Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia sprzęt naszych żeglarzy skrupulatnie zapakowano do kontenerów, a następnie drogą morską przetransportowano do Stanów Zjednoczonych. Tam w dniach 23-29 stycznia czołowi zawodnicy świata, a wśród nich Polacy, mieli zainaugurować sezon. Tym większe było zdziwienie samych zainteresowanych, gdy 8 stycznia (na trzy dni przed wylotem) mimo zarezerwowanych przez PZŻ biletów, dowiedzieli się, że z ich wyjazdu nici. A w zasadzie mogli wystartować w Miami, ale pod warunkiem że sami sfinansują sobie przelot i udział w imprezie.
Wśród nich znalazł się m.in. Rafał Szukiel, najlepszy w kraju żeglarz klasy Finn, uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, który reprezentuje AKS OSW Olsztyn. – W tym momencie nie miałem już nawet szans, by z innych źródeł choć spróbować zorganizować pieniądze na półtoramiesięczny wyjazd do Stanów – nie ukrywał rozczarowania Szukiel. – Ja już nawet nie mam siły się denerwować, bo będąc drugą czy trzecią łódką Polskiego Związku Żeglarskiego, dyrektor sportowy nawet nie spróbował się ze mną skontaktować i ostrzec przed taką sytuacją. Mail z tą wiadomością adresowany był nie tylko do mnie, ale do kilku zawodników [m.in. Macieja Grabowskiego i Piotra Kuli – red.].
Wiceprezes nie pomoże, bo zrezygnował
O powodach takiej sytuacji nie udało nam się dowiedzieć od wiceprezesa PZŻ. Dlaczego? Bo kilka dni temu zrezygnował z funkcji, którą objął tuż przed Bożym Narodzeniem. – Głównym powodem mojej rezygnacji była działalność gospodarcza związana z żeglarstwem, jaką prowadzę [firma Promo Sailing Group – red.] – wyjaśnia Adam Liszkiewicz. – Jest nowa ustawa i okazało się, że byłoby to niezgodne z prawem. W każdym momencie mogłem być także podejrzany o wykorzystywanie tego zaszczytnego stanowiska. Moim błędem było, że zgodziłem się, wcześniej tego nie sprawdzając. Dlatego trudno nawet powiedzieć, że sprawowałem tę funkcję, bo nie zdążyłem podjąć żadnej decyzji.
PZŻ rozkłada ręce
Skontaktowaliśmy się więc z dyrektorem sportowym PZŻ Tomaszem Chamerą, który we wspomnianym mailu poinformował żeglarzy o kłopotach ze sfinansowaniem wyjazdu do USA. Jak podkreśla, ręce wiąże mu Ministerstwo Sportu i Turystyki, które zwleka z przedstawieniem wysokości budżetu. – Ministerstwo ma swoją strategię od dwóch lat, która nastawia się na finansowanie sportowej elity – podkreśla Chamera. – Objęci nim są zawodnicy, którzy zdobyli medale na ostatnich igrzyskach olimpijskich oraz mistrzostw świata z 2009 i 2010 roku [program Polska-Londyn 2012 – red.]. Ten priorytet rozszerzono o grupę, która ma mylną nazwę indywidualne ścieżki szkoleniowe. To sportowcy, którzy zajęli miejsca 4.-8. na ostatnich igrzyskach czy mistrzostwach świata.
Zgadza się, ale prócz żeglarzy, o których wspomina dyrektor sportowy (należą do tzw. grup A1 i A2), jest także bezpośrednie zaplecze (B1), które powinno również być wspierane przez PZŻ. Należą do niego zawodnicy, którzy w ostatnich mistrzostwach świata i Europy plasowali się w czołowej 12. A do nich zalicza się Rafał Szukiel.
– Jest zapis z wytycznych ministerstwa, które zostały ogłoszone w połowie grudnia ubiegłego roku – dodaje dyrektor sportowy PZŻ. – Według niego zawodnicy pozostałych grup szkoleniowych [B1, B2 – red.] mogą wyjeżdżać za granicę tylko w przypadku uzyskania zgody departamentu sportu wyczynowego. Do dzisiaj [rozmowa przeprowadzona w czwartek – red. ] nasze oferty programowe nie zostały ocenione, a więc nie ma ani zgody, ani odmowy. Stoimy więc w impasie, bo pewne ryzyko już podjęliśmy, wysyłając do Miami sprzęt i licząc na to, że kluczowe decyzje zapadną wcześniej. Wyjazdy te prędzej czy później dojdą do skutku, tylko wszystko się opóźnia.
Jak na szpilkach
Czy jednak nie można było uprzedzić żeglarzy wcześniej o możliwych problemach z wylotem do USA. – Dzień w dzień jestem na łączach i czekam jak na szpilkach na jakieś informacje z ministerstwa – tłumaczy Tomasz Chamera. – Ciężko mi to komentować, bo nie ja rządzę sportem w Polsce. Dopóki nie mam zielonego światła z ministerstwa na temat złożonych ofert, to nie mogę w tym momencie wykonać żadnego ruchu. Dla mnie jest to bardzo niekomfortowa sytuacja, ponieważ wolałbym wiedzieć, na czym stoję.
Czeka na telefon od dyrektora
Naszym zawodnikom pozostaje więc czekać na rozwój sytuacji. Wśród nich znalazł się także żeglarz Piotr Kula z BTŻ Biskupiec. Należy on obecnie do dalszego zaplecza kadry tzw. B2, a więc rozliczanego za medale zdobyte na arenie krajowej. Przez to jego wsparcie przez PZŻ stoi pod jeszcze większym znakiem zapytania niż w przypadku Szukiela. A należy podkreślić, że jest on obecnie z Rafałem najlepszym naszym żeglarzem w klasie Finn.
– W najbardziej pesymistycznej wersji to może oznaczać, że nawet przez cały rok nie otrzymamy wsparcia do wyjazdów zagranicznych – komentuje maila otrzymanego od PZŻ Piotr Kula. – Moja sytuacja była dodatkowa skomplikowana, ponieważ całkiem niedawno [w październiku – red.] przeszedłem operację kolana. Do końca nie było wiadomo, czy zdążę się wykurować przed wylotem do Miami. Rehabilitacja szybko i dobrze się jednak potoczyła, dlatego wyraziłem gotowość do wyjazdu. Dostałem telefoniczną odpowiedź, że to bardzo dobrze, że wezmą to pod uwagę, a dyrektor sportowy Tomasz Chamera nie ukrywał, że chciałby, bym poleciał do USA. Na odpowiedź miałem jednak poczekać. Mimo że byliśmy umówieni na kontakt telefoniczny na początku tego tygodnia, i pomimo moich prób dodzwonienia się, nie udało się.
Został bez dobrej łódki
Rafał Szukiel również pogodził się, że nie weźmie udziału w Pucharze Świata w Miami. Co gorsza, w Stanach olsztyński zawodnik miał nie tylko wystartować w prestiżowych regatach OCR. Zaraz po ich zakończeniu solidnie tam potrenować i wziąć udział w mniej prestiżowych, ale także z silną obsadą zawodach w klasie Finn. – Ja już przestałem liczyć na udział w Pucharze Świata – nie ukrywa Szukiel. – Chociaż wszystko okaże się, kiedy programy zaakceptuje ministerstwo. Może wówczas będę miał jeszcze szansę na wyjazd. W tej chwili w Polsce nie mam nawet dobrego sprzętu, który ewentualnie mógłbym zabrać i pojechać gdzieś w ciepłą Europę. Łódka, która popłynęła do Stanów Zjednoczonych, na razie tam zostaje.
Światełko w tunelu
Nadzieję na rozwiązanie problemu dał olsztynianinowi Kazimierz Izdebski, który zasiada w zarządzie PZŻ. W zasadzie jest jedyną osobą z żeglarstwa sportowego, która wchodzi w jego skład, ponieważ aktualnie nie ma wiceprezesa. – Otrzymałem informację, że mam się nie martwić, bo jestem jedną z osób, które PZŻ zamierza wspierać do samych Igrzysk Olimpijskich w Londynie – dodaje Rafał Szukiel. – Są fundusze przygotowane na szkolenie, ale problem polega na tym, że nie można ich wykorzystać do momentu, kiedy ministerstwo nie zatwierdzi programów. Nie ukrywam jednak, że po rozmowie z Kazimierzem Izdebskim wróciła mi ochota do treningów.
Źródło: Gazeta Wyborcza Olsztyn