Prawo na burt

0
439

Słowo wstępu.
Postanowiłem zamieścić ten komentarz do Rozporządzenia MSiT z dnia 13 kwietnia 2013r. dotyczące uprawiania turystyki wodnej na mojej stronie, choć zdaję sobie sprawę z ograniczonego zakresu medialnego. Z doświadczenia wiem, że w najlepszym wypadku głosy pozytywne na znanych portalach będą dość stonowane i pewno nie dotkną tego, co moim zdaniem, w tym Rozporządzeniu jest znamienne. No i rozlegną się jak zwykle głośne krzyki w rodzaju „walka nie skończona” be.., be… i stale be…!

A przecież Rozporządzenie jakie jest, to wynik po raz pierwszy zawartego kompromisu pomiędzy różnymi odłamami liberalizatorów, który trafił w tym momencie na dużą empatię w MSiT. Ta krytykowana dotychczas instytucja też poszła na kompromis. To dobrze rokuje na przyszłość. Dzięki temu zapadły w tym akcie postanowienia znamienne dla jakości żeglarskiej edukacji.

obraz nr 1

Ci szanowni moi czytelnicy, którzy doczytają tekst do końca zorientują się, że szanse jego publikacji w magazynach żeglarskich są żadne. Poczytny SSI, z nieznanych mi powodów, mój materiał „spalił” zamieszczając go jako komentarz pod newsem SAJ. Poza tym, że przeczytało go niewielu żeglarzy to jeszcze został obrzucony błotem przez liberalizacyjną ekstremę.
Wartością tego Rozporządzenia nie są zmienione kreski na wodzie, ilość patentów, wielkość i sposób zdobywania stażu czy długości jachtu. Jego wartość, wręcz bezcenna, polega na czym innym… i o tym jest ta moja wypowiedź. Zapraszam do czytania.
Zbigniew Klimczak

Witajcie „Turyści wodni”

Od dzisiaj, z woli Ministerstwa Sportu i Turystyki, za sprawą Rozporządzenia … jesteśmy turystami wodnymi. Nim wyrażę swoją ocenę tego ważnego dokumentu i już uprzedzam, że będzie pozytywna, muszę jako wiekowy wychowawca żeglarskiej młodzieży ( tfu…) turystów wodnych zwrócić uwagę na znaczenie tej nowej nomenklatury.

W grobie przewraca się twórca polskiego żeglarstwa gen. Mariusz Zaruski, który pisał w owym czasie…..nie po to marzłem i mokłem na pokładach jachtów aby zrobić z was sportowców ale, aby kształtować wasze charaktery.

Wiele lat później sir Francis Chichester wypowiedział znamienne słowa – żeglarstwo to nie sport to charakter.

To zdanie było mottem Dziecięcej Szkółki Żeglarskiej jaką prowadziłem w Katowicach w latach 80. Jeden z jej uczestników, spotkany po wielu latach jako dorosły człowiek odezwał się do mnie w ten sposób – wie pan, nie zostałem w żeglarstwie ale to co wyniosłem z tej Szkółki ustawiło mnie na całe życie.

Żeglarstwo ma niewątpliwie wysokie walory wychowawcze, w rozmowach z rodzicami często używałem wręcz stwierdzenia, że jest samograjem wychowawczym. Ciężko będzie to powiedzieć o „turyście wodnym”. Szkoda, że nie udało się uniknąć tego „przekwalifikowania”, ale na tym kończą się moje zarzuty w stosunku do Rozporządzenia.

Dla nas, żeglarzy, będzie zawsze oczywiste, że jesteśmy tylko i aż żeglarzami i że dokumentuje to głównie nasze cechy charakteru.

Krótko mówiąc, ŻEGLARZ TO BRZMI DUMNIE ! i zapomnijmy o „turyście wodnym” – niech pozostanie jako żargon legislacyjny.

Przechodząc do oceny meritum Rozporządzenia mogę tylko wyrazić wielką wdzięczność Pani Minister za ostateczne przypieczętowanie prawie 20 letniej walki o liberalizację przepisów w polskim żeglarstwie.

Rozporządzenie będące wynikiem tej walki, poprzedzone w końcowej fazie Ustawą o sporcie i zmianami w Ustawie o żegludze śródlądowej, ostatecznie likwiduje niezwykle szkodliwy monopol Polskiego Związku Żeglarskiego. Skutki tego monopolu będą tkwić w polskim żeglarstwie jeszcze przez lata.

Cokolwiek wytkną malkontenci temu aktowi, tego znaczenia nikt mu nie odbierze i w tym sensie powinien być oceniony jednoznacznie pozytywnie.

Daleka i trudna była droga do tego dnia. Nie wiem jak inni ale ja uznałem za datę rozpoczęcia zmagań środowisk żeglarskich o liberalizację ukazanie się w 1996 r. artykułu śp. kpt. Jerzego Sydowa w Żaglach wskazującego na konieczność poważnej liberalizacji przepisów i wręcz śmieszność wielu ówczesnych wymagań rodem z PZŻ. Była to riposta na artykuł kpt. Andrzeja Webera ( dowodził Zawiszą Czarnym i Henrykiem Rutkowskim) w Żaglach 2/95, wychwalającego istniejący system. Nie chcę przynudzać, ale wyrosło już kilka pokoleń żeglarzy nie mających pojęcia o bezsensach tamtych lat, dlatego cytuję fragment tego artykułu – pisze autor:

W czasie egzaminu na sternika morskiego usłyszałem pytanie o tonaż Tamizy ( formuła pomiarowa sprzed niemal 100 lat) i o tonaż waszyngtoński ( maksymalna wyporność pancernika, ustalona przed wojną traktatem zawartym w Waszyngtonie). Musiałem także rozszyfrować depeszę napisaną alfabetem Morse’a i znaleźć zawarty w niej błąd ortograficzny. Wreszcie, gdym zdawał ,,wielkiego”, obniżono mi stopień z meteorologii za odmowę odpowiedzi na temat typów pionowej równowagi atmosfery.

Całość artykułu można przeczytać tu: http://www.sail-ho.pl/article.php?sid=2211&mode=thread&order=0&thold=0

Potem już było tylko gorzej. Przyszły lata 90. i niebywały pościg za zarabianiem na szkoleniu i reglamentacji uprawnień.

Zło głównie pochodziło z patologii, jakie narosły w samym procesie szkolenia w setkach szkół i szkółek oraz wakacyjnych efemeryd.

Niewątpliwie wśród nich były szkoły rzetelnie pracujące, ale większość byle zarobić i w nogi. Masowość egzaminów, połączona z podniesieniem stawek za egzamin ( 75 % do podziału pomiędzy członków KE dawało już pokaźne dochody) doprowadziła do swoistej zmowy w wielu szkołach i KE. Zawołanie brzmiało „klient zapłacił klient musi zdać” w domyśle ten klient puści w świat informację napędzającą dalszych chętnych. A klientów nie brakowało, bo mieli to zapewnione przez ten monopol. I tak się to kręciło, lewe całe kursy, handel na kejach patentami, byle jakie szkolenie i jak najmniej kłopotów na egzaminie.

Nadeszła era internetu a wraz z nią możliwość permanentnej komunikacji między ludźmi oraz nagłaśniania problemów. Można je w owym czasie sprowadzić do bezpatencia, kresek na wodzie, przeglądów technicznych, wymagań w zakresie wyposażenia jachtów. Nie negując potrzeb zmian w tym zakresie, od początku za moje priorytety uznałem zniesienie monopolu PZŻ w szkoleniu, przymusu odbywania szkolenia na kursach oraz niebezpiecznej granicy wielu 12 lat dla uzyskania patentu. Generalnie – zmian w systemie żeglarskiej edukacji.

Rozporządzenie te postulaty reguluje; znosi jednoznacznie monopol jednego związku, obowiązek odbywania kursu oraz podnosi wiek uprawniający do uzyskania patentu na 14 lat. Była propozycja 16 lat ale na etapie uzgodnień międzyresortowych uległa obniżeniu do lat 14.

Zawsze śmieszyły mnie argumenty niektórych adwersarzy, że nawet 8-9 letnie dzieci lepiej prowadzą np. Optymistki niż stare repy. Na Neptuna, co ma tu umiejętność manewrowania jachcikiem, nawet mistrzowska, do tego, jakie cechy trzeba mieć aby odpowiadać za jacht i jego załogę w rejsie, szczególnie w razie wystąpienia trudnych warunków.

Dwunastoletni dzieciak nie jest zdolny aby podołać takiemu wyzwaniu, ale ma jedną niebagatelną zaletę. Jest ich masa, masa zapełniająca kursy żeglarskie i zapewniająca dochody. To się też skończyło.

Monopol w szkoleniu – krótko : każdy monopol jest szkodliwy, w tym wypadku dla jakości edukowania polskich żeglarzy, ale już przymus odbywania kursów, połączony z przymusem egzaminu na patent, był niesamowitym nadużyciem i to on wyrządził największe szkody. Zdecydowana większość kandydatów na żeglarzy szukała przede wszystkim szkoły gdzie tanio, pewnie i szybko zdobędzie patent. Patologia była taka niesamowita, że sam pytany o radę, odpowiadałem: idź na szybki kurs a potem ci powiem gdzie zdobędziesz faktyczną wiedzę i umiejętności. To paranoja ale się sprawdzało w tej paranoicznej sytuacji.

Krzyk podnoszony już przez niektóre szkoły świadczy o tym, że naruszono ich interesy. Dzięki Rozporządzeniu skorzystają dobre szkoły i sami adepci.

Na koniec pragnę złożyć swoje uszanowanie wszystkim stowarzyszeniom walczącym o liberalizację, że po wielu latach wreszcie, przed ostateczną batalią, usiadły do stołu i zawarły kompromis w sprawach poszczególnych postulatów. Wobec ustawodawcy a potem administracji zaprezentowały jednolite stanowisko. Na efekty nie trzeba było długo czekać.

Szanowna Pani Minister,
kilka lat temu, w przełomowych chwilach kształtowania się przepisów, pisałem do Pani poprzedników o tym, że jestem starym człowiekiem, zmęczonym latami „pisaniny” i chciałbym dożyć nowej ery w polskim żeglarstwie o jaką ja i wielu innych walczyliśmy.

Jako urodzony lwowiak pragnę złożyć tradycyjne ucałowania rączek w podzięce za tak skuteczne zakończenie walki o nowoczesny, europejski „ogląd” przepisów obowiązujących w polskim żeglarstwie i wybaczam tych „turystów wodnych”.

Równocześnie wyrażam głęboką nadzieję, że proces liberalizacji nadal będzie się toczył, do czasu osiągnięcia stanu jaki obserwujemy w krajach przodujących żeglarsko a jeśli chodzi o związki i stowarzyszenia żeglarskie, jedynym ich celem będzie, jak stanowi np. dewiza kanadyjskiego związku CYA – ŻEGLARZU, CO JESZCZE MOŻEMY DLA CIEBIE ZROBIĆ?

Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl/ 

Komentarze