Relacja z Selmy – na żaglach przez pak lodowy Rossa, Brawo dla Katharsis

0
955

Cały czas płyniemy na żaglach – na południowy wschód – do widocznego na mapach lodowych – otwartego wejścia na Morze Rossa. Prognozy pogody mniej więcej się sprawdziły. Zapowiadany sztorm dotarł, ale poszedł trochę bardziej dołem i szaleje właśnie na Morzu Rossa. U nas raczej spokojnie. Dwa ostatnie dni to ciągłe manewrowanie między polami i językami zbitego gruzu lodowego.

 

Selma od północy do południa płynęła 7-8 węzłów (15 km/h) teraz prędkość spadła do 5-6 węzłów. Stałym elementem jest przechodzenie przez kolejne pasy lodu. Zazwyczaj lawirujemy pomiędzy nimi, ale bywają też momenty przechodzenia na tyczkach. Wtedy trzeba lód przepychać i odpychać. Oczywiście takie manewry pod żaglami wymagają wzmożonej czujności sternika i człowieka na oku. Stale trzeba koordynować pracę „tyczkarzy” ze sternikiem. Pokrzykujemy, machamy rękami. W ostrym słońcu kolejne wolne od lodu przestrzenie oceanu kontrastują z lodowym pakiem na horyzoncie oraz z wielkimi growlerami i krami. Mijamy je slalomem. Nagrodą są piękne, aż nierzeczywiste „kalendarzowe” widoki! 

 

 

Manewry z przechodzeniem przeszkód lodowych na żaglach – to jednak trochę inaczej niż na silniku i rodzaj manewru zależy od warunków wiatrowych w danym momencie. Trudno wjechać w lód fordewindem z prędkością np. 4 węzłów zwłaszcza kiedy płyty kry są duże. Ostatnie forsowanie lodu zrobiliśmy podchodząc Selmą  do krawędzi paku podobnie jak do kei przy dopychającym wietrze. Zataczając półkole zrobiliśmy zwrot przez rufę, tuż przed pakiem wytraciliśmy prędkość luzując do łopotu grot i bezan i stanęliśmy w dryf z kliwrem pracującym na wstecznym. I tak na minimalnej prędkości oparliśmy się o lód i powoli go rozpychaliśmy wjeżdżając do środka cały czas w dryfie. Regulowanie kąta natarcie na lód robiliśmy wybierając lub luzując bezan. Oczywiście tyczki poszły w ruch ale tym razem bardziej pro forma, bo otaczał nas tylko miękki lód zimowy, jednoroczny. 

 

Dzisiaj uruchomiliśmy też odsalarkę. Jej wydajność zapewnia nam pełne zaopatrzenie w wodę (mamy także istniejące zapasy w zbiornikach). Pierwsze herbatki mają przyjemny smak z lekką nutką soli. Tej ostatniej nam tutaj nie brakuje!

 

 

Gratulujemy dzielnej załodze jachtu Katharsis II z kpt. Mariuszem Koperem. Wg otrzymanych wiadomości satelitarnych YB Trackingdzisiaj nad ranem dotarli do południowego końca lodowej Zatoki Wielorybów Morza Rossa przekraczając 78° 43.23 S, 163° 45.28 W. pobijając dotychczasowy rekord świata dla wszystkich jednostek morskich żeglujących na Południe. Brawo! Trzymamy za nich kciuki!

 

Tymczasem s/y Selma dalej żegluje na Południe – obecnie manewrując między górami lodowymi u wejścia na Morze Rossa. Zobaczymy jak daleko uda się nam dotrzeć na żaglach.  Jak powtarza kapitan Kuźniar – „WYTRWAŁOŚĆ” – hasło Shackletona – jest przecież także hasłem naszej wyprawy.

 

 

Pozdrawiamy z Selmy prącej przez pak lodowy.

SELMA TEAM: 

Piotr oraz Jacek, Wifi, Tomek, Kris, Duszan, Krzysiek, Damian, Artur, Luby i Leon.

opr. JJC

 

 

 

P.S.

Odpowiadając na wiele otrzymywanych pytań – jak na prawdę wygląda codzienne życie zwykłego załoganta na jachcie płynącym wokoło Antarktydy – poniżej specjalna relacja Damiana Święsa – załoganta Selmy – otrzymana satelitarnie kilka dni temu:

 

12/04.02.

Tu specjalny korespondent D. specjalnie dla portalu bialo-czerwona.org oraz  gościnnie dla SelmaAntarktyda.com. Drodzy czytelnicy spróbuję Wam opowiedzieć o prostym aczkolwiek bardzo skomplikowanym codziennym życiu przeciętnego dzielnego załoganta. 

 

Taki dzielny załogant jest budzony pół godziny przed wachtą. Chodzi o to żeby miał czas na zorientowanie się gdzie się znajduje i jak już to do niego dotrze (zwłaszcza to że trzeba wyjść z ciepłego śpiworka) żeby mógł pomiotać co cięższe przekleństwa na swoja głupotę i obiecać sobie że – już nigdy w życiu. Ale UWAGA, powyklinać cichutko, bo na Selmie się nie przeklina. Znaczy za darmo się nie przeklina bo każde przekleństwo kosztuje 20 euro (jak to w życiu, biednemu zawsze wiatr w oczy). Ci nadziani mogą poszaleć. Dzielna załoga próbuje obejść ten zakaz przekręcając brzydkie słowa (np. mada foka albo kliwer mać), ale Kapitan rzadko się nabiera.

 

 

Wróćmy jednak do ciepłego śpiworka. W śpiworku tym (jedynym gwarantem suchości i ciepła) dzielny załogant śpi z cennymi dla siebie rzeczami lub takimi które chciałby zachować suche. A więc: ze skarpetkami, rękawiczkami, wkładkami to gumiaków, komputerami, tabletami, smartfonami, ajpodami, empetrójkami, empeczwórkami, aparatami, obiektywami, kindlami i tak dalej i tak dalej. Są tacy którzy się nie załapują i `śpią na wycieraczce dygocąc. My jednak opowiadamy o załogancie który się mieści. 

 

Następnym krokiem do udania się  na wachtę, jest wysikanie się ( tu zdradzę najbardziej skrywaną tajemnicę choć wiem czym to grozi, dla drogich czytelników jednak wszystko). Na Selmie się sika NA SIEDZĄCO, tak drodzy czytelnicy mężczyźni, choć nie jest to łatwe i powoduje trwały uszczerbek w męskiej psychice). Deska ma temperaturę ok. bardzo niską więc tu występują dwa rodzaje postępowania:

1.         Na twardziela – się idzie i siada.

2.         Na czekanie na przed-twardziela – to chyba jasne.

Twardziele myją też zęby, choć nie jest to łatwe bo woda bliska zeru. Są na to specjalne procedury. Przed wejściem do toalety trzeba nabrać wody w usta (to mają wszyscy opanowane) żeby się ogrzała, wysikać się, umyć zęby i wtedy je wypłukać. 

 

Reszta standardowo. Można przystąpić do nakładania kilku warstw odzieży. Po dalszych ok. 15 minutach, dzielny załogant gotowy i ubrany wchodzi do sterówki gdzie dowiaduje się gdzie ma płynąć. Oczywiście wie, że na Morze Rossa, ale w którym kierunku ono jest to już musi się dowiedzieć. Jak już dojdzie do steru to już z górki. 

 

Na sterze trzeba jednak uwzględnić kilka czynników. Utrzymać kurs, nie przyfasolić w falę ani w górę lodową, nie pozwolić żeby fala ani góra przyfasoliła w nas i uważać na wiatr. Oprócz tego trzeba usłyszeć i zrozumieć co mówi Kapitan (z tym jest najgorzej).  Po pół albo w zależności godzinie sterowania załogant zmienia stanowisko i staje na oku. Bywa, że poprzeczka jest mocno podniesiona bo czasem aby stanąc na oku – trzeba wejść na maszt.. Spróbujcie drodzy czytelnicy takiej sztuki, w tej temperaturze i przy oblodzeniu i szczerze dosyć chwiejnym pokładzie. Po prostu (chyba) trzeba to lubić…. 

 

Tak to mniej więcej wygląda wśród załogantów mieszkających w kajutach po obu stronach burt.. Przyznacie, że dzielna to załoga. Trochę różni się wstawanie kolegów mieszkających w najzimniejszej kabinie – na rufie – Krisa i Tomka. Oni muszą wstać jeszcze wcześniej (mają swoją toaletę więc o „przed-twardzielu” nie maja co marzyć). W zależności od przechyłu, albo zakładają raki (nie krzywdzą zwierzątek drogie dzieci tylko buty ze szpikulcami) albo łyżwy, żeby się dostać do drzwi kabiny. 

 

I tego opisu chyba na dzisiaj wystarczy, bo rodziny dzielnej załogi też to czytają, dlatego nawet nie wspomnę o myciu się. Może następnym razem?

 

Damian

Komentarze