NA MORZU KAPITAN ODPOWIADA ZA WSZYSTKO i to nie podlega ani negocjacjom, ani dyskusjom

0
554

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

Nasz stały współpracownik Zbigniew Klimczak postanowił wsadzić kij w mrowisko. Efekt raczej go nie zadowoli. Znamy dwa tenisy: ziemny i stołowy. Wspólne słowo tenis, ale dość odległa problematyka. Tak jak żeglarstwo morskie i jeziorowe. Wielki „Zbieraj” mówi: „ma być bezpiecznie i miło„, fundamentalną zasadą Izby Morskiej jest: „kapitan odpowiada absolutnie za wszystko„, żona grozi mężowi: „jak zaraz nie wyprostujesz jachtu, to ja wysiadam„, stary Don Jorge cedzi przez zęby: „o manewrach podyskutujemy po zacumowaniu”, Krzyś Brykalski po kilku rejsach: „między młotem, a kowadłem„. Nie, nie jestem zwolennikiem barbarzyńskich praktyk: „prawo pierwszej łyżki„, „kapitan jest najdowcipniejszy” czy  „kuk nie człowiek„.

Żeglowanie morskie z rodziną, to naprawdę poważne wyzwanie. Z jednej strony panowie (przykładowo) Suszek, Ufnalski czy Tarczyński z żonami – z drugiej kilka znanych mi par, których małżeństwa w takich rejsach się rozsypały.

Never more ?

Drodzy Czytelnicy – to nie jest system „zero-jedynkowy”, to nawet nie „256 odcieni szarości”, ale poczytać i pomedytować można 🙂

Byle nie dyskutować, bo i tak każdy pozostanie przy swoim 🙂

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

——————————————————————————————————————————————

Temat dotyka generalnie załogi, ale szczególnie dedykuje to załogom rodzinnym. Dlaczego – to proste. Z każdą przypadkową załogą rozstajemy się na kei, ale z rodziną wracamy do domu i „żeglujemy” dalej 🙂

Jak nie popsuć rejsu

mała przestrzeń – duży problem ?

W tematyce morskiej czasami ten temat przewija się. Powstała nawet praca magisterska na ten temat. Problemy te istnieją również w żeglarstwie śródlądowym, ale są raczej przedmiotem żartów i kpin przy ogniskach niż tematem poważnych rozważań. W efekcie wiele rodzin i załóg koleżeńskich powraca co roku skłóconych, wściekłych na nieudane wakacje i stracone pieniądze. W mojej praktyce zetknąłem się z pewnym Stowarzyszeniem integracyjnym, organizującym też rejsy żeglarskie. Powiedziano mi o ich kłopotach, zadrażnieniach i często złym klimacie rejsu, co kłóciło się z jego założeniami. Zorganizowaliśmy spotkanie przedrejsowe, na którym wygłosiłem pogadankę o potencjalnych zagrożeniach, reagowaniu na wady kolegów i roli samego skippera w łagodzeniu lub eskalacji konfliktów. Po rejsie poinformowano mnie, że przebiegł on wspaniale, a szczególnie zaobserwowano zmiany w postępowaniu osób, które poprzednio dawały się załogom we znaki.

Zetknięcie różnych charakterów, sposobów reagowania na stresy na małej przestrzeni jachtu musi owocować konfliktami, rzecz w tym, aby nie stwarzać ku nim okazji, a jeśli się zdarzą – umiejętnie rozładowywać. Takie zadania stoją przed każdym członkiem załogi, a szczególnie przed skipperem, bo on ma je rozładowywać, a często, niestety, sam je generuje. Sir Francis Chichester, słynny żeglarz samotnik, zapytany czemu pływa samotnie odpowiedział; ponieważ nikt inny by ze mną nie wytrzymał. Coś jest więc na rzeczy. Żeglarstwo zmienia swoje oblicze. Przestaje być tylko formą szkolenia nowych żeglarzy, spektakularnych wyczynów samotników, a w coraz większym stopniu staje się jednym ze sposobów spędzania wolnego czasu. Zaczyna dominować pływanie rodzinne lub koleżeńskie. W rodzinnym pływaniu to rodzina jest też załogą, a problem polega na tym, że często żona czy dzieci nie są w stanie przyjąć skutków tego do wiadomości. Co gorsze, często nie rozumie właściwie swojej roli na jachcie Pan i Władca Rodziny, a przy okazji skipper lub odwrotnie. Często źródłem konfliktów jest przeniesienie układów domowych na jacht.

 

Złe nawyki zostawmy na kei

Na co dzień żyjemy i pracujemy obok siebie i albo nie dostrzegamy drobnych przywar kolegi, lub nie reagujemy na nie. Sytuacja może się zmienić całkowicie, jak stłoczymy się w kilku, na kilku metrach kwadratowych powierzchni jachtu. Drobne, niedostrzegalne do tej pory wady bliźniego zaczynają nas denerwować już po paru dniach. I często zapominamy, że nasze wady też są dostrzegane i oceniane. Pierwszy warunek powodzenia rejsu: zostawmy wady w domu i bądźmy wyrozumiali na wady innych – lub inaczej – zostawmy nasz egoizm na kei.

Do dobrych zasad należy wyjaśnianie takich spraw natychmiast a nie wtedy, gdy mocno nabrzmieją. Jedno jest absolutnie pewne, to jest nasz urlop i powinien być spędzony maksymalnie dobrze. Nasz, czyli każdego z członków załogi, obojętnie czy kolegów czy członków rodziny. Więc każdy musi w tym mieć swój udział, a największy – skipper.

W czasie rejsu każdy z członków załogi zmuszony jest przezwyciężyć wiele trudności, niewygód, pokonać wiele własnych słabości. Jeśli dopadnie nas sztorm, to trudności te rosną w zastraszającym tempie, a szczytowym ich nasileniem jest np. choroba morska. Jeśli dotknie to naszych najbliższych, możemy zapomnieć o następnym rejsie w ich gronie, ponieważ występowanie objawów choroby morskiej ma zasadniczy wpływ na nasze chęci żeglowania po morzu.

 

.

Źródła konfliktów

Jeśli na naszą podatność na chorobę morską nie mamy większego wpływu, z wyjątkiem umiejętności nie pakowania się w sztorm, to na pewno możemy próbować unikać innych przyczyn sytuacji stresowych na jachcie. A będzie ich sporo:

 

· przede wszystkim nieumiejętność współżycia w załodze

· nie branie udziału w życiu i pracy załogi

· niektóre cechy charakteru jak brak lub nadmiar poczucia humoru, brak tolerancji

· bałaganiarstwo, lenistwo

· brak kultury

· „niedbałe” traktowanie zasad higieny osobistej

· kiepskie żywienie

· palenie papierosów na jachcie – ostatnio nabiera szczególnego znaczenia i obarcza skipera dodatkowymi obowiązkami mediacyjnymi i dowódczymi

· alkohol, napój wyraźnie kojarzony z żeglarzami, bardzo często jest przedmiotem głośnych burd w portach i nie tylko, skierowanych przeciw innym, ale również pomiędzy załogą.

Można mnożyć źródła potencjalnych konfliktów, gdyż nawet różnice światopoglądowe czy wiekowe, na lądzie nie mające większego znaczenia, w warunkach stałego przebywania na ciasnej przestrzeni potrafią wystąpić z całą ostrością. To, co na śródlądziu jest śmieszne, niesmaczne, na morzu może być groźne w skutkach. Znaczenie relacji skipper – załoga (tu często rodzina) ma zasadnicze znaczenie przede wszystkim dla bezpieczeństwa, ale i dla ogólnej atmosfery rejsowej i porejsowej. Dąsy, animozje, kłótnie rodzinne na tle poleceń czy jego wymagań, to koniec rejsu. Tego i następnych. Z pewnością nie chcemy takiego obrotu sprawy, więc dobrze się zastanówmy nad tym tekstem i wyciągnijmy właściwe wnioski.

.

Rodzina staje się załogą

Podstawowym jest uzgodnienie, że na pokładzie, kiedy jacht jest w rejsie lub w czasie manewrów portowych, nie ma dzieci, ojca, żony, teściowej-/cia czy przyjaciela. Jest załoga i ten, który dowodzi jachtem, a załoga go słucha. Tego problemu nie sposób przecenić. Sam od lat pływam rodzinnie i coś o tym wiem. Pełny sukces na tym polu raczej wykluczony, ale przynajmniej spróbujmy. A więc żony, dzieci, przyjaciele, musicie zrozumieć, że są momenty, w których wasz tata, którego na lądzie nie słuchacie, jest w pewnych momentach „pierwszym po Bogu” i koniec. Przeczytanie poprzedniego zdania przez przesympatyczną Fokę (żeńska odmiana Morsa) stało się przedmiotem ostrej reprymendy z jej strony i postawienia zarzutu o antyfeminizm autora. Długo zastanawiałem się, jak mogłem założyć, że tylko męska część populacji skipperuje, kierując apele tylko do ich żon. Antyfeminizm odpada i to zdecydowanie, ponieważ mam liczne dowody na większą odpowiedzialność, wrażliwość i pracowitość u Pań oraz zupełny brak pospolitej chęci dominowania z racji swojej funkcji. Wynik moich przemyśleń jest następujący: nie kierowałem żadnych uwag i apeli do pań, ponieważ nie znane mi są wypadki nadużywania przez nie władzy. Znane mi są natomiast przykłady doskonałej umiejętności łagodzenia obyczajów w razie konfliktów na pokładzie. Panowie, bierzcie przykład z Pań.

 

.

Rola skippera w łagodzeniu obyczajów na jachcie

Cechy wrodzone lub nabyte mogą posłużyć do zażegnania konfliktu wśród załogi lub same mogą stać się przyczyną konfliktów. Wielu skipperom odpowiada ta funkcja i związane z tym przywileje, wręcz potrafią się tym upajać. Nie zawsze śmieszne czapeczki ze złocieniami są tylko przejawem snobizmu. Staje się to wręcz niebezpieczne, jeśli wiąże się z wysokim, niekoniecznie słusznym, dobrym mniemaniem o sobie lub autorytarną osobowością. Od dobrego skippera oczekujemy, że będzie opanowany, szczególnie w sytuacjach stresowych, będzie miał wysokie kwalifikacje i doświadczenie żeglarskie. Że potrafi wyegzekwować niezbędną dyscyplinę i wykonanie swoich poleceń w sposób zawsze taktowny. To niezwykle wysokie wymagania, ba – to wręcz ideał, ale tu apel do naszej „rodzinnej” załogi. To od Was bardzo dużo zależy, ponieważ to Wy macie możliwości sprowokowania go do niegodnych zachowań.

 

.

Rola załogi w ograniczaniu konfliktów

Skipper jest tu najważniejszą osobą, ale to od Was zależy ograniczenie obszarów możliwych konfliktów. Jeśli on potraktuje swoją rolę w kategoriach również przeżywania przyjemności, a nie tylko rządzenia, a Wy trochę zapomnicie o przyjemności, oddając czasami pierwszeństwo posłuszeństwu, to sukces murowany. W świetle przepisów morskich ma on z góry przyznane prawo racji, ale w warunkach żeglugi rodzinnej w czasie wakacji, ten właśnie przywilej wkurza Waszą rodzinę, czyż nie? Dla dobra sprawy lepiej więc, aby on nie korzystał często z tego przywileju, a swoje plany i obowiązki realizował poprzez osobisty przykład, perswazję, a głównie był czujnym i stosował profilaktykę. Lepiej likwidować sytuacje konfliktowe w zarodku niż gasić nabrzmiały konflikt.

Czy ktoś jeszcze zazdrości skipperowi jego funkcji i władzy? Biedak musi doprowadzić rejs bezpiecznie do końca, musi dopilnować, aby nastrój był doskonały, a załoga wesoła, nakarmiona i nieprzepracowana, jacht czysty i zadbany. Przecież to drobiazg, jak myślą niektórzy. A więc kochana rodzino, załogo – miej litość i wspomóż go! To gwarancja, że za rok ponownie spotkacie się na jakimś pięknym rejsie.

 

Zbigniew Klimczak

www.przewodnikzeglarski.pl

www.kulinski.navsim.pl 

 

Komentarze