Jacek Guzowski – CQ. CQ. CQ.

0
706

Nie zdarzyło mi się, nigdy dotąd, puszczać w przestrzeń radiową komunikatu,  nazywanego „wywołaniem ogólnym„,  zaczynającego się od słów: „CQ” i „All ships„.  Przyszedł jednak dzień, kiedy „pierwszy raz” miał miejsce. I, jak to zwykle bywa, spowodowały go nie codzienne okoliczności  …..

obraz nr 1

pozycja Eternity, 23 grudnia 2014r

Jest 23 grudnia 2014. W Kraju ostatnie przygotowania do rozpoczynających się jutro Świąt. Na Atlantyku przygotowań nie ma, jest normalny dzień żeglugi, 17 dzień na oceanie. Do celu jeszcze ok. 1/4 drogi.  Zbliża się wieczór. Codziennie o 2000 UTC przygotowuję wiadomość sms dla mojej Rodziny. Dziś mam przygotowany standardowy komunikat o treści:

„Eternity. 23.12.2014. 2000 UTC. Poz. 14°58’N, 050°56’W. Cog267. Sog4kn. Wiatr E3B. Log5775Nm. Do celu 578Nm. Wszystko ok.”

Kończę komendą „send” i czekam na potwierdzenie wysłania wiadomości. Zwykle, trwa to kilka minut.

Tym razem jednak, po kilku minutach, dostaję informację, że wiadomość nie została wysłana. Ponawiam próbę kilkukrotnie. Bez efektu. Odkładam telefon. Czekam. Może za godzinę, dwie, uda się wysłać. Nic z tego. Cóż,  technika czasem zawodzi. Może operator ma kłopoty? Może wzmożony, przedświąteczny ruch w sieci spowodował jakiś „zator”? Nie ma co się martwic na zapas. Trzeba poczekać do rana.

Wczesnym rankiem 24 grudnia ponawiam próby wysłania wiadomości. Bezskutecznie. Uruchamiam numer serwisowy do providera. Dzwonię, w nadziei na uzyskanie informacji, co się dzieje, że łączność zawodzi.

Po chwili mam odpowiedź. Automatyczna sekretarka informuje, że połączenie nie może być zrealizowane, ponieważ moja karta „wyexpirowała”.  A prostymi słowami: na mojej karcie prepaidowej skończyły się pieniądze.

Przewidziałem taki scenariusz i starałem się mu zapobiec, nauczony doświadczeniem Aleksandra Doby, który samotnie przepłynął Atlantyk ze wschodu na zachód. Aleksandra nie muszę przedstawiać. To postać o światowej już, zasłużonej sławie.

Odbyliśmy, z Aleksandrem, w Trzebieży, długą i ważną, dla mnie, rozmowę. Jednym z tematów była łączność satelitarna na oceanie. Do tej pory zawsze korzystałem z systemu „Irydium”. Z Inmarsat nie miałem do czynienia, liczyłem więc na uzyskanie doświadczeń „z pierwszej linii”. Olek opowiedział m.in. o irytująco długim czasie oczekiwania na połączenie, o ginących w cyberprzestrzeni i nigdy nie dochodzących wiadomościach, o iluzji związanej z działaniem lub nie tzw. „darmowej bramki sms”, oraz o konsekwencjach jakie wywołało „przeoczenie” faktu wyczerpania karty prepaidowej. W Jego przypadku, po 4 dniach braku wiadomości, uruchomiona została szeroko zakrojona akcja ratownicza. Na szczęście, został szybko odnaleziony przez tankowiec uczestniczący w akcji i sprawa wyjaśniła się na tyle, że nie został „na siłę uratowany”, lecz mógł kontynuować wyprawę. Nie będę się wdawać w szczegóły. Posłuchajcie kiedyś, jak o tej przygodzie sam opowiada – naprawdę warto.

Nauczony doświadczeniem Olka, zawarłem z firmą z „providerską” umowę, na „automatyczne” doładowywanie, jeśli liczba jednostek na karcie spadnie poniżej 20. Byłem spokojny, że z tej strony niespodzianka mi nie grozi.

„Oj naiwny, naiwny, naiwny”, chciało by się zanucić, ale mnie wcale nie było do śpiewu. Nie wiem do dziś, który element układanki zawiódł. To jest temat do wyjaśnienia, już  po zakończeniu wyprawy. I na pewno drobiazgowo go wyjaśnię i nagłośnię, bo sprawa dotyka bezpieczeństwa na morzu, a to już nie jest pole do żartów.

Faktem jest, że zrealizował się „czarny scenariusz” i 23 grudnia straciłem kontakt ze światem,

To nie jest pierwsza wyprawa w moim życiu. Bywałem w różnych „nie codziennych”, czasem „hardcorowych”, miejscach i moja Rodzina jest „zaprawiona w boju”. Wiem, że będą się niepokoić, ale nie wpadną w panikę, a brak wiadomości będą traktować, jako dobrą wiadomość. Lepiej by było, z pewnością, gdybym w ogóle nie miał telefonu satelitarnego. W takim przypadku, jeśli nie ma wiadomości, że „odpalona została” boja Epirb (Emergency Position-Indicating Radio Beacon) albo Plb (Personal Location Beacon), przyjmuje się, z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że wszystko jest w porządku. Gorzej jest, gdy wiadomości przychodziły regularnie i nagle się urwały. Nawet najodporniejszym przyjdą wówczas do głowy „czarne myśli”. A tu dziś Wigilia. Jeśli nie uda mi się przekazać wiadomości, o nie działającym telefonie, moja Rodzina będzie miała popsute Święta. Nie ma siły. Będą się martwić, a ja mam do celu jeszcze ponad 500 mil – to około tydzień żeglugi.

Gdyby chociaż przepływał jakiś statek ! Ba – ostatni i jedyny, zresztą, widziałem 2 tygodnie temu. Jestem poza strefą jakichkolwiek tras, uczęszczanych przez statki i nie ma co na nie liczyć.

TĘDY NIKT NIE PŁYWA. 

Co najwyżej jachty, płynące na Karaiby. Ale ostatnie jachty widziałem również 2 tygodnie temu, w liczbie trzech. Wszyscy już dawno dopłynęli do celu i szykują się do Świąt.

Nie ma się co oszukiwać – jestem tu zupełnie sam.

Biorę do ręki „gruszkę” mojej stacjonarnej ukf-ki Icom M-411, nastawiam maksymalną moc nadawania i, bez większej nadziei, rzucam w eter „wywołanie ogólne”:

CQ, CQ, CQ. All ships, all ships, all ships. This is sailing yacht Eternity, sailing yacht Eternity, sailing yacht Eternity. Over”

Cisza. Cisza. Cisza. Odpowiada tylko cisza.

Powtarzam wywołanie ogólne w odstępach 15 minutowych, przez ponad 2 godziny.

Gdy już niemal tracę wszelką nadzieję, słyszę w głośniku trzaski i po chwili, „lekko zachrypnięte”, ledwie słyszalne, ale jakże pięknie brzmiące: Eternity, Eternity, Eternity…..

Ktoś, znajdujący się, na granicy słyszalności, usłyszał moje wywołanie i zgłasza się !!!

To nie jest łatwa rozmowa.

Niemal nie słyszę mojego rozmówcy a On też ledwie mnie słyszy. Mozolnie, cierpliwie, słowo za słowem, często powtarzając, lub literując poszczególne słowa, tłumaczę moją sytuację. Proszę o wysłanie do mojej Rodziny, sms-a z informacją że jestem cały i zdrowy, że mam nieczynny telefon satelitarny, gdzie jestem i kiedy orientacyjnie powinienem dotrzeć do celu. Podaję numer telefonu odbiorcy sms-a.

Gdy mamy to już za sobą, John, mój ledwie słyszalny rozmówca i nadzieja, informuje  mnie, równie, mozolnie, cierpliwie i słowo za słowem, że, niestety, nie dysponuje łącznością satelitarną a tylko łącznością pośrednio-falową. Nie wyśle więc sms-a a może jedynie wysłać e-mail, przez system „sailmail”.  Prosi o podanie mojego imienia i nazwiska, pełnej nazwy i nr rejestracyjnego jachtu, call sign, MMSI,  flagi, portu macierzystego, adresu e-mail, na jaki ma przesłać wiadomość i nazwiska adresata i wreszcie mojej pozycji, celu podróży, orientacyjnej daty osiągnięcia go i informacji o mojej kondycji.

John jest niezwykle cierpliwy i, jak z powyższego widać, systematyczny i „bardzo poukładany”. Może pomagał już komuś na morzu, rozwiązać problemy? Nie wiem. Może się kiedyś dowiem.

Znów, mozolnie, tym razem ja „wypełniam check-listę” podaną prze z Johna, a John ją, równie mozolnie, powtarza, czekając, za każdym razem, na potwierdzenie poprawności każdego elementu.

Upłynęła ponad godzina, naszej rwanej, co rusz, konwersacji, nim mieliśmy pewność, że się dogadaliśmy. Po dłuższej chwili John potwierdza, że wysłał wiadomość i prosi o pozostanie na nasłuchu, bo oczekuje wiadomości zwrotnej do mnie.

Łączność urywa się jednak i mimo utrzymywania stałego nasłuchu, nie udaje nam się nawiązać jej ponownie.  Najprawdopodobniej płynęliśmy rozbieżnymi kursami ale, szczęśliwym trafem, zdążyliśmy się porozumieć. Miałem wielką nadzieję, że wiadomość dotarła, a w każdym razie wiedziałem, że zrobiłem wszystko, co możliwe, żeby ją przekazać.

Nim przekonałem się jakie były losy mojej wiadomości i czy dotarła, musiało upłynąć pięć kolejnych dni, a na log Eternity nawinęło się kolejne 500 mil.

 

Message from Eternity – safe and well

24.12.2014 12:35:00 CET

Hi,
Your husband asked me to send an email to you as his satellite phone is not working. He is safe and well some 500 miles from Martinique and should arrive Monday or Tuesday. His position is: 14 59N, 52 01 W.

I am in radio contact with him currently and may be able to relay any message back from you.

He says happy Christmas.

Rgds
John
————————————————-
Do not push the „reply” button to respond to this
message if that includes the text of this original
message in your response.  Messages are sent over a
very low-speed radio link.

The most concise way to reply is to send a NEW message
to:  „John”
If you DO use your reply button, be sure to delete
the original message text and these instructions
from your reply.

Replies should not contain attachments and should be
less than 5 kBytes (2 text pages) in length.

This email was delivered by an HF private coast station
in the Maritime Mobile Radio Service, operated by the
SailMail Association, a non-profit association of yacht
owners. For more information on this service or on the
SailMail Association, please see the web site at:
http://www.sailmail.com

 

Napisałem do Johna, maila z podziękowaniem, już z Martyniki, ale nie odpisał.

Zwrócę się zatem do Niego w ten sposób:  Drogi, Anonimowy John ! Nie przeczytasz pewnie tej wiadomości.

Szkoda bo chciałbym żebyś wiedział, jak jestem Ci wdzięczny za to, że dowiodłeś swoim postępowaniem, iż „solidarność ludzi morza” to nie są puste słowa, a gotowość do niesienia bezinteresownej pomocy na morzu jest wartością, która niezłomnie trwa, ma się dobrze i zawsze, w potrzebie, można na nią liczyć. I za to Ci dziękuję.

 

Jeśli kiedykolwiek znów wyruszę w transoceaniczną podróż, nie zabiorę już ze sobą żadnego elektronicznego, półprzewodnikowego, cacka, działającego na prądach dziurowych i kapryśnych satelitach, lecz analogowego, poczciwego, gołębia pocztowego, działającego na groch, wodę i powietrze, któremu, zamiast abonamentu, czy karty pre-paidowej, wystarczy dziura w dachu….   I będę mieć pewność, że wiadomość dotrze do tego dachu… może nie przez satelitę i nie lotem błyskawicy, ale za to NA PEWNO !

Basse-Terre, Guadelupa, 02.03.2015

Jacek Guzowski

http://circumnavigation.pl 

 

Komentarze