ZIMOWĄ PORĄ (4) Islandia

0
563

Za zgodą  Jerzego Kulińskiego

Na chwilkę odrwijmy się od życiowego problemu – jak obronić Zatokę Pucką przed talibami ekologii. Długie wieczory sprzyjają wspomnieniom i nakręcają apetyt przed nowym sezonem. A więc mam dla Was pogadankę o Islandii, zimnej wyspie o powierzchni około 1/3 Polski, ludność – 320 tysięcy czyli trochę mniej niż mieszkańców Lublina.
Pewnie jeszcze pamiętacie zeszłoroczny rejs Macieja Orczykowskiego, który za islandzki rejs (1700 mil) na s/y „Drosomak” (laminatowy „Hai”- istna „piroga”) otrzymał III Honorową Nagrodę „Rejs Roku”.
A więc teraz zabierzcie się za zimową pogadankę Andrzeja Colonela Remiszewskiego.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
————————————–
Islandia. Wyspa, która dla żeglarzy, szczególnie polskich, przez lata była synonimem wyprawowego i polarnego egzaminu. Nazwiska Emila Żychiewicza, Wojciecha Orszuloka, czy Andrzeja Rościszewskiego, były synonimem żeglarskiego wyczynu najwyższej próby.
Dziś na Islandię pływa każdy. Pływają samotnicy, rodziny z dziećmi, pływają jachty bardzo małe. Co się zmieniło? Niemal wszystko. Jachty, nawet te najmniejsze, są odporniejsze i bardziej wytrzymale, nawigacja łatwiejsza, silniki niezawodne. Łączność działa niemal non-stop, prognozy pogody są precyzyjne, odzież i śpiwory o niebo lepsze i wygodniejsze, niż przed laty.
Nie zmieniło się morze. Nadal, aby się tam dostać trzeba spędzić kilka lub kilkanaście, a czasem więcej, dni non-stop na oceanie. Można nacieszyć się spokojnym rytmem mijających wacht, klarem na jachcie, gdzie wszystko wreszcie znalazło swoje miejsce i każdy wie, co należy do jego obowiązków, zmienną pogodą i kolejnymi, zawsze od siebie różnymi, choć pozornie monotonnymi, dniami i nocami. Od strony żeglarskiej rejs na Islandię, to właściwie rejs, jak każdy inny. Oczywiście sytuacja zmienia się, jeśli trafimy na cięższy sztorm, o co na Północnym Atlantyku nie jest trudno. Wtedy okazuje się, iż mimo współczesnej techniki, zostajemy z oceanem sam na sam. I nie ma już mowy o „walce z morzem”, pozostaje jedynie umieć się dostosować i przetrwać. Jak wiemy, nie każdemu się to udaje….
obraz nr 1

.
I przez lata nie zmieniła się Islandia. To wciąż znakomicie zorganizowany kraj przyjaznych ludzi, kraj o fascynujących krajobrazach. Do tego kraj, który w ostatnich dwudziestu latach stał się łatwo dostępny dla Polaków. Tym bardziej warto go odwiedzić.
Miałem okazję być na Islandii jeszcze przed wielkim krachem finansowym, który nastąpił kilka lat temu. Zachwyciła mnie powszechna znajomość angielskiego – to obejmuje nawet przedszkolaków, którzy widząc, że mają do czynienia z obcokrajowcem, płynnie przechodzą na ten język. Inna, fascynująca dla bywalca polskich instytucji, sprawa, to możliwość płacenia wszędzie kartą bankową, nawet za toaletę. I traktowanie klientów z pełnym zaufaniem. Wypożyczalnia samochodów z Reykjaviku na jeden telefon potrafiła dostarczyć dwie Toyoty do odległego o kilkadziesiąt kilometrów porciku, a na pytanie, jak oddać samochody, odpowiedziała, że należy zostawić je otwarte na ulicy. „Tylko nie zapomnijcie wrzucić kluczyków i dokumentów do schowka”.
Nie wiem, jak to wygląda dziś, po bankowym kryzysie, lecz wtedy Islandczycy uwielbiali się bawić. Muzyka na żywo w knajpach, rozbawiony tłum w sobotni wieczór na ulicach Reykjaviku, piwo lejące się strumieniami…
Słabo znając Islandię, nie doceniamy faktu, że jej historia sięga VIII wieku, a pierwszy parlament powstał w roku 930. I właśnie miejsce gdzie obradował niegdyś ów parlament, Althing, było celem jednej z moich wycieczek samochodowych. Dziś dolina zwana Thingvellir, to miejsce turystyczne, lecz mnie zafascynowało wsłuchanie się w głosy tych, którzy obradowali tam jedenaście wieków temu, w kraju położonym tak daleko od wielkich centrów ówczesnego świata, za groźnym północnym oceanem. Althing obradował na skałach na krawędzi doliny, pod gołym niebem corocznie, aż do końca XIX wieku, kiedy to obrady przeniesiono do Reykjaviku.
Przed tysiącem lat prawo uczestnictwa mieli wszyscy wolni mężczyźni, więc obrady Atlthingu były jedyną w roku okazją do spotkania rozproszonych po wyspie mieszkańców. Dziś parlament pochodzi z wyborów, ciekawostką jest fakt, że do zgłoszenia kandydatury po za Reykjavikiem wystarcza zebranie 12 podpisów. I, co może być trudne do pojęcia dla Polaków, nie trzeba mieć poparcia żadnej partii, wystarczy jedynie zadeklarować przed wyborami, którą partię się popiera.
Jak wiemy, ta najstarsza demokracja Europy też nie jest wolna od problemów, wszak pewien wybitny mąż stanu powiedział: Indeed, it has been said that democracy is the worst form of government except all those other forms that have been tried from time to time. (Winston Churchill 1947). Można by to dedykować tym z pośród naszych rodaków, którzy z przedziwną łatwością oceniają nasze państwo, jako najgorsze niemal z możliwych. A żeglowanie po świecie potrafi pokazać, że przecież nie odbiegamy tak bardzo od innych, tych, których chcielibyśmy uważać za niedościgły wzorzec.
Historiozoficzne refleksje nie przesłaniają jednak wyjątkowości wyspy: jej krajobrazów, przyrody, ludzi. Góry, lodowce, wodospady, czarne plaże, lawowiska, gorące źródła. 
Zupełnie niesamowitym miejscem jest archipelag Vestmannaeyjar, z główną wyspą Heimaey, rzadko chyba odwiedzaną przez polskie jachty. Port na wyspie omal nie przestał istnieć, gdy w 1973 roku lawa z wybuchu wulkanu Eldfell omal nie zniszczyła całej miejscowości i nie zamknęła wejścia do zatoki, w której znajduje się port.
obraz nr 2

.
Pożegnam się jeszcze jednym obrazkiem, tym razem to Wielki Gejzer, od którego to słowo stało się rzeczownikiem pospolitym. W pewnym sensie to symbol Islandii, wyspy mrocznej, okrytej mgłą i chmurami, a gorącej, pełnej życia i życzliwości.
obraz nr 3

.
A by zakończyć optymistycznym akcentem, pomyślmy sobie w grudniowe, ciemne i zimne dni, że tam ludzie żyją i cieszą się życiem, mimo, iż jest jeszcze ciemniej i jeszcze zimniej, niż u nas.
14 grudnia 2013
Colonel
Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.

Komentarze