoim zaburzeniem. Zaburzenie to rejestrowane w różnych miejscach Ziemi będzie miało niej lub bardziej intensywny przebieg. 
Rozkłada się to równoleżnikowo i obserwatoria położone bliżej biegunów odnotują zmiany większe niż te położone bliżej równika. Każde miejsce na Ziemi ma swoją specyfikę intensywności obserwowanych zmian składowych Pola Magnetycznego. Tą intensywność opisuje się indeksem K w jednostkach od 0 do 9, gdzie 0 jest brakiem aktywności magnetycznej a 9 największą intensywnością takich zmian geomagnetycznych. Indeks K jest porównaniem średniej ważonej intensywności zmian składowej poziomej Pola z okresów trzygodzinnych. Zatem jest to jednostka miary zjawisk przeszłych, przy czym sama wartosć zmian jest różna i osobna dla każdego Obserwatorium Geomagnetycznego.
 
 
Na przykład dla polskich obserwatoriów indeks K9 dla Belska k/Grojca wynosi 500 nT, dla Helu (posuwamy się na północ) 550 nT a dla Hornsundu na Szpicbergenie ta sama wartość K9 wynosi 2500 nT. Jak widać intensywność zjawisk magnetycznych rośnie wykładniczo w kierunku biegunów. Wskaźnik Kp jest natomiast prognozą globalnej aktywności geomagnetycznej powstałym jako średnia wartości indeksu K dla sieci wybranych obserwatoriów. Jest prognozowany przez Międzynarodową Agencję Areonomii i Geomagnetyzmu i służy do prognozowania globalnej propagacji fal radiowych w atmosferze. Indeks jest opisany od zera do dziewięciu.
Burza magnetyczna, która spowodowała widoczność Aurora Borealis wczoraj w nocy poniżej jeszcze szerokości gegraficznej pięćdziesiątej ma indeks K równy osiem. Zorza Polarna w Pucku wisiała wczoraj na niebie w postaci zasłony świetlnych słupów koloru zielonego, czasami do dołu przechodzących w biel z lekka podbitą czerwienią. Spektakl, który wraz z rodziną ogladaliśmy z otwartego okna łazienki na najwyższym piętrze naszego domu trwał około godziny i w porównaniu do zórz polarnych, które widziałem na dalekiej północy był nieco bledszy i nieco bardziej statyczny.
Natomiast zasięg zjawiska był imponujący swoją wielkością, niepowtarzalnym klimatem, tym bardziej, że noc była stosunkowo ciepła i jakby w kontraście do tego co się rozgrywało na niebie a co zawsze dotychczas kojarzyło mi się z mrozem. W czasie burz magnetycznych zmiany deklinacji magnetycznej, czyli wskazania kompasu, mogą się zmieniać dosyć znacznie, z tego co kiedyś badałem, do czterech stopni w krótkim odstępie czasu. Gdyby to zmierzyć wczoraj odchylenia takie były z pewnościa większe. Należy o tym pamiętać wybierając się statkiem czy jachtem w wysokie szerokości geograficzne. 
Kompas magnetyczny będzie tam pokazywał błędne kierunki (także i ze względu na malejący udział składowej poziomej czyli tej właśnie według której ustawia się kompasowa róża wiatrów).
Nigdy się nie zajmowałem zawodowo obserwacjami zorzy polarnej i, o ile mi wiadomo, nikt w Polsce się nimi zawodowo nie zajmuje. Astronomowie patrzą w Słońce, geofizycy w Ziemię i jakoś nikt tych obserwacji nie łączy w bardziej jakąś konkretną całość.
Coś gdzieś tam na jakimś uniwersytecie, ktoś, coś, podobno, ale nic konkretnego. 
Ostatni raz, do wczoraj, widziałem Aurora Borealis we wrześniu 2013 roku  na Morzu Barentsa kiedy usiłowaliśmy w pięćdziesięcio węzłowym sztormie, z dzieckiem razem jakoś płynąć do przodu. Fala nas położyła burtą prawie na wodzie i kiedy po chwili wstaliśmy to na ciemnym niebie jarzyły się jak zielony neon falujące draperie zorzy polarnej. Świeciły tak nad nami, raz mniej raz bardziej intensywnie do rana kiedy te, wydające nam się wtedy ponurym świecenie zostało rozproszone bladym światłem dnia wstającego nisko wiszącymi chmurami, które przyszły wraz z osłabnięciem wiatru do czterdziestu, mniej więcej, węzłów.
Potem jeszcze kiedy fiordami jechaliśmy na południe, co noc praktycznie aż do Rorvik gdzie zaczął się kolejny sztorm i przez chmury mało co było nieba widać.
Wczorajsze zjawisko skłoniło mnie do poszukiwań w interncie i okazuje się, że ostatni raz Zorza Polarna była widziana w całej Polsce w… lutym 2014 roku.  Zjawisko jako nocne najwyraźniej nie przechodzi do pamięci zbiorowej i zostaje zapamiętane jedynie przez entuzjastów. 
W podwójnym numerze URANII, miesięcznika Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii z lipca i sierpnia 1970 roku trafiłem na artykuł Stanisława Lubertowicza o polskich amatorskich obserwacjach Zorzy Polarnej. Amatorskich bo profesjonalnych i wtedy i do dzisiaj nie było i nie ma. Okazuje się, że częstotliwość występowania zórz polarnych widocznych z obszaru Polski leży w zakresie od 0.1 do 1 rocznie dla Krakowa przez od 1 do 5 rocznie dla równoleżnika, mniej więcej, Poznania, Warszawy i Lublina, do wartości w przedziale od pięciu do dziesięciu obserwacji zórz polarnych rocznie dla Gdańska. 
    Autor opisuje zorzę polarną widoczną w całej ówczesnej Polsce w dniu 25 stycznia 1938 roku. Zjawisko to było obserwowane wówczas w całej Europie, także w Grecji i w Giblartarze. Ciemny lud potraktowal to jako zapowiedź wielkich nieszczęść czekających Europę. Jak pisze St.Lubertowicz, przypadkowo chyba, się potwierdziło. Potem jeszcze o zorzy obserwowanej przez niego w styczniu 1957 roku na drodze z Olkusza do Krakowa „gdzie sceneria wapiennych ścian Jury Krakowsko-Częstochowskiej, lasów iglastych, pokrywy śnieżnej i kolorowo świecącego nieba – była sama w sobie legendą, zapamiętaną na całe życie”. 
   Od roku 1970 trochę się wpoglądach na naturę zorzy polarnej zmieniło jednak piszę o tym artykule bo w jego treści autor obok innych obserwacji zorzy polarnej , które prze lata były publikowane w URANII wymienia także opis zjawiska z nocy z czwartego na piąty września 1958 roku obserwowanego w Helu a opublikowanego przez mego ojca Wacława Czyszka. Nie wiedziałem o tej publikacji, zatem z dużym zaciekawieniem odszukałem zdygitalizowany numer 12 URANII z roku 1958 gdzie na trzech stronach druku minuta po minucie Tata podaje zmienny przebieg obserwowanego przez siebie zjawiska. 
Podaje w czasie urzędowym:
„00h20m: Silna czerwień przesuwajaca się z NNW w kierunku NW-W. Na stronie wschodniej natężenie b. słabe
00h22m:Silne promienie na tle seledynowym w sektorach N i NNE. Jaśniejsza czerwień w ENE, w pozostałych o natężeniu słabszym”
I tak co parę minut od godziny  22h05m dnia 04.09 do 01h59m 05.09.1958r. Pisze też o zmianach deklinacji magnetycznej w zakresie dwu stopni pięciu i pół minuty. Przy czym objaśnia szeroko cale zjawisko na podstawie zarejestrowanych przes siebie wówczas magnetogramów.
   Dla mnie te obserwacje, moja wczorajsza zupełnie amatorska, w Pucku w nocy z 17 na 18 marca 2015 roku i Taty z wrześna 1958 roku są swego rodzaju klamrą spinającą pokolenia, morskie i polarne. 
   Biorąc pod uwagę, że zarówno wczoraj jak i pod Rorvik i, wcześniej trochę, na Morzu Barentsa byłem razem z moim synem jest to zjawisko dalece pokrzepiające.
 
obraz nr 2

Jarosław Czyszek
w latach 1992-2006 kierownik Obserwatorium Geofizycznego w Helu,
żeglarz polarny, magnetyk Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie 2006/2007

Komentarze