Pokazać mamie Christianso

0
700
O rodzinnych żeglowaniach bałtyckich państwa Matzów czytaliście w SSI już kilka razy. To rejsy modelowe – tata z mamą i z synkiem, który dorasta, mężnieje i przejmuje ster.
Żeglują na swoim własnym, niewielkim, a zadbanym jachcie z Zalewu Zegrzyńskiego.  Jedyne co ich ogranicza to czas urlopu. W tym roku jeszcze nie starczyło na Gotland.
Zwrócie uwagę – cała załoga jachtu „Gem” w kamizelkach !
Tak wygląda dawanie  dobrego przykładu.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_______________________________ 
Drogi Jerzy!
Niestety, muszę Cię rozczarować. Nie opłynęliśmy w tym roku Gotlandii, ba, nawet się do niej nie zbliżyliśmy. Urlopy niestety nie są tak długie jak byśmy tego chcieli… Jednak lato bez bałtyckiego rejsiku jest latem straconym, zatem poniżej kilka słów o tegorocznym pływaniu. Piszę na gorąco, bo właśnie dziś dotarliśmy do Górek (JKSG), łódka „złożona” stoi już pod dźwigiem, jutro rano wyciągamy ją z wody i ruszamy z powrotem na Zalewę Zegrzyńską 🙂 
Łódka to oczywiście GEM, załoga niezmienna, od lat ta sama 🙂
 
Zaczęliśmy 2 lipca tradycyjnie już z Górek. Po drodze Hel (ładnie się prezentują te nowe pomosty z wytykami), Władysławowo (obsługa niestety nie informuje o możliwości korzystania przez żeglarzy z budynku rybaków „GLADA”), dalej Łeba (tradycyjny, wysoki poziom usług) i jako pierwszy punkt „zwiedzania” – Darłowo. Co prawda nie mieliśmy takiego planu, ale informacje o nowym porcie jachtowym zachęciły nas do odwiedzenia tego miasta. Kilku korespondentów już informowało, że w Darłowie jest bardzo dobrze. Pełna zgoda – tanio (30 zł za postój naszego GEMA), zaplecze sanitarne o dobrym standardzie, bezpłatne Wi-Fi unosi się nad pomostami, a w dodatku trafiliśmy na ostatni dzień jakiegoś militarnego pikniku, czyli kolejna atrakcja do kolekcji zdjęciowo-wspomnieniowej 🙂
Darłowo postanowiliśmy odwiedzić także z uwagi na warunki pogodowe – wiatr NW nie zachęcał nas do skoku na Bornholm bezpośrednio z Łeby, a taki był pierwotny plan. Cóż, nie z Łeby, to z Darłowa – ostrym bajdewindem ruszyliśmy z Darłowa o 4 rano. W Gudhjem S cumujemy ok 18. Port już jak można się domyślić pełny, ale miejsce przy czyjejś burcie oczywiście zawsze się znajdzie, zatem nie ma problemu. Łazimy po miasteczku, weryfikujemy opisy z Twojego przewodnika „Bornholm i Christianso” i nic się póki co nie zmieniło 🙂   Dodam tylko, że zaplecze sanitarne dla żeglarzy zlokalizowane jest w pewnym oddaleniu od portu (ok 100 metrów) w budynku lokalnej biblioteki.
 
Następnego dnia ruszamy pokazać mojej mamie Christianso. W porcie oczywiście nic się nie zmieniło, ale na Christianso właśnie o to chodzi – niech zostanie takie, jakie jest 🙂 W porcie stoimy dwie godziny, w tym czasie w ekspresowym tempie obchodzimy obie wyspy i wypływamy do Tejn, ponieważ prognozy mówią o jakimś solidnym, północno-zachodnim przeciągu, więc planowany wcześniej Hammerhavn niestety odpada, a inne porty z tej strony Bornholmu już znamy.
Jak się okazało Tejn było strzałem w dziesiątkę. Wioska jak wioska, żadna rewelacja, ale port jest świetnym schronieniem przy wiatrach z każdego chyba kierunku. Na falochronach urywało głowę, a łódki w porcie nawet nie szarpały cum.
Przygody zapewnił nam tylko duński jacht, który w czasie manewrów portowych połamał nam flagsztok. Oczywiście Duńczycy z całego serca chcieli nam straty zrekompensować odkupując nam flagsztok, ale zapewniliśmy skippera tegoż jachtu, że nic się nie stało, wystarczy odrobina kleju i flagsztok będzie jak nowy 🙂
Jeśli chodzi o ewentualne „uaktualnienia” do niebiesko-żółtej książeczki – brak, wszystko jest tak, jak to opisałeś, no może poza wiatrakiem, którego w Tejn nie znaleźliśmy, mimo usilnych, dwudniowych poszukiwań.
obraz nr 1

Komentarze