Przejścia przez Ocean Południowy nie można nigdy do końca zaplanować – tam nigdy nie ma dwa razy takich samych warunków, zawsze inaczej wieje, jest inna temperatura, inne fale. Zawsze trzeba uważać, trzeba myśleć i patrzeć dookoła na to co się dzieje. Taka jest strategia przetrwania na Oceanie Południowym.
Najważniejsze to utrzymać jacht w jednym kawałku. Ja zawsze szukam możliwości pójścia do przodu i jeżeli jakieś się nadarzą, na pewno będę chciał je wykorzystać.
BRAD VAN LIEW:
Największe wyzwanie tego etapu to Horn. Pierwsze zadanie to minąć go bezpiecznie. Rzeczywistość jest taka, że pogoda może być straszna w każdym momencie, tak samo za Hornem jak i przed nim.
Spróbuję pójść wystarczająco daleko na południe żeby załapać się na zachodnie wiatry, cały czas uważając na lód. Bardzo wiele zależeć będzie od szczęścia czyli od tego jakie warunki dostaniemy. Na Hornie najgorsze jest to, że przejście jest wąskie – jak ucho igielne. Jest tam też bardzo płytko – z kilku tysięcy metrów nagle robi się kilkaset. Nie mówię, że się boję. Każdy ma pewne obawy – to przecież Horn. Chcę popłynąć na tyle szybko na ile stać mnie i łódkę. Bezpiecznie. Kolejna partia szachów przed nami.
DEREK HATFIELD:
Trzeci etap to dla mnie naprawdę wyzwanie. To jak z Everestem – nie wystarczy wejść, trzeba jeszcze bezpiecznie zejść na dół. Po wejściu na Południowy Atlantyk można się trochę zrelaksować. Wydaje się, że wszyscy jesteśmy już trochę zdenerwowani. Pomiędzy Wellington a Cape Horn nie ma ruchu statków – 4000 mil pustego oceanu przed nami. Kiedy jest się tam to jest się dalej od cywilizowanego świata niż kosmonauci.
W trakcie moich pierwszych regat dookoła świata przy 80 węzłach wiatru i 60-stopowych falach mój jacht stanął pionowo dziobem w wodzie. Maszt się złamał. Udało mi się dojechać do Argentyny na takielunku awaryjnym, skończyłem regaty, ale Hornu nie widziałem. W trakcie drugich regat dookoła świata straciłem maszt pod Australią i nie okrążyłem Hornu. Chciałbym teraz przejść bezpiecznie i szybko dotrzeć do Punta. Z powodu tego, co przeżyłem, mam ogromny respekt przed tym co nas czeka.
CSM:
Cape Horn to największe wyzwanie kolejnego etapu. Tam nie ma łatwo. Pierwsze zadanie to odejść od brzegów Nowej Zelandii, potem minąć Horn. Dalej do Urugwaju to zadanie taktyczne.
Dla mnie Horn to nowa rzecz, nigdy tam nie byłem, ale wiem, co mnie czeka i jak może być – nie spieszy mi się specjalnie do tego. Ale jacht udowodnił swoją dzielność na tyle, że wiem, że przetrwa wszystko.
W tym etapie zamierzam zastosować konserwatywną strategię, bo w poprzednim zawaliłem. Jacht ma ogromny potencjał, może pokonać każdą jednostkę konkurencji – wszystko zależy ode mnie.