Wywiad z Wojciechem Kotem, współzałożycielem Delphia Yachts

0
411

Przedstawiamy Wam rozmowę z Wojciechem Kotem, współzałożycielem firmy Delphia Yachts. Rozmowa pochodzi ze strony Kpt. Cichockiego.

www.kapitancichocki.pl

Zanim powstała stocznia Delphia, wcześniej był jeszcze olecki Sportlake…

Sportlake powstał w 1990 roku z inicjatywy brata i mojej. Na początku
zatrudnialiśmy kilka osób, a naszą pierwszą wyprodukowaną łódką była
wiosłowa „Ela”. Poważnym projektem była Sportina 680, którą
sprzedawaliśmy do Holandii i Niemiec za pośrednictwem Karola
Jabłońskiego. W sierpniu 2003 roku firma zmieniła nazwę na Delphia
Yachts aby nie kojarzyć się tylko z jeziorami i sportowym charakterem.
Zaczęliśmy rozszerzać działalność na rynkach zagranicznych i
wprowadziliśmy nową gamę produktów pod nazwą Delphia, którą
zapoczątkowała Delphia 860.

Czy to było to spełnienie żeglarskich marzeń czy czysto biznesowa
decyzja? Czy był to od zawsze wspólny pomysł braci Kotów? Jaki jest
dziś Wasz podział obowiązków w stoczni, kto jest z Wami od pierwszych
lat działalności?

Żeglarstwo jest naszą pasją od dziecka. Jako mali chłopcy, już w
wieku przedszkolnym pływaliśmy na kajakach, a potem żaglówkach. W
Mrągowie, skąd pochodzimy stawialiśmy nasze pierwsze kroki w
żeglarstwie. Nie przypuszczaliśmy nawet, że uda nam się rozwinąć naszą
pasję z dzieciństwa do przedsiębiorstwa obecnych rozmiarów, które w
dodatku produkuje łodzie z których jesteśmy dumni. Co do podziału
obowiązków to mamy z bratem to szczęście, że się doskonale uzupełniamy,
więc generalnie nie możemy mówić o konkretnym podziale obowiązków.
Wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Od pierwszych lat wspierają nas
wierni współpracownicy, m. in. Bogdan Skórkiewicz, Bogdan Jurkiewicz czy
Marzanna Jańczuk.

Od jakich typów łódek rozpoczął Pan produkcję i w jakich warunkach? Gdzie i komu sprzedawaliście swoje łódki?

Pierwsze projekty to Sportina 680 i Sportina 600. Sportiny
sprzedawaliśmy do Holandii i Niemiec. Pierwszym naszym dystrybutorem był
Karol Jabłoński. Nie mieliśmy hali produkcyjnej, tylko mały zakład w
Olecku. Dopiero w roku 2000 otworzyliśmy pierwszą nowoczesną halę
laminatów. W roku 2003 otrzymaliśmy ISO 9001.

Czy Andrzej Skrzat był Waszym partnerem jako konstruktor od początku istnienia stoczni? I dlaczego właśnie on?

Andrzej Skrzat jest z nami od początku. Już wówczas był znanym projektantem. Jego Tanga i Skrzaty były bardzo popularne.

Co trudniej zbudować i sprzedać – nowoczesny jacht żaglowy czy jacht motorowy?

Nie można tego uogólniać. Należy podkreślić, że porównując wielkością
Jachty, to trudniej jest zdecydowanie zbudować jacht żaglowy.

Na jakim jachcie (jachtach…) dziś Pan pływa?

W styczniu przepłynąłem Atlantyk na Delphii 47, obecnie pływam
Delphią 46cc (ostatnio do S. Petersgburga). Jaką przyszłość widzi Pan
dla polskiego jachtingu? Czy rozwijać się będzie nadal żeglarstwo
śródlądowe, czy skierujemy swe zainteresowania na zatoki i Bałtyk, a
może przyszłość leży w czarterach na ciepłych wodach?

Myślę, że żeglarstwo na Bałtyku będzie się rozwijało. Żeglowanie po
ciepłych morzach zawsze było i będzie popularne. Uważam, że Polskie
rzeki, zalewy (Wiślany) i akweny są niewykorzystane. Jest tam duży
potencjał, który należy uwzględnić.

Który z wyprodukowanych jachtów sprawia Panu największą satysfakcję?

Ciężkie pytanie …(śmiech). Można na nie odpowiedzieć na wiele
sposobów. Największy sentyment mam do linii Delphii 40, gdyż pierwsza
jego edycja pozwoliła rozwinąć nam skrzydła i do dziś, już w trzeciej
wersji, Delphia 40.3 cieszy olbrzymią popularnością. Patrząc od strony
przełomowej dla funkcjonowania stoczni i samego produktu, myślę że
Delphia 47 jest tym kamieniem milowym, który w obecnej chwili cieszy
moje serce. Natomiast wiem, że oczkiem w głowie Piotra jest nowa Delphi
46cc.

Jaką przyszłość widzi Pan dla polskiego przemysłu jachtowego? Czy
uda się nam utrzymać wysoką pozycję w Europie i na świecie. Czy i jak
rozwijać się będzie polski rynek?

Polski rynek stoi bardzo dobrze. Widać duży potencjał – chociażby
jezioro Żarnowskie, które dysponuje trzema marinami, a stoi puste. Gminy
sporo inwestują budując mariny, infrastrukturę i stwarzając dobre
warunki żeglarzom. Na Mazurach jest już bardzo tłoczno, ale mamy wiele
innych akwenów. Polska będzie z pewnością zwiększać swój udział w
rozwoju przemysłu jachtowego. Utrzymamy swoją wysoką pozycję na
świecie, gdyż w Europie ciągle bankrutują małe firmy, a duże zmieniają
właścicieli. Osoby prywatne tracą kontakt nad stoczniami, a przejmują je
fundusze. Co więcej uważam, iż jest to proces nieuchronny.

Jak rolę w rozwoju przemysłu jachtowego w kraju ma spełniać
Polska Izba Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych, której powstania był
Pan inicjatorem?

Polska Izba Przemysłu Jachtowego powinna być jedynym reprezentantem
sektora, a dzieje się inaczej. Obecnie mamy dość niebezpieczną sytuację,
gdyż pomimo wysiłków zarządu część inicjatyw w kontaktach m.in. z
ministerstwami przejmują inne podmioty. Czy to firmy handlowe z sektora
czy też podmioty z nim dotąd niezwiązane. Obawiam się, że cały trud
poświęcony na zbudowanie szerokiego frontu, który będzie dbał o interesy
całego sektora może zostać zaprzepaszczony. Moim zdaniem Członkowie
Izby oraz jej Zarząd powinny wykazać jeszcze większą inicjatywę i
samodzielność. Tym bardziej, że to Izba jest jedynym naturalnym,
obligatoryjnym partnerem dla władzy ustawodawczej i wykonawczej.

W wielu krajach zachodnich jachting to sport elitarny i snobistyczny… Jaki jest w Polsce?

Nie da się ukryć, że żeglarstwo staje się coraz droższym hobby. W
Polsce ten trend jest jeszcze dużo słabszy niż w krajach zachodnich,
ale z pewnością będzie się umacniał. Wierzę natomiast, że rozwoju
polskiego jachtingu będzie nadal przebiegał w poszanowaniu i z dbałością
o prawdziwego „ducha żeglarstwa”.

Publikacja za zgodą autora, wiadomości oraz zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.kapitancichocki.pl/

Komentarze