Tylko pięć flightów udało się rozegrać pierwszego dnia regat Busan Women’s Match Race w Korei. Rano, po zaledwie jednym flight-cie wiatr ucichł i niestety musieliśmy czekać na nadejście bryzy. Po godzinie pierwszej na akwenie pojawił się stały i dość silny wiatr, który pozwolił na rozegranie 4 kolejnych serii wyścigów, w tym dwóch naszych.
W pierwszym meczu zmierzyłyśmy się z teamem gospodarzy. Już w walce przedstartowej Koreanki dostały od nas dwie kary. Po przecięciu linii startu nie wykręciły jednej z nich dostatecznie szybko i zostały ukarane przez arbitrów czarną flagą, dając nam zwycięstwo.
Drugi nasz mecz rozpoczął się niezłym horrorem. Na niecałe 5 minut do startu, kiedy płynęłyśmy w stronę komisji nasz jacht nagle zwolnił i usłyszałyśmy dziwny stukot. Okazało się, że nasz kil złowił się w sieć rybacką, jakich jest tu wiele. Mała styropianowa bojka ciągnęła się daleko za naszą wysoką rufą. Od totalnej katastrofy uratowała nas zimna krew Tosi, długie ręce Jadzi i niezastąpiony nóż w Kasi Leathermanie. Pomimo przygody udało nam się wygrać prestart z Francuzkami i nie oddać prowadzania aż do linii mety.
Jutro z rana czeka nas mecz z najwyżej rozstawioną załogą – Renee Groeneveld z Holandii. Do zakończenia Round Robin pozostało 7 flightów, z czego ścigamy się jeszcze w 5 ostatnich.
Więcej informacji i pełne wyniki na stronie internetowej regat Busan Women’s Match Race 2011.
Dla Open Yachting
Pic Pol,
Katarzyna Pic
Źródło: openyachting.pl