Minęły prawie cztery miesiące od kiedy Ulysses dotarł do Tajlandii, dużo to i mało. Trochę zobaczyłem i poznałem kilku fajnych ludzi. Tajlandia jest piękna szczególnie z pokładu jachtu dzięki , któremu nie ginie się w tłumie turystów i można pobyć dłużej w miejscach pięknych z jednoczesnym dostępem do systemu chodzenia czyli wody. Tajowie są uśmiechniętymi i uczynnymi ludźmi, kuchnia doskonała ale Tajlandia nie stała się moją miłością tak jak San Blas, Luiziady czy Filipiny, po prostu jest nadto komercyjna. Dla wielu żeglarzy Tajlandia jest miejscem docelowym, dla mnie niestety nie, chociaż niczego mi tu nie brakowało. Żeglarsko trochę za mało wiatru ale pływanie po niezafalowanej wodzie ma swój urok.
Odwiedziło mnie kilku przyjaciół dzięki, którym przetrwałem. Był Piotr Gąsowski z ekipą ,Grzegorz Michniewski ,Andrzej Mikołajski , Jackiem Porada , Krzych Żurawinski, no i najważniejsza osoba mój Ojciec. Dzięki nim przetrwałem ekonomicznie. Liczyłem, że uda mi się trochę zarobić na dalszą podróż organizując dzienne przejażdżki ale niezupełnie się to udało. Kłopoty komunikacyjne z Tajami, którzy słabo mówią po angielsku plus upały spowodowały, że nie osiągnąłem specjalnych rezultatów. Raz Julian z Tropical Bird podesłal mi Dawida Linde, później Leszek Limeryk grupę z Wrocławia i to na tyle. Nędza. A Ulysses ma potrzeby : awaria windy kotwicznej, złamane skrzydło od turbiny wiatrowej no i mój sztandarowy żagiel,,Rotary Szczecin”(reacher 90m2) szlag a właściwie słońce go trafiło bowiem rozdarł się bezpowrotnie. Logo zachowałem, poczekam na lepszy czas kiedy będę mógł go odtworzyć. Morze Andamanskie jest sympatycznym akwenem doskonałym dla relaksowego żeglarstwa ale mnie, znowu goni. Znudziła mnie żegluga kabotażowa, potrzebuję dwóch tygodni na Oceanie , który jest lekarstwem dla duszy. Po prostu Ocean jest Medytacją, pozwala być tylko tu i teraz.
Ostatni okres sam sobie uczyniłem trudnym, bo zawisłem w próżni nie mogąc podjąć decyzji jaką drogą wracać i dodatkowo nie chciałem sam płynąć. Znalezienie załogi mimo ogłoszeń nie jest proste, deklaratywnie wszyscy chcą pływać ale nie mogą. Wreszcie 3 lutego na pokład wszedł, ktoś kto chce i może – Tima Atroszczenko z Minska. Nie męczył mnie głupimi pytaniami jak większość kandydatów na załogę aby po ognistej wymianie maili stwierdzić, że niestety teraz nie ale za dwa lata na pewno. Chciał, zaryzykował, przyjechał do Chalong i zostal. Tima musi wracać w kwietniu na Białoruś jest bowiem kierownikiem projektu ,,Droga do Morza”, którego celem jest zakup jachtu i pierwsza białoruska wyprawa dookoła świata. Jest więc załoga, która ma dość czasu na przejście do Europy przez Morze Czerwone a nie ma chętnych dookoła Afryki. Decyzja stała się oczywista, płyniemy trasa Wagnera. Ciesze się na powrót do domu bo to juz najwyższy czas. Tima nie ma pieniędzy ale ma pomysły, poprzez facebooka zorganizował dzienne rejsy z Rosjanami i Białorusinami a poźniej prawem serii woziłem ekipę z moich rodzinnych stron – Leszna . Tomek Kaczmarek namówił moich krajan na żeglowanie dzieki czemu powrót zaczął byc realny. W żeglarstwie,, niezbędna” jest jednak jakaś próba charakteru czyli tzw. ,,chujowizna” tym razem była to winda kotwiczna, która straciła uciąg. 3dni babrania się z windą nic nie dały: silnik, solenoid,kable, prąd i sama winda wydają się w porządku ale kotwicy nie podnosi. Na Ulyssesie kotwica ma 30 kg a łańcuch 120m i waży 250kg, jak to podnosić recznie? Czyli ,,fachowiec” i koszty. Cieszę się , że jest ze mną Tima gdyż dobrze się rozumiemy i on też chce do domu. Póki co stoimy w Krabi River Marina, która stała się docelowym miejscem Wojtka Olczyka i jego katamarana Sinuan, który już 2 lata w tym upale remontuje co jest strasznie wyczerpujące. Klarujemy jacht, naprawiamy co do naprawienia w tempie stosownym do temperatury 33 stopnie w cieniu. Tima w międzyczasie próbuje znaleźć jakiś turystów abyśmy nie płynęli do Arabów z pustymi kieszeniami.
tel.Tajlandia: +66 936250631