Ocean650: 2 godziny po powrocie…

0
301

Po prawdzie czas mi się zatrzymał, i nie wiem który dzisiaj dzień tygodnia, ani jaka data. Jestem przeraźliwie niewyspany, ale to drobiazgi.

Czy jestem zadowolony z wyniku? Oczywiście że nie! 🙂 Ale startujemy w Pucharze Świata, konkurencja przygotowuje swoje jachty latami, pływa w MiniTransacie od lat, i lekko nie jest. Pocieszają koledzy, którzy startują, że teraz trzeba pracować nad formą i jachtem. Nawet najlepsi przesiadając się na najlepsze łódki nie płyną nawet w środku stawki. Lista rzeczy do zrobienia rośnie…. Najważniejsze, że udało się szczęśliwie wystartować i ukończyć te regaty, a jak potem opiszę, mało brakowało byśmy nie skończyli. Na koncie pierwsze 540 mil!

Ale po kolei. Postaram się opisać w małych odcinkach, bo naprawdę już muszę lecieć do łódki…

Start odbył się z marszu. Jeszcze nocą zakładaliśmy bomy i żagle, wiązaliśmy baksztagi. Ja skręcałem elektronikę, chłopaki tankowali paliwo i wodę… nastał ranek… niewyspany szybkie pakowanie, o 9 odprawa przed rejsem. O 10.30 musimy opuścić port wyciągani przez ponton. Na spakowanie zostało ok 20 minut. Udało się, biegiem na jacht. Jeszcze po drodze telefon do Kazia Sawczuka, pogoda na drogę. „Trzymać się lewej strony trasy”. Tak przez 2 dni. Potem rozbudowuje się wyż i to już nic nie wiadomo. … Wyłączam telefon, bo nie wolno mieć na pokładzie telefonów i komputerów.

Wchodzimy na jacht, już czeka na nas ponton. 5 minut i odpływamy. Resztę przykręcimy na wodzie 🙂 Wyciągani przez ponton, odebraliśmy brawa od wszystkich uczestników tych regat. Prawdziwy duch Klasy Mini. Cały port klaskał i wykrzykiwał: Bon Chance!, Good Luck, i po włosku też coś tam…. 🙂 Naprawdę cały port! Zrobiło się niesamowicie miło. Serce rośnie 🙂 W główkach stawiamy grota i na morze!

(ciąg dalszy szybko nastąpi, prawdopodobnie wieczorem, teraz czas dla mini)

Radosław Kowalczyk

Komentarze