Morskie widziadła: Kaźń na Morzu Jońskim

0
950

Morze Jońskie przywitało nas nie lada wichrem. Stojąc w porcie patrzyliśmy przez zejściówkę jak grad leci niemalże poziomo. Jachtowa LWJ (Licencjonowana „Wiedźma Jachtowa”) przepowiadała nadchodzącą „kaźń”. 🙂

Poranek jednak przywitał nas nadzieją, że wiatr trochę ostygnie w swych zapałach..

Celując między przejściem dwóch frontów atmosferycznych, spłynęliśmy przy spokojnym wietrze z Levkas do Zakynthos. Tu ponownie rozpętał się wicher, zatrzymując nas przez dwie noce przy falochronie, nad którym przebijały się spienione bryzgi. Pierwszego poranka w Zakynthos, przy samym wejściu do portu, morze pochłonęło wpływający stary rybacki kuter.. Siedząc wieczorem w tawernie przy kuflu Mythosa oglądaliśmy w TV wiadomości o próbie ratowania załogi i pasażerów promu, który płonął niedaleko Levkas.

Wszytko to tylko potęgowało wizję przepowiedzianej kaźni..

Zwlekaliśmy z drogą powrotną, licząc nadaremnie, że morze nieco się uspokoi.

Stało się! Nadszedł dzień kaźni. Ruszyliśmy rankiem na rozhukane morze. Fala w ryło, fala po grzbiecie, przechyły i męczarnie..
Po 11 godzinach walki z żywiołem, zmordowani dobrnęliśmy ostrym bajdewindem do Vathy na Itace.

Kolejny poranek przywitał już nas słońcem, które towarzyszyło nam do końca rejsu. Skończyła się kaźń i nastąpiła sielanka! Nie zabrakło również kąpieli w morzu.

Najciekawszą miejscowością okazała się być maleńka miejscowość Frikes, licząca raptem nieco ponad dwadzieścia osób. Za to jakie baszty i umocnienia! Równie ciekawy był miejscowy folklor. Główną rozrywką Frikes poza sezonem jest sklep, w którym spotyka się przy małym co nieco miejscowa ludność. O tej porze roku staliśmy się tu nie lada atrakcją. Nikt tu o tej porze roku nie przybywa, a tym bardziej nie na żaglach. Otwarto więc dla nas knajpę, do której ściągnęli miejscowi muzykanci, przygrywając na trąbce i bębenku.

Nazajutrz wróciliśmy do Levkas, Morze Jońskie żegnało nas słońcem..

Komentarze