12 września 2015 r. Jorge Omar Iza wyruszył w samotny rejs z zamiarem okrążenia Ziemi na swoim 10 metrowym jachcie Che Lobizón. Wystartował z argentyńskiej La Platy położonej na południe od Buenos Aires. 63-letni argentyńczyk przeznaczył na ten rejs całe swoje oszczędności. Jacht zaprowiantowany został na 10 miesięcy żeglugi (m.in. zabrał 900 l wody).
Jorge swoim rejsem chciał złożyć hołd argentyńskiemu żeglarzowi Vito Dumas, który samotnie przepłynął Ocean Południowy w czasie II Wojny Światowej. Zmotywowany odwagą Dumasa, Jorge zdecydował ruszyć w jego ślady dookoła świata.
Swoją podróż podzielił na 3 etapy:
– Południowy Atlantyk – z La Platy do Florianapolis w Brazyli i do Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce.
– Ocean Indyjski – z Przylądka Dobrej Nadziei do północnej części Wyspy Auckland w Nowej Zelandii
– Południowy Pacyfik – z Wyspy Auckland do Przylądka Horn i z powrotem do Argentyny.
Na południe od 35°S dominują zachodnie wiatry i prawie stale przechodzą w tym obszarze niże z zachodu na wschód, powodując zmienne wiatry zarówno pod względem siły i kierunku. Na południe od równoleżnika 40°S wiatry osiągają siłę 7B (60km/h) przez 7-8 dni w miesiącu. Natomiast na południe od 43 równoleżnika już połowa miesiąca jest tak wietrzna. Z powodu kierunku wiatru występuje tam znaczne zafalowanie oraz duże prawdopodobieństwo powstawania tzw. fal ekstremalnych. Są one wyjątkowo strome i potężne, a spotkanie z nimi stanowi zagrożenie nawet dla dużych statków. Ponadto w tych obszarach można spotkać mgłę, która jest częstym zjawiskiem na południowych Atlantyku i związana jest z wiatrami z cieplejszych szerokości geograficznych.
Utrata kontroli
Jorge postawił żagle 12 września 2015 r. wypływając z La Platy do Florianapolis w Brazyli. Żeglował na północny-wschód odbijając bardziej w morze aby ominąć strefę rybołówstwa położoną wzdłuż wybrzeży. Po tygodniu rejsu znajdował się 321 mil od wybrzeża, żeglował północnym kursem w stronę Filorianopolis. Właśnie wtedy jego nieszczęśliwa przygoda się rozpoczęła. 19 września znajdował się na pozycji 33° 05′ S 044° 57’W płynąc na północ. Żegluga przy przeciwnym wietrze z prędkością 25 węzłów stała się bardzo trudna i zmusiła do zmiany kursu. Jorge przez 4 dni dryfował na południe. 26 września na Che Lobizón dotarł w ryczące czterdziestki (40°07’S, 045°07’W) – szerokość geograficzną gdzie warunki mogły się tylko pogarszać. Wiatr zaczął spychać go dalej na wschód i otwarty ocean. W czasie silnych szkwałów uszkodzone zostały żagle oraz sztag. 7 października Jorge zdecydował się przerwać rejs i zawrócić do Montevideo. Jorge musiał odciąć trzy stalówki z takielunku i zastąpił je linami syntetycznymi.
Rankiem 17 października jacht Jorge stracił maszt. Zdawał sobie sprawę, że został skazany na łaskę oceanu i zdecydował się wezwać pomoc – uruchomił alarm korzystając z urządzenia YellowBrick. Ponadto wysłał wiadomość do swojej córki Guadalupe Iza informując że potrzebuje pomocy. Ona niezwłocznie skontaktowała się z SARem.
Ratunek
17 października o 2240UTC argentyński SAR skontaktował się ze statkiem MT Dubai Glamour, który potwierdził, że odbiera wezwania pomocy od samotnego argentyńskiego żeglarza z jachtu Che Lobizón na pozycji 38° 43’S 032°09W. W tym czasie statek był w drodze do Afryki Zachodniej 134 mile na zachód-południowy-zachód od jachtu. Statek zawrócił by udzielić pomocy, a w czasie drogi musiał zmierzyć się z niżem na południowym Atlantyku w którym wiatr osiągał siłę 9B, a fale przekraczały 6 m, utrudniając odczytywanie obrazów z radaru. W takich warunkach odnalezienie jachtu było skrajnie trudnym zadaniem nie mówiąc już o udzieleniu pomocy żeglarzowi.
O 2355UTC tego samego dnia SAR przekazał wiadomość, że jacht jest uszkodzony i prosi o asystę. Rano 18 października o 5.06 GTM przekazała pozycję 39°35’S i 032°04’W i wyznaczyła 2 milowy obszar poszukiwań. Przekazano również informacje o wyglądzie jachtu: długość 10,27, szerokość 3,2m, biały kadłub.
Oszacowaliśmy, że droga do wyznaczonego miejsca zajmie nam około 7 godzin. Już od 11 GMT na mostku trwała wzmożona obserwacja. Pół godziny później otrzymaliśmy zaktualizowaną pozycję jachtu – 45 mil na wschód od naszego kursu. Zmieniliśmy kurs na 095°. Musieliśmy zredukować prędkość ponieważ zafalowanie było duże, szkwały przekraczały 40 węzłów, a widzialność była ograniczona. Po około 4 godzinach dotarliśmy na miejsce, ale zastanawialiśmy czy w ogóle uda nam się wypatrzeć jacht. Nikt nie reagował na nasze wywołania przez radio, nie widzieliśmy też żadnych sygnałów świetnych.
O 1518, po raz pierwszy zobaczyliśmy Che Lobizón. Jacht był jakieś 1-1,5 mili od nas po prawej stronie. Staraliśmy się utrzymać kontakt wzrokowy oraz uruchomiliśmy tyfon, aby zwrócić uwagę żeglarza. Mieliśmy nadzieję, że usłyszy sygnał dźwiękowy i odpowie nam na radio. Przed 1600 po raz pierwszy udało nam się nawiązać kontakt z Jorge. Zgłaszał, że stracił maszt i nie może żeglować. Komunikacja była bardzo utrudniona, ponieważ Jorge nie rozumiał angielskiego, a na pokładzie nikt nie mówił biegle po hiszpańsku. Próbowaliśmy mu wytłumaczyć, że przypłynęliśmy mu pomóc na polecenie SARu.
W takich warunkach pogodowych zdecydowaliśmy, że pozostaniemy na razie w kontakcie wzrokowym dopóki warunki pogodowe się nie poprawią. Akcje ratunkową utrudniały nam:
– silny południowi-wschodni wiatr
– duże zafalowanie
– wysoka burta statku – 14 metrów wysokości od pokładu do wody
Mimo ciężkiej sytuacji, postanowiliśmy podejść jak najbliżej południa do Che Lobizón osłaniając jacht od fal w bezpiecznej odległości. O 1635 GMT zmieniliśmy kurs na równoległy mając żaglówkę po zawietrznej. W tym momencie Jorge zdecydował o podpłynięciu bliżej statku, mimo zagrożenia zderzeniem. Obserwowaliśmy zbliżający się jacht staraliśmy się utrzymać właściwy kurs by uniknąć niepożądanych przechyłów. W międzyczasie wysłaliśmy załogę, aby przygotowała drabinkę pilota i koło ratunkowe z liną. Mieliśmy również gotową do rzucenia tratwę w razie gdyby jacht uległ znacznemu zniszczeniu.
Jorge podchodził od strony rufy wzdłuż lewej burty, walcząc z zafalowaniem. Musiał zrobić kilka prób z powodu silnego wiatru. Przy jednej próbie zdryfowało go niebezpiecznie blisko naszej rufy. Awaryjnie zatrzymaliśmy silniki by dać Jorge szansę bezpiecznego odpłynięcia. Po kilku próbach Che Lobizón bezpiecznie stanął przy burcie Dubai Glamour. Jorge opuścił kokpit, skoczył na drabinkę i zaczął wspinać się na pokład. Była godzina 1700GMT.
Pierwsze słowa jakie padły z jego ust to „Dziękuję”, które powtarzał wielokrotnie. Jorge od razu został skierowany do naszego ambulatorium gdzie opatrzono kilka drobnych skaleczeń. Na wszystkie pytania odpowiadał logicznie, opowiadał spokojnie, nie był spanikowany czy zszokowany. Poprosił o możliwość wykąpania się i jakieś suche ubrania. Opuścił swój jacht prawie bez żadnego ekwipunku. Miał przy sobie jedynie plastikową saszetkę, w której znalazły się dokumenty jachtu, paszport, urządzenie Yellow Brick, tablet i telefon komórkowy.
Był to dla całej załogi statku moment wielkiej radości. Od sytuacji w której wątpiliśmy, że uda nam się znaleźć jacht do momentu kiedy Jorge stał na naszym pokładzie. Z pewnością ta chwila będzie jedną z tych które zapamiętamy do końca życia.
Kapitan MT Dubai Glamour
Pływam od ponad 25 lat, ale była to pierwsza sytuacja w której ratowałem czyjeś życie na oceanie. 17 października odebrałem zawiadomienie od argentyńskiego SARu o jachcie, który wezwał pomoc. Chciałbym podziękować mojej załodze oraz kampanii za działanie i udzielone wsparcie.
Kapitan Jorge
Nie potrafię znaleźć słów aby powiedzieć jak jestem wdzięczny całej załodze i oficerom Dubai Glamour za udzielona pomoc! Ich ciepły i gościnne traktowanie odciążyło mnie i pomogło zapomnieć o ciężkich chwilach na oceanie. Szczególnie chciałbym podziękować Chief Officerowi za napisanie tego raportu, za odpowiedź na moje wszystkie potrzeby oraz wsparcie w czasie pobytu na statku. „Dziękuję” to za mało.