2 lis 2015
Oprócz prania staroci, posegregowaliśmy w miarę możliwości nowo przywieziony sprzęt polonusowy. Wyekstrahowaliśmy narzędzia, środki chemiczne i inne cibazole, które będą nam jutro przydatne, w czasie wizyty na jachcie. Trochę tego jest, przygotowaliśmy sobie zatem sanie do transportu tych gadżetów. Jacht będziemy jutro ogarniać razem z Sebą, Marcin z Januszem popracują nad elementami sań i łoży pod Polonusa. Basia będzie kontynuowała segregację, rozpoznanie paczek, może również zdąży uruchomić pranie materacy i pokrowców z Polonusa.
Dzisiaj popołudniu ja byłem szopem praczem. Dzięki temu, że duża dziesięciowsadokilogramowa pralka znajduje się w hali agregatów, gdzie, jak sama nazwa wskazuje, znajduje się również m.in. prysznic i sala gimnastyczna, bardzo pożytecznie spędziłem czas. Wyprałem cztery pralczane wsady, nadrobiłem prace rękopiśmiennicze, zarzucone w trudnym przeładunkowym okresie, oraz wykonałem sześć serii po 15, na klatę (40 kg) i tyleż samo na „motyle”, bo mają tu polarnicy nasi trochę sprzętu siłowego.
A przy okazji – tak mieszkamy: na pierwszym zdjęciu nasza sień, niewiele mniejsza od naszego apartamentu. Jutro podrzucę widoczek domku z zewnątrz. Bardzo ciepły i przytulny jest… Siedzę sobie w głównym budynku, w tzw. Samolocie, to przy okazji otabletuję jadalnię z bawialnią.
Dzisiaj podzieliliśmy się na trzy podgrupy. Janusz z Marcinem zaczęli budowę stojaka pod Polonusa. Powstały podpory pod kil. Trójelementowy, każdy element złożony z trzech dyli, osadzonych w spawanych przez Marcina „kieszeniach”. Każda z podpór, wzmocniona jest dodatkowo paskiem blachy, która weźmie na siebie główną rolę, jeśli chodzi o przyjęcie obciążenia. Zrobię jutro zdjęcie, to nie będę musiał zmyślać. Basia jest nieoceniona, jeśli chodzi o namierzanie potrzebnych na bieżąco narzędzi, materiałów. Przyjęła też na siebie zadanie wskrzeszenia do życia polonusowych materacy.
My z Sebą w trzech turach, spędziliśmy na jachcie. Zajrzeliśmy do każdej bakisty, jaskółki, zęzy. Wyprodukowaliśmy gro śmieci. Rzeczy istotne, zdatne wciąż do użycia, skatalogowaliśmy w szarych komórkach i poukładali w jednym miejscu. Sebuś wykręcił alternatory, rozrusznik, pompę wodną. Najbardziej męczące są transfery baza – Polonus, ale to dlatego, że dziś, każdorazowo ciągaliśmy za sobą wypełniony różnościami tobogan. Średnio spacerek trwa 20 minut, z lekkimi wahaniami, w zależności jak ustawią slalom – kolonia słoni morskich, stadko pingwinów, lew samotnik. Zasady antarktyczne każą omijać tę menażerię szerokim łukiem, zatem nadkładamy drogi, brodząc w głębokim śniegu. Ale jak się przystanie by odpocząć, wtedy można dostrzec, że otaczają nas bajkowe krajobrazy. Stalowa woda zatoki, grafitowe ostre skały, lodowce o dziesiątkach odcieni bieli i błękitu.
Temperatura powietrza ujemna, woda mineralna zostawiona na pokładzie szybko zamarza, ale wewnątrz jachtu jest na tyle ciepło, że nie dogrzewaliśmy się ekstra wynalazkami. Jutro Seba zostaje w warsztacie. Porozkręca, zlustruje zabrane z jachtu elementy. Janusz z Marcinem dalej będą budować Arkę, a Basia i ja pójdziemy na Polonusa i zaczniemy poważne doczyszczanie wnętrza jachtu.
/Tomek Sosin „Sajmon”/
04.11.2015 Ucałowałem mu dzióbek, poklepałem po zadku
Data : 4 listopada 2015.
Godzina : 1905 LT
Miejsce : Szetlandy Południowe, Wyspa Króla Jerzego, Baza PAN im. Henryka Arctowskiego, mały żółty domek.
Dziś skończyłem wcześniej pracę w myśl zasady przeczytanej na lustrze w łazience w hali agregatów (patrz zdjęcie) i postanowiłem napisać krótkie podsumowanie czwartego dnia pobytu w bazie Arctowskiego .
A może nie tylko ….Warto też jeszcze kilka słów o drodze statkiem i rozładunku kilku/kilkunastu tysięcy paczek na ląd.
Te parę dni spędzonych na statku wobec braku konkretnych zajęć spowodowały, iż mózgi zaczęły pracować na wysokich obrotach. Głównie z uwagi na fakt, iż poza konsumpcją jak i również rozwojem intelektualnym w postaci rozmów, czytania książek, oraz oglądaniem filmów, nie były skoncentrowane na niczym innym. Mówię o mnie, ponieważ np. Tomek był na zajęciach fitness. Dokładnie to robił zdjęcia – ale jakby nie było znając go, pewnie też jakieś ciężary przerzucał. Reszta z nas w tym i ja oddawała się kontemplacjom tudzież innym przyjemnościom. Basia jako jedyna płynąca statkiem z Gdyni była całkowicie zintegrowana z załogą Polar Pioneera. Warunki mieliśmy dobre i choroba morska dopadła co poniektórych tylko na samym starcie. Pogoda znakomita aż do Cieśniny Dreake’a gdzie przywitał nas pak lodowy. Prędkość statku znacznie zredukowano i powoli niczym lodołamacz brnęliśmy poprzez kolejne kry lodowe.
Po dotarciu do zatoki Admiralicji rozpoczęliśmy rozładunek . Od chwili wpłynięcia do zejścia na bazę minęło 48 godzin, a w międzyczasie rozładunek na Lions Rump, oraz z uwagi na złe warunki pogodowe jedna przespana noc. Wieczorem w sobotę wspólna kolacja, niedziela jako dzień „wolny”.
Polonusa jak do tej pory widzieliśmy ze statku, więc wspólnie z Basią, Januszem, Marcinem i Tomkiem w ten „wolny” dzień postanowiliśmy zrobić sobie co oczywiste wycieczkę na jacht. Po około 20 minutach przekopywania się przez zaspy śnieżne, mając do dyspozycji czasami tylko kamienie – przybyliśmy. W tym właśnie momencie uświadomiłem sobie chyba na czym stoję. Puściły emocje a z oczu poleciały wielkie jak groch łzy. Ucałowałem mu dzióbek, poklepałem od Piotrka po zadku. Z zewnątrz wyglądał tak jak go pozostawiliśmy. Środek pozostawał tajemnicą. Bałem się cholernie tam wejść. Miałem wizję „powstawianych” podłóg, smrodu ropy i pleśni, ale… Tam było całkiem znośnie. Oczywiście do zrobienia był mały klar, ale tragedii nie zastaliśmy.
Tak więc na pierwszy rzut – sprzątamy, wykręcamy osprzęt silnika do reanimacji i na razie to wszystko na co w tych warunkach możemy sobie pozwolić. Możemy też zacząć budować łoże, a raczej jego elementy – co czynią Janusz z Marcinem. Basia z Tomkiem ogarnia wnętrze, a ja rozpracowuję utopione w wodzie elementy osprzętu i przywracam im kolejne życie.
I tak zleciało te parę dni. Jak tylko jestem na jachcie rozmawiamy z Poldkiem. Oby nikt tego nie nagrał bo wyjdzie monolog, który tylko ja będę potrafił zrozumieć. Pompa wody reanimowana, jutro czas na alternatory. W międzyczasie jeszcze przeładunek naszych paczek do magazynu nr 2 .
Pracownicy i załoga wyprawy pomagają jak mogą. Dziękujemy!