Kilka słów o tym co wydarzyło się na jachcie Xela.

0
3662

Na początku jeszcze raz chciałbym bardzo podziękować ratownikom Litewskiego SAR-u, załodze promu Athena Seaways, załodze helikoptera ratunkowego, lekarzom i ratownikom medycznym dwóch szpitali w Kłajpedzie. Bez Was i bez waszego profesjonalizmu zakończenie tej całej historii w takich okolicznościach nie byłoby możliwe. Zrobiliście kawał dobrej roboty. 

Chciałbym również podziękować całej mojej załodze. Wasze postępowanie i podporządkowanie się pod wszystkie komendy podczas akcji ratunkowej zasługuje na olbrzymią pochwalę. Z taką załogą popłynę wszędzie i na wszystkim. 

No ale od samego początku.

W środę późnym wieczorem cała załoga została zaokrętowana. Ustalenie wacht, omówienie systemów na jachcie, omówienie wszystkich aspektów bezpieczeństwa, prognozy pogody itd. Ustalenie trasy, omówienie EEZ-tów przez które będziemy przepływać po drodze ze szczególnym uwzględnieniem Rosyjskich wód terytorialnych i omówieniu wejścia do Kłajpedy. O dziwo trwało to prawie 3 godziny. Całe omówienie prowadził Jakub Milczarek, który ten rejs chciał wykorzystać jako kolejne doświadczenie na drodze do zdobycia uprawnień kapitańskich. Wszyscy z tej załogi mieli doświadczenie morskie. Było trzech jachtowych sterników morskich, trzy żeglarki śródlądowe, tylko jedna załogantka była bez doświadczenia żeglarskiego ( chociaż nie był to jej pierwszy rejs ). 
Po wyjściu z Górek Zachodnich zrobiliśmy kilka manewrów szkoleniowych ( człowiek za burtą itd. ) jeszcze raz sprawdziliśmy jacht i na zupełnym luzie skierowaliśmy się w stronę Kłajpedy. Wszystko szło wręcz idealnie. Jeszcze będąc w zasięgu sieci pisałem ze swoim przyjacielem Grzegorz Rokita który jest ( był ) właścicielem jachtu nie mogąc się nadziwić zdolnościami nautycznymi Xeli. Około 2 w nocy następnego dnia dotarliśmy do Kłajpedy. Wejście do portu, uruchomienie obrotowego mostu i znalezienie miejsca zajęło nam kolejne 2,5 godziny. Kolejny dzień to drobne prace porządkowe odpoczynek, zwiedzanie miasta ( w sumie wszystko to co robi się na każdym rejsie ). Około 18 czasu Litewskiego wyszliśmy w drogę powrotną . Po przejściu główek portu postawiliśmy żagle. Wiatr 10-12 węzłów z kierunku 260 bez większych porywów, dość spore zafalowanie. Stan morza 4-5. 
Delikatne kłopoty zaczęły się godzinę później. Rozwiało się do 20 węzłów i wzrósł stan morza do 6. Pierwszy ref i do przodu. Już wtedy wiedzieliśmy ze za kilka godzin potrzebny będzie zwrot tak aby bezpiecznie ominąć strefę rosyjską. Ponownie wzrósł wiatr. Tym razem porywy już do 30 węzłów. Szybka decyzja 2-gi ref. I tu wielki klops. Okazało się, że nie możemy założyć drugiego refu . Grot utknął jakiś metr pod topem masztu i nie możemy go ruszyć w dół. Ruchomość grota była zachowana pomiędzy topem a pierwszym refem. Było już ciemno więc zdiagnozowanie problemu mimo latarek nie było możliwe. Praca na pokładzie przy takich warunkach nie należy do najprostszych. Decyzja o zrefowaniu foka. I w tej samej chwili dostaje informacje iż pod pokładem strasznie śmierdzi. Kontrola kingstona – wszystko ok, smród się nasila i pokazała się woda pod podłogą. Ciężko było przy takim zafalowaniu określić przyrost tej wody ale miałem wrażenie ze pompa zęzowa dawała radę. Poleciłem wybrać grota, ustawić jacht pod wiatr, odpalić silnik ( tylko w takich warunkach praca pod pokładem była bardziej przewidywalna . Fale były coraz większe a wiatr w porywach dochodził do 38 węzłów ) 

Zagrożenie pokazało się z zupełnie innej strony ( w przeciągu dwóch kwadransów ) prawie cała załoga dostała silnych objawów choroby morskiej. Po 15 minutach jedna z załogantek traciła co chwile przytomność a kolejne były na pograniczu utraty świadomości. ( był z nimi utrudniony kontakt, przemieszanie się po jachcie sprawiało im widoczne kłopoty ) Pierwszy raz w życiu widziałem taką sytuację. Do tego wrastający poziom wody w mesie nie pozostawiał już żadnych złudzeń. Przybór wody nie był olbrzymi ale był większy niż wydajność pompy zęzowej. 

To wszystko przyczyniło się do decyzji o przygotowaniu się do ewakuacji. Osobiście użyłem przycisk DISSTRES i zgodnie z procedurami wezwałem pomoc przez radio. Po drugim wezwaniu pomocy z uwagi na brak odpowiedzi poleciłem odpalić EPIRB i naszykować pirotechnikę. Cała załoga odpowiednio ubrana i przygotowana była już na górze. Kilka potwierdzeń przez radio, ponowne potwierdzenie pozycji i informacja iż wezwanie zostało przyjęte, kieruje się do nas statek Athena Seaways od strony zachodniej jest w odległości ok 40 min. W tym samym czasie z uwagi na stan załogantów Litewski SAR poinformował mnie o skierowaniu w naszą stronę śmigłowca ratunkowego. W między czasie przyszła informacja, iż z pomocą w naszą stronę płynie również Rosyjska jednostka wojenna. Koordynacja akcji ratunkowej ( z tego co zrozumiałem przez radio – litewski nie należy do łatwych dla mnie języków – z nami rozmawiali po angielsku a między sobą po litewsku ) zajął się kapitan Athena Seaways który cały czas był w kontakcie radiowym ze mną systematycznie informując mnie o sytuacji i czasie, w którym osiągnie nasza pozycję. Lekarz ze śmigłowca upewniał się drogą radiową co jakiś czas jaki jest stan moich chorych załogantów. Prom Athena Seaways okrążył naszą pozycję od prawej burty przepływając od tyłu i zasłaniając nas od fali ( bardzo, bardzo dobra decyzja ) . Kapitan promu opuścił na wodę łódź ratunkową z trzema ratownikami. Załoga śmigłowca nie mogła podjąć Karoliny z pokładu z uwagi na grot który cały czas w tych warunkach był rozwinięty. 

Podjęcie nas z jachtu było naprawdę wyjątkowo trudne, fale które były mniejsze ( byliśmy zasłonięci promem, ale aby zachować minimum sterowności cały czas musieliśmy utrzymywać minimum 3 węzły i nie zderzyć się z promem). Z informacji od Kapitana promu mimo zasłonięcia naszej pozycji fale były o wysokości 2,5 metra a wiatr przekraczał 30 węzłów. Na zegarach na jachcie porywy były do 38 węzłów. 

Tutaj należą się olbrzymie słowa uznania dla Daniel Kazimierz Korab i Marcin Pytka którzy byli w stanie utrzymać pozycje jachtu i bez słowa sprzeciwu wykonywali wszystkie polecenia. Chłopaki szacunek. Wasze podejście, postawa i bezkompromisowe wykonywanie poleceń w olbrzymiej mierze przyczyniło się do tego iż kilka godzin później wszyscy siedzieliśmy w knajpie ?
Przełożenie 2 prawie nieprzytomnych załogantów na pokład łodzi ratunkowej było olbrzymim wyzwaniem i chwilę trwało. Tutaj na olbrzymia pochwałę zasługuje Jakub Milczarek który odpowiadał ze ich przerzucenie na łódź ratunkową i za opiekę nad nimi podczas pierwszej fazy ewakuacji. Ustaliliśmy z Kapitanem promu że ewakuacja będzie się odbywała trójkami. Po pierwszej trójce przyszła kolej na następną ( tu było prościej bo wszyscy byli w pełni przytomni ). Trzeci rzut to Daniel i ja. 

Nigdy nie myślałem ze będę schodził z jachtu na morzu. Nigdy przez głowę mi nie przeszło że będę musiał wzywać pomocy i nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy iż podczas takiej sytuacji życie wszystkich osób może zależeć od ciągu i prawidłowości podejmowania decyzji. Które łatwe nie są – możecie wierzyć mi na słowo. 

Tu przy okazji należą się olbrzymie słowa uznania dla Krystian Szypka – Polskiego Kapitana ze szkoły OceanTeam, który był i nadaj jest dla mnie olbrzymim autorytetem morskiego pływania. Jego szkolenia w których brałem udział, forma i sposób w jaki przekazywał mi swoja wiedzę nabiera innego wymiaru po takim zdarzeniu. 

Olbrzymie słowa uznania dla mojego przyjaciela lekarza anestezjologa Grzegorz Cezary Witer( również sternika morskiego ) z którym od kilku lat zaciekle dyskutujemy na tematy związane z ratownictwem, resuscytacja itd. Takie wielogodzinne dyskusje z olbrzymim specjalistą pomagają w podjęciu odpowiednich decyzji w sytuacjach które chcielibyśmy aby nigdy się nie zdarzyły. 
Nie udało mi się odłączyć elektryki bo ostatnim razem jak byłem po pokładem woda była do kolan. Wyłączyłem silnik i przeszedłem o łodzi ratunkowej. Już z promu widziałem s/y Xela który dryfował z bardzo dziwnym przechyłem do przodu. ( nie wiem czy jacht całkowicie zatonął ) 

Po kilkunastu minutach wszyscy byliśmy na promie. Lekarz śmigłowca i ratownik z uwagi na pogarszający się stan Karoliny zdecydowali się zejść na pokład promu ( śmigłowiec ratunkowy cały czas krążył dookoła miejsca ewakuacji ). Już na miejscu okazało się że jej temperatura spadła do 35 stopni. Lekarz wraz z ratownikiem po ocenie jej stanu zadecydowali iż podejmą ja z pokładu promu i przetransportują śmigłowcem do szpitala. Pozostał dwójka najbardziej poszkodowanych została opatrzona na promie. 
Wszyscy byli dla nas bardzo uprzejmi i pomocni. Miałem wrażenie ze jesteśmy VIP-ami na pokładzie promu – naprawdę. Część z nas dostała suche ubrania. 
Po 3 godzinach dobiliśmy do Kłajpedy gdzie czekały na nas karetki pogotowia. Wszyscy zostali opatrzeni i przetransportowani do szpitali w Kłajpedzie. Będąc w karetce dostałem informacje że z Karoliną jest już wszystko ok. Kilka godzin później wszystkich nas wypisano ze szpitala. 

Kilka słów o mojej załodze. 

Jakub Milczarek – Był to dla Ciebie kapitański rejs stażowy, chociaż Twoje oficjalne doświadczenie jeszcze nie pozwala na to abyś mógł posługiwać się uprawnieniami Kapitana Jachtowego to w mojej opinii Ty już nim jesteś. Twoja wiedza, spokój i podejście nie pozostawia żadnych złudzeń. 

Daniel Kazimierz Korabl – bez Ciebie najprawdopodobniej nie dalibyśmy rady. Wiem, że jesteś skromną osobą ale w moim odczuciu za tą olbrzymia skromnością idzie pełen profesjonalizm, wiedza i opanowanie. Nigdy nie rezygnuj z żeglarstwa, ten sport potrzebuje takich ludzi jak Ty. 

Marcin Pytka – jesteś młodym sternikiem, który podczas tego rejsu w pełni pokazał to, że każdy Kapitan chciałby mieć Ciebie w swojej załodze. 

Agnieszka Lewandowska – bywam podobno podczas rejsów bardzo wymagający – w mojej ocenie celująco zdałaś wewnętrzny egzamin kapitana Baryłki ?. Twoje umiejętność realnej oceny sytuacji były bardzo pomocne. Czekam, aż się pochwalisz zdanym egzaminem na sternika morskiego. 

Dorota Koc – to był Twój pierwszy rejs na morzu. Szacun za Twój spokój i opanowanie, za wiedzę i współprace w załodze, szczególnie dziękuję za to iż w tak profesjonalny sposób opiekowałaś się wszystkimi. 

Kasia Nowak – to był Twój pierwszy rejs na Bałtyku ( w Chorwacji bywa spokojniej ? ), mam nadzieje że nie był ostatni. Masz wszystkie niezbędne cechy aby zostać morskim żeglarzem. 

Karolina Majewska – To był ciężki rejs dla Ciebie. Nie wiem dlaczego ale mam nieodparte wrażenie że jeszcze się spotkamy na morzu. Byłaś bardzo dzielna. 

Kapitan jachtowy 
Maciej Szubski 
( kapitan Baryłka )
PS

Bardzo długo zastanawiałem się nad przyczynami i ciągiem awarii podczas drugiej części rejsu. Nie wiem co zablokowało grot ( być może raksa która pękła czy może jakieś ciało obce, kawałek liny lub które unieruchomiło grot ) Wspólnie z Jakubem rozważaliśmy odcięcie grota od bomu i przywiązanie go do masztu. Nie zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie bo istniało ryzyko, iż przy takim zafalowaniu nie uda nam się tego zrobić a gdyby grot się zarwał i był utrzymywany w górnej części masztu to prawdopodobieństwo wywrotki graniczyłoby z pewnością.
Nie wiem co było powodem wody w kokpicie ( jej ilość i tempo przybierania podpowiada mi iż był przeciek, być może w okolicach toalety, być może zawory spustowe ) nie udało nam się tego zdiagnozować. Być może w coś uderzyliśmy, a z uwagi na stan morza nie było to odczuwalne dla nas. W dyskusjach ze znajomymi pokazała się opcja, iż być może odór w mesie był spowodowany rozszczelnieniem się akumulatorów. ( ale do samego końca był prąd, nie było żadnych zwarć ). To chyba trzeba pozostawić PKBWM

Komentarze