Tak jak wspominałem w tytule Skwarek już zakończył sezon, przedwczesne zakończenie sezonu spowodowane jest moim upadkiem na ostatnim etapie Tour de Martinique który to zakończył się kontuzją barku która uniemożliwia żeglowanie i dlatego Skwarek już od 4 tygodni nie pływał i definitywnie zakończył sezon.
Sezon ten dzięki Skwarkowi dostarczył nam wielu przygód a co za tym idzie wielu znajomych, a przede wszystkim dzięki niemu staliśmy się częścią Saint Luce, bo to rybacy stanowią klimat Saint Luce a to oni nas zaadoptowali, zaopiekowali się (Skwarkiem i jego armatorem) i przyjęli jak swoich, tak ze każda wyprawa na Skwarka zaczynała się pobraniem sprzętu z garażu rybaków (który się stal naszym garażem) gdzie nikt obcy nie ma wstępu.
Ostatnie 3 przygody Skwarka to:
jak popłynąłem wymieniać wanty do Marin do Janka (tam gdzie zostawił swoją łódkę na zimę) to przy halsowaniu (bo jest tam wąsko przy wpływaniu do Marin) chciałem przeciągnąć jak najdalej zanim zmienię kierunek i okazało się, że Skwarek miał za małą prędkość na zmianę kierunku i przy drugim podejściu do zmiany kierunku wylądował na mieliźnie. Woda do kolan, a ja próbowałem go wypchać na głębszą wodę ale bez powodzenia, przepływało kilka łódek ale nikt nawet się nie zainteresował moimi problemami a ja na szczęście mogłem skorzystać z telefonu do Janka który to po 15 min był już przy mnie i dzięki swojemu pontonowi który to pracował na maksymalnych obrotach uratował nas z tej opresji (ale głupio się czułem jak Skwarek leżał na mieliźnie a ja stoję bezradny kolo niego))
Następna przygoda to:
był bardzo silny wiatr czyli idealna pogoda żeby pogłębić moje umiejętności żeglarskie, ale wiatr nie pozwalał mi rozwinąć żagli. Uporałem się z tym po 30 minutach (zwykle to trwa jakieś 10) no i potem wyciąganie kotwicy też nie było łatwe ale ruszyłem z niezabezpieczoną kotwicą, rezultat mógł być tylko jeden. Po paru metrach wiatr zawiał a kotwica znalazła się za burtą co rozpoczęło kolejną żenującą przygodę , ponieważ kotwica zaplątała się o łańcuch, próbowałem ją wyciągać ale bezskutecznie. Pojawił się jakiś nieznajomy rybak którego poprosiłem o pomoc, on też dużo nie myślał i ciągnął Skwarka na głębinę ale łańcuch nie puścił i tak znalazłem się na 10m głębokości z kotwicą na dnie a rybak powiedział, że nic więcej mi nie pomoże i popłynął , A ja oczywiście wezwałem na pomoc moich rybaków którzy to odczepili kotwicę i zaciągnęli łódkę na jakąś opuszczoną bojkę i tak od miesiąca Skwarek ma swoją stałą przystań na bojce.
Trzecia przygoda już nie miała jakiegoś mojego bezpośredniego udziału:
Ja bylem na wyścigu Tour de Martinique. W poniedziałek wieczorem obiegła Martinikę wiadomość, że będzie przechodził cyklon, a ja miałem świadomość, że Skwarek stoi na środku ale nic kompletnie nie mogłem zrobić ponieważ nie mam silnika oraz wszystkie łódki odpłynęły już kilka godzin wcześniej niż ja zareagowałem, a tam gdzie one popłynęły Skwarek nie może wpłynąć bo jest za płytko. No i tym oto sposobem Skwarek został wystawiony na kolejną próbę. A my się modliliśmy w domu żeby nic mu się nie stało. Był zabezpieczony na dwóch linach ale to nie wystarczyło (bo jak wspominałem to był cyklon) cyklonu takowego nie było już tutaj od 2007 roku (Dina). Co się okazało, Skwarek szczęściarz zaparkował przed domem moich rybaków i podczas cyklonu otrzymałem telefon, że leży na plaży przed ich domem żebym przyjechał , co niezwłocznie zrobiłem. Skwarka uwiązaliśmy do drzewa a nazajutrz został zwodowany przez moich rybaków.
Bez uszkodzeń
Ja na drugi dzień zdobyłem żółtą koszulkę lidera wyścigu i dzięki temu miałem okazję podziękować moim przyjaciołom rybakom za ocalenie Skwarka w radiu i w telewizji, ta przygoda jeszcze bardziej wpisała nas w społeczność Saint Luce, a Skwarek po cyklonie stal się atrakcją dla turystów i dziennikarzy którzy bez końca robili sobie zdjęcia przy wywróconym Skwarku.
Tak, że dzięki tym wszystkim przygodom których jesteś współkonstruktorem Skwarek stał się obrazkiem z Saint Luce (mam na dzieje ze w przyszłym roku będą już pocztówki z Saint Luce ze Skwarkiem (jak na razie nie widzieliśmy)
a nasza polska rodzina stała się częścią Saint Luce oraz Martyniki, ponieważ za każdym razem kiedy odbierałem jakieś trofeum (koszulka bądź puchar) moje dziewczyny były razem ze mną , co bardzo się podobało społeczności z Martyniki która to była zachwycona ze można wspólnie z rodziną dzielić życie (w dobie kryzysu rodziny).
Jak wspominałem nie mogłem dokończyć wyścigu przez upadek. Była realna szansa zwycięstwa w klasyfikacji generalnej ale już nigdy się nie dowiem czy byłbym w stanie to wygrać. Ale wygrałem jedno, że rodzina moja również towarzyszyła mi w szpitalu, byli razem ze mną zaraz po moim upadku tak to smutnie albo szczęśliwie zakończył się sezon kolarsko żeglarski.
Pozdrowienia
Grzegorz oczywiście z rodziną
Sign in
Witamy! Zaloguj się na swoje konto
Forgot your password? Get help
Password recovery
Odzyskaj swoje hasło
Hasło zostanie wysłane e-mailem.