Rejs życia!!! Tomasz Siekierko z pokładu Energa

0
757

Jestem Wam wszystkim winny “relację” z rejsu, ale nie wiem jak to zrobić bo wrażeń i przeżyć było tyle że starczyło by na książkę a uporządkowanie spraw firmowych pochłania mnie całkowicie.
Bez wątpienia był to mój rejs życia!!!! Zrobię więc tak. W miarę możliwości czasowych będę opisywał pojedynczo dni lub zdarzenia.
Adrenalina była od początku a mrowienie w brzuchu mam do dziś. Za wyspami kanaryjskimi na AIS pojawił się statek o pięknej nazwie AfricanWind. Oczywiście byliśmy na kursie kolizyjnym więc Gutek postanowił posterować z ręki żeby przyśpieszyć i przejść mu przed dziobem (autopilot szalał od początku ale to będzie osobna historia). Jak postanowił tak zrobił.

Przeszliśmy mu około 3nm przed dziobem z prędkością dochodzącą do 25kn. Po paru godzinach trzeba było zrobić rufę a to oznacza około 30-40min ciężkiej pracy fizycznej. Po zrobieniu rufy, obraniu odpowiedniego kursu i odpowiednim trymie żagli znów mogliśmy się delektować płynięciem z zawrotnymi prędkościami 23-27kn. Na AIS pojawił się ponownie AfricanWind i ponownie komputer wskazywał kur kolizyjny. Kiedy odległość między nami wynosiła około 5nm Gutek zarządził “Dawajcie radio. Trzeba go wywalać bo może zaspany sternik nas nie widzi i będą kłopoty”. Bartek jako najlepiej władający angielskim (mieszka w USA) bez problemu wywołał statek i poprosił aby ten zwolnił lub zmienił kurs w celu bezpiecznej mijanki. W odpowiedzi usłyszeliśmy że statek zwalnia. Bartek ładnie podziękował oraz życzył bezpiecznej podróży.

Po pięciu minutach sprawdziliśmy odczyt AIS i …. nic. Tak jak płynęli tak płyną dalej. Ani nie zmienili kursu ani prędkości. Bartek znów go wywołał przez radio bo może nas nie zrozumiał. w odpowiedzi usłyszeliśmy dwukrotnie “I confirm. I slowdown”. Po dwóch minutach Gutek stwierdził że coś tu jest nie halo!!! Oczywiście zbliżaliśmy się do siebie w zawrotnej prędkości. Padło hasło “zwalamy Genakera” Dodam tylko że płynęliśmy 145 do wiatru. Rufa to jak mówiłem wcześniej minimum 30min a na genakerze wyostrzyć też nie mogliśmy. Rolowanie przez kabestan szło za wolno więc Gutek rzucił hasło “Panowie z ręki go. Nie wiem jak ale szybciej bo jest źle” Z Bartkiem złapaliśmy za linę od rolera i z całych sił ciągnąc zwijaliśmy te 400m żagla. Jednocześnie Gutek darł się “Jeszcze, jeszcze, dacie radę. Szybciej, szybciej!!!!!”.

Odległość do ściany jaką był statek wynosiła na moje oko 15-20m. Kiedy zmniejszyła się do 10m a my byliśmy z rolowaniem gdzieś w 2/3 żagla Gutek wrzasnął ” muszę ostrzyć. Trzymajcie się” Bukszpryt miną burtę statku w odległości 5m. Żagle w ogromnym łopocie i stoimy pod wiatr czekając aż bydle przejdzie. A wiało 25w wiatru. Oczywiście posłaliśmy wszyscy wiązankę K… H….. F…. w stronę statku i z wyciągniętymi obiema dłoniami z “palcem” ale myślę że nikt tam nawet się nie wzruszył. Zakołysał nas jego kilwater i odpłynął sobie jakby nigdy nic. Odpadliśmy wracając na kurs. trym żagli i pocisnęliśmy dalej. Ręce spuchnięte od rolowania ale wciąż w jednym kawałku. Od tej pory baczniej obserwowaliśmy jednostki pojawiające się na AIS.
Następna przygoda z “taclajn” i genakerem przyszła szybciej niż się tego można było spodziewać, ale to opowiem następnym razem.

Autor: Tomasz Siekierko

Komentarze