Za zgodą Jerzego Kulińskiego
Przez dziesięciolecia „jedynie słusznego ustroju” Zachód (przez duze „Z”) nam imponował. Z małym wyłączeniem czegoś co się nazywało DDR, a szczególnie ich pograniczników morskich (bestialskie chamstwo). Zachód się nam podobał, bo funkcjonował na niemal fizjologicznej zasadzie opłacalności (finansowej) przestrzegania poprawnych manier. Niegrzeczny tracił klientelę. Po prostu.
A teraz zjawisko dyfuzji ?
Ale nie przesadzajmy z tym związkiem geografii z kulturą. Ja znam najbardziej wysuniętą na wschód polską przystań jachtową – Dom Rybaka w Starej Pasłęce. Wzorowa kultura, obsługa, przyjazność – mimo że do granicy dzikiego imperium – rzut beretem. No ale właściciel nauki ponoć pobierał w osławionej szkole Legii Cudzoziemskiej.
Dziś pierwszy newsik Andrzeja Colonela Remiszewskiego o naszym Zachodzie. Potwierdzam obserwacje – dopiero co wróciłem. No może z wyjątkiem Kamienia Pomorskiego.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
——————-
ZACHODNI SZLAK ŻEGLARSKI
Mojemu Przyjacielowi Mietkowi dedykuję.
.
Puryści oburzą się na ten tytuł. Tak, wiem, że poprawna nazwa, usankcjonowana znacznymi pieniędzmi z Unii Europejskiej, zawiera słowo „zachodniopomorski”. Lecz z mojego punktu widzenia Pomorze Zachodnie do naprawdę zachód. I ZACHÓD, jeśli patrzeć poprzez okulary człowieka spragnionego cywilizacji, co dedykuję autorom dialogów do „Seksmisji”…
A więc przewrotnie ruszyłem w tym roku znów na zachód, wszak „tam musi być jakaś cywilizacja”. I jest. Bywalcy Ustki albo Władysławowa, czy Kuźnicy, a nawet Gdyni i Pucka, powinni żądać odszkodowania od Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego oraz burmistrzów nadwodnych gmin. Szok cywilizacyjny, jaki się przeżywa, jest porównywalny z wizytami w porządnych marinach gościnnych Szwecji lub Danii. Tego żeglarzom się nie robi!
Wszak żeglarz powinien cumować w ogłuszającym hałasie ryczących głośników, przy rozwalonym, zaopatrzonym w traktorowe opony i ze sterczącymi prętami zbrojeniowymi nabrzeżu. Odległość między polerami powinna co najmniej trzykrotnie przekraczać długość typowego jachtu. Toaleta może być w jakiejś czynnej do godziny 2000 smażalni (oczywiście płatna 5 zł). Prysznic, prąd i pojemnik na śmieci to rzeczy zdecydowanie szkodliwe dla kondycji żeglarzy. Stacja paliw? A przecież można pieszo 5 km z kanistrami zasuwać. Dodać jeszcze tylko ze znanej „szanty”: „Bluzka żeglarza musi być w paski” i uzupełnić słownikowo: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2531&page=0 i mamy ŻEGLARSTWO WSCHODNIE.
Wizyta na ZACHODZIE przynosi odmienne i nieco szokujące Polaka wrażenia. Zaczyna się od razu z wysokiego C:
– „Jacht „Tequila” na wejściu, dwie osoby.
– Zapraszam.
Po tym krótkim dialogu VHF podchodzi człowiek do mariny, na pomoście czeka bosman wskazujący miejsce, przyjmuje cumę i uprzejmie zaprasza do biura w sprawie zapłaty. O ile trzeba pomaga podłączyć się do prądu. W biurze są dostępne bezpłatne foldery Zachodniopomorskiego Szlaku Żeglarskiego, mapki miasta. Klucz do sanitariatów i pryszniców, pralnia, kuchenka ze zmywakiem naczyń. Dostęp do WiFi. Bosman wie, gdzie jest sklep żeglarski, gdzie żaglomistrz, potrafi zorganizować transport paliwa ze stacji benzynowej, jeśli w porcie akurat takowej dostępnej z wody nie ma. Pod ręką jest także knajpa z zimnym piwem i elementarnym jedzeniem. Postój monitorowany, jachtu nie trzeba zamykać (przez 22 dni czułem się zmuszony uczynić to jeden raz).
Czy tak jest wszędzie na ZACHODZIE? No nie, nie dokładnie tak. Są różne mutacje. Ale generalna zasada jest taka, że samorządy, wojewódzki i gminne, nastawiły się na traktowanie żeglarzy jak upragnionych klientów i gości.
Puryści oburzą się na ten tytuł. Tak, wiem, że poprawna nazwa, usankcjonowana znacznymi pieniędzmi z Unii Europejskiej, zawiera słowo „zachodniopomorski”. Lecz z mojego punktu widzenia Pomorze Zachodnie do naprawdę zachód. I ZACHÓD, jeśli patrzeć poprzez okulary człowieka spragnionego cywilizacji, co dedykuję autorom dialogów do „Seksmisji”…
A więc przewrotnie ruszyłem w tym roku znów na zachód, wszak „tam musi być jakaś cywilizacja”. I jest. Bywalcy Ustki albo Władysławowa, czy Kuźnicy, a nawet Gdyni i Pucka, powinni żądać odszkodowania od Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego oraz burmistrzów nadwodnych gmin. Szok cywilizacyjny, jaki się przeżywa, jest porównywalny z wizytami w porządnych marinach gościnnych Szwecji lub Danii. Tego żeglarzom się nie robi!
Wszak żeglarz powinien cumować w ogłuszającym hałasie ryczących głośników, przy rozwalonym, zaopatrzonym w traktorowe opony i ze sterczącymi prętami zbrojeniowymi nabrzeżu. Odległość między polerami powinna co najmniej trzykrotnie przekraczać długość typowego jachtu. Toaleta może być w jakiejś czynnej do godziny 2000 smażalni (oczywiście płatna 5 zł). Prysznic, prąd i pojemnik na śmieci to rzeczy zdecydowanie szkodliwe dla kondycji żeglarzy. Stacja paliw? A przecież można pieszo 5 km z kanistrami zasuwać. Dodać jeszcze tylko ze znanej „szanty”: „Bluzka żeglarza musi być w paski” i uzupełnić słownikowo: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2531&page=0 i mamy ŻEGLARSTWO WSCHODNIE.
Wizyta na ZACHODZIE przynosi odmienne i nieco szokujące Polaka wrażenia. Zaczyna się od razu z wysokiego C:
– „Jacht „Tequila” na wejściu, dwie osoby.
– Zapraszam.
Po tym krótkim dialogu VHF podchodzi człowiek do mariny, na pomoście czeka bosman wskazujący miejsce, przyjmuje cumę i uprzejmie zaprasza do biura w sprawie zapłaty. O ile trzeba pomaga podłączyć się do prądu. W biurze są dostępne bezpłatne foldery Zachodniopomorskiego Szlaku Żeglarskiego, mapki miasta. Klucz do sanitariatów i pryszniców, pralnia, kuchenka ze zmywakiem naczyń. Dostęp do WiFi. Bosman wie, gdzie jest sklep żeglarski, gdzie żaglomistrz, potrafi zorganizować transport paliwa ze stacji benzynowej, jeśli w porcie akurat takowej dostępnej z wody nie ma. Pod ręką jest także knajpa z zimnym piwem i elementarnym jedzeniem. Postój monitorowany, jachtu nie trzeba zamykać (przez 22 dni czułem się zmuszony uczynić to jeden raz).
Czy tak jest wszędzie na ZACHODZIE? No nie, nie dokładnie tak. Są różne mutacje. Ale generalna zasada jest taka, że samorządy, wojewódzki i gminne, nastawiły się na traktowanie żeglarzy jak upragnionych klientów i gości.
Burmistrz Stepnicy dba o to by do przystani trafili też zmotoryzowani i rowerzyści
.
Podstawowe wrażenie z tegorocznego rejsu po ZACHODNIOPOMORSKIM SZLAKU ŻEGLARSKIM jest takie, że ludziom się chce i są życzliwi. Dotyczyło to nie tylko personelu marin formalnie należących do Szlaku: Świnoujścia, Wapnicy, Stepnicy, Wolina (a Pan Burmistrz nie odpowiada na pismo SAJ!), Kamienia Pomorskiego, Kołobrzegu, Mrzeżyna, Dziwnowa, Darłowa. Z sympatycznym przyjęciem i pomocą spotkałem się także w naddąbskich przystaniach klubowych AZS i HOM. Także operatorzy mostów zwodzonych w trzech miastach, bosmani portów oraz SAR w Świnoujściu są komunikatywni i życzliwi (choć i SAR napiszę jeszcze nieco mniej entuzjastycznie).
Swego rodzaju czarną dziurą jest kultowy dla mnie ośrodek żeglarski w Trzebieży. O pracownikach COŻ trudno powiedzieć coś złego, także personel administracji morskiej w porcie rybackim jest życzliwy i pomocny. Pojawiła się nawet w porcie rybackim stacja paliwowa (jedyny mankament to brak możliwości płacenia kartą). Natomiast niestety sam COŻ w rękach kolejnego dzierżawcy zamarł w miejscu, które nie przystoi dzisiejszej Polsce. Nikt mi nie wmówi, że nie dało się włączyć Trzebieży w projekt Szlaku. Tak się nie stało. Jeśli już przyjąć, że Szlak jest przedsięwzięciem samorządów terytorialnych, to czyż unijnego dofinansowania nie może pozyskać organizacja porzarządowa o 90-letniej tradycji? Czy nie mówi to nam czegoś o właścicielu i dzierżawcach? Czegoś smutnego?!
Namawiam więc gorąco do żeglowania na ZACHODZIE. A posiadacz jachtu o mniejszym zanurzeniu ma do dyspozycji jeszcze Lubczynę, Nowe Warpno, Gąsierzyno, Międzywodzie, Karsibór, Łunowo, mnóstwo zakamarków w Szczecinie i Policach i ogromny wybór miejsc w Niemczech.
Dla „mazurantów” wychodzących na morze Zalew Szczeciński jest moim zdaniem bardziej atrakcyjny od Zatoki Gdańskiej nie tylko ze względu na kwestie swej „zachodniości”. Więcej zakamarków, więcej sposobów schronienia się w razie złej pogody (choć tu uwaga – główna cześć Zalewu przyjazna, ani łatwa nie jest), bogatszy wybór torów wodnych, oznakowań, praktycznych lekcji nawigacji i locji.
Wiem, że był na Szlaku Dostojny Don Jorge – teraz trzeba tylko oczekiwać na Jego porady.
Podstawowe wrażenie z tegorocznego rejsu po ZACHODNIOPOMORSKIM SZLAKU ŻEGLARSKIM jest takie, że ludziom się chce i są życzliwi. Dotyczyło to nie tylko personelu marin formalnie należących do Szlaku: Świnoujścia, Wapnicy, Stepnicy, Wolina (a Pan Burmistrz nie odpowiada na pismo SAJ!), Kamienia Pomorskiego, Kołobrzegu, Mrzeżyna, Dziwnowa, Darłowa. Z sympatycznym przyjęciem i pomocą spotkałem się także w naddąbskich przystaniach klubowych AZS i HOM. Także operatorzy mostów zwodzonych w trzech miastach, bosmani portów oraz SAR w Świnoujściu są komunikatywni i życzliwi (choć i SAR napiszę jeszcze nieco mniej entuzjastycznie).
Swego rodzaju czarną dziurą jest kultowy dla mnie ośrodek żeglarski w Trzebieży. O pracownikach COŻ trudno powiedzieć coś złego, także personel administracji morskiej w porcie rybackim jest życzliwy i pomocny. Pojawiła się nawet w porcie rybackim stacja paliwowa (jedyny mankament to brak możliwości płacenia kartą). Natomiast niestety sam COŻ w rękach kolejnego dzierżawcy zamarł w miejscu, które nie przystoi dzisiejszej Polsce. Nikt mi nie wmówi, że nie dało się włączyć Trzebieży w projekt Szlaku. Tak się nie stało. Jeśli już przyjąć, że Szlak jest przedsięwzięciem samorządów terytorialnych, to czyż unijnego dofinansowania nie może pozyskać organizacja porzarządowa o 90-letniej tradycji? Czy nie mówi to nam czegoś o właścicielu i dzierżawcach? Czegoś smutnego?!
Namawiam więc gorąco do żeglowania na ZACHODZIE. A posiadacz jachtu o mniejszym zanurzeniu ma do dyspozycji jeszcze Lubczynę, Nowe Warpno, Gąsierzyno, Międzywodzie, Karsibór, Łunowo, mnóstwo zakamarków w Szczecinie i Policach i ogromny wybór miejsc w Niemczech.
Dla „mazurantów” wychodzących na morze Zalew Szczeciński jest moim zdaniem bardziej atrakcyjny od Zatoki Gdańskiej nie tylko ze względu na kwestie swej „zachodniości”. Więcej zakamarków, więcej sposobów schronienia się w razie złej pogody (choć tu uwaga – główna cześć Zalewu przyjazna, ani łatwa nie jest), bogatszy wybór torów wodnych, oznakowań, praktycznych lekcji nawigacji i locji.
Wiem, że był na Szlaku Dostojny Don Jorge – teraz trzeba tylko oczekiwać na Jego porady.
Andrzej Colonel w kamizelce Remiszewski
Tekst wyraża wyłącznie osobiste poglądy autora
——————————–
PS. Mojego Przyjaciela przepraszam za felietonowe przerysowania obrazu WSCHODU, ale każdy przyzna, że nie tak całkiem są one nieuzasadnione.
Komentarze
Sign in
Witamy! Zaloguj się na swoje konto
Forgot your password? Get help
Password recovery
Odzyskaj swoje hasło
Hasło zostanie wysłane e-mailem.