O Sopockiej Marinie dobrze i źle

0
1150

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem korespondencję Marcina Palacza na temat „Mariny Sopot”. Do zamysłu tej inwestycji od początku miałem zastrzeżenia „zasadnicze”. Wyraziłem je między innymi w „locyjce” – ZATOKA GDAŃSKA. Nie kwestionując sensu posiadania przez Sopot portu jachtowego – krytykowałem pomysł przyklejenia tego żelbetowego monstrum do zabytkowego, ponoć najdłuższego mola drewnianego w Europie. To dla mnie była „profanacja” zabytku sztuki inżynierii morskiej. Wyjaśnijmy sobie problem fundamentalny – po co w ogóle buduje się mola spacerowe? Otóż buduje się dla „szczurów lądowych”, mieszkańców interioru, aby przy okazji urlopu nad morzem mogli przeżyć taką namiastkę żeglugi. Aby po osiągnieciu szczytu mola – popatrzeć z perpektywy kilkuset metrów na brzeg, na plażę, poczuć morze niemal dookola.

No i tu włodarze miasteczka, nakręceni megalomanią postanowili im te wrazenie zepsuć. Do mola dostawiono coś takiego, co pasuje jak świni siodło.

Przystań jachtowa  ma wtedy sens, kiedy funkcjonuje okrągły rok. To znaczy kiedy może być portem macierzystym, czyli daje wpływy 12 miesięcy w roku. Chodzi mi o zimowanie jachtów. W naszym klimacie – raczej na lądzie, do której jest dojazd nie tylko samochodów, trailerów, ale i żurawi samojezdnych. Racjonalna przystań jachtowa powinna umożliwić pomoc żeglarzom swoimi serwisami naprawczymi (szkutniczymi, silnikowymi, elektrycznymi, elektronicznymi, żaglomistrzowskimi). A wreszcie MUSI mieć odpowiednie zaplecze sanitariatów. Tego wszystkiego „Marina Sopot” nie ma i mieć nie będzie.

A mogłaby mieć gdyby nie upór włodarzy miasta, którym przyśniło się Monte Carlo.

Powtarzam – Sopot zasługuje na przystań, ba nawet na port jachtowy, ale nie w tym miejscu !  Były inne propozycje lokalizacyjne.

Trudno. Mleko się rozlało, żabę trzeba będzie jeść latami.

Ostatnie kilka lat nie mieliśmy sztormów jesienno zimowych jakie tu ongiś bywały. Jak się teraz taki trafi, to zacumowane jachty podskakiwać będą, że hej.  

No i jeszcze jeden powolutku pojawiający się problemik – między konstrukcją przystani, a plażą robi się coraz płyciej…. Że co? Że można wezwaćać pogłębiarkę ? A mozna, można, ale to droga usługa, a przystań – deficytowa. Tym razem Unia Europejska juz nie dopłaci 🙁

Miesiąc temu miesięcznik ZAGLE opublikował mój artykulik o „Marinie Sopot”. Powstrzymałem się od wybrzydzania (mleko rozlane, żabę jeść trzeba), ale znajdziecie tam planik przystani i tabelę stawek postojowych. Zaległe numery mozecie nabyć na standzie „ŻAGLI” na jesiennych targach „BOATSHOW” (znowu w Łodzi).

Kamizelki także w Sopocie !

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

————————————

obraz nr 1

Don Jorge,
Przed napisaniem tego tekstu przegoogliłem  SSI pod hasłem „sopot”  i wiele nie znalazłem, poza bardzo krytycznymi opiniami o koncepcji budowy mariny przy molo,  z czasów gdy tej mariny jeszcze nie było, np http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1255&page=405. Minęły ponad 2 lata  od otwarcia mariny. Tak się jakoś złożyło, że bałtycką część ostatnich trzech wakacyjnych rejsów kończyłem właśnie w Sopocie (potem płynąłem na Zalew Wiślany). Byłem w Sopocie też w czerwcu i lipcu 2011, na dwa tygodnie przed oficjalnym oddaniem nowej mariny do użytku, gdy wykańczana była w panicznym pośpiechu,  i trzy dni po tym wydarzeniu, które uświetnił swoją obecnością Prezydent RP. Przy każdej okazji węszyłem, wypytywałem bosmanów, robiłem zdjęcia. Myślę, że nazbierał się pewien materiał do opisu i sformułowania opinii.
Zacznę od stwierdzenia, że moim zdaniem, to co powstało, jest ładne. Nowy budynek ulokowany przy końcu 300 metrowego  molo, mieszczący bosmanat, sanitariaty, restaurację i punkt sprzedaży biletów na cumujące w pobliżu wycieczkowe statki, bezkonfliktowo komponuje się z zabytkowym, specyficznym otoczeniem. Ładny jest też sam basen mariny, falochrony, pomosty z y-bomami. Wreszcie jachty przy molo, żaglowe i motorowe, nie szpecą tego miejsca, ale dodają mu uroku i są dodatkową atrakcją.

Wbrew obawom  (a nie mam powodów, by nie wierzyć ostatnio indagowanemu na tę okoliczność bosmanowi), solidne falochrony dobrze chronią marinę przed wiosennymi, letnimi i wczesnojesiennymi  sztormami. Marina nie funkcjonuje w zimie, choć podobno są straceńcy, którzy trzymają tu jachty cały rok. Hmmm. W ostatnie  dwie zimy  lodu na Zatoce było niewiele, w przeciwieństwie do zimy przed otwarciem mariny (2010/2011)….

Mariną rządzi szwedzka firma Pro Marina (http://www.promarina.se/ ). Na przystanie Pro Marina natykałem się w lipcu i sierpniu w kilku miejscach na szkierowym  szlaku: Arkösund, Vastervik, Oskrashamn, Nynashamn. Obecnie jest tych przystani 14,  łącznie z Sopotem. Pro Marina przejmuje najwyraźniej w ostatnich latach obiekty położone w atrakcyjnych lokalizacjach. Mariny Pro Marina w Szwecji obsługuje przede wszystkim gości, przypływających na krótko. Wyróżniają się nowymi pomostami, eleganckim i funkcjonalnym  zapleczem, stałą obecnością bosmanów i …  najwyższymi w okolicy opłatami, ze wszystkimi usługami zawartymi w cenie (prąd, prysznic, pralka, świetlica, sauna….). W pierwszym  numerze firmowej gazetki (lato 2013, http://www.promarina.se/om/destination-promarinas-nya-magasin) Sopot zaprasza już na okładce, a w środku zeszytu jest artykuł prezentujący polski kurort.

Z marketingowego punktu widzenia,  w maju 2011 ktoś w Sopocie strzelił sobie w stopę, publikując cennik, z którego  wynikało, że za dobowy postój 27-stopowego jachtu, zapłacę tu 100 zł. Dziękuję –  płynę do Gdańska, lub Gdyni. Ktoś się zreflektował i gdy przypłynąłem do Sopotu w lipcu 2011 zapłaciłem nieco ponad 70 zł, miesiąc później 56 zł i taka sama stawka obowiązuje do dziś (w wakacje – wiosną i jesienią jest taniej). Fama jednak poszła i trwa do dziś – znajomi, gdy słyszą, że zatrzymałem się w Sopocie, reagują zdziwieniem, bo przecież tam jest obłędnie drogo. Tymczasem, w marinie w Gdańsku nie jest dużo taniej (6 zł za metr długości jachtu). W Sopocie, w ramach opłaty otrzymujemy wejściówki na molo (w kasie molo:  7 zł od dorosłej głowy) i  prysznic (ale patrz niżej),  oddzielnie natomiast trzeba zapłacić za prąd i wodę (po 10 zł). Generalnie, biorąc pod uwagę, że Sopot to najbardziej prestiżowe i reprezentacyjne miejsce na polskim wybrzeżu, uważam, że aktualne opłaty nie są przesadzone. Sympatyczna jest   stosowana tu zasada  zaokrąglania długości jachtu do najbliższej wartości wyrażonej w pełnych metrach, również w dół (jacht o długości 8.25m płaci jak za cennikowe 8m).  Gwoli ścisłości, dodam, że w Sopocie zapłacimy też za kilkugodzinny postój (dwie stawki: do 4 godzin, bez wejściówek na molo, i do 10  godzin z wejściówkami.) Darmo można postać kilkanaście minut.

Sopot to jedyna znana mi polska marina,  w której na spotkanie każdego wpływającego jachtu wychodzi bosman (lub bosmanka), macha, krzyczy, upewnia się że został (a) zuważony(a), wkazuje miejsce, biegnie na drugą stronę mariny, odbiera cumy, a na „dziękuję bardzo” odpowiada, że „przecież po to tu jesteśmy”.

Pro Marina traktuje Sopot, jako przyczółek po południowej stronie Bałtyku i nie oczekuje natychmiastowych zysków. W poprzednich dwóch sezonach w Sopocie było raczej pusto, ostatnio  (długi sierpniowy weekend )  marina była pełna. Nie wiem, na jakich zasadach Pro Marina rozlicza się z miastem – mam nadzieję, że polski i sopocki podatnik do mariny nie dopłaca. Jeśli,  ten warunek jest spełniony, to uważam, że ekonomicznie jest w porządku, mimo że to nie jest marina całoroczna i mimo że w pierwszych dwóch sezonach świeciła pustkami  (porównaj obawy wyrażane kiedyś w SSI).

Przyznam, że po tygodniach spędzonych w szkierach i szwedzkich wiejskich portach, z przyjemnością przypływam do gwarnego Sopotu. Lubię przespacerować się po Monciaku i po molo, szczególnie o świcie, gdy na ławkach miast turystów siedzą mewy, a sopockie pensjonaty i hotele chowają się są za woalką porannych mgieł. W marinie  jest zaskakująco spokojnie, prawie nie docierają tu hałasy z miasta. Restauracja na molo wieczorem dźwięczy z klasą, niespecjalnie głośno i muzyka kończy się o przyzwoitej porze. Zdecydowanie lepiej się tu śpi  po przeskoku przez Bałtyk niż w zawsze obłędnie głośnym Władysławowie, często w Gdyni, Helu, nie wspominając o  okropnej Ustce.

Na tym niestety muszę zakończyć wyliczanie pozytywnych wrażeń. Sopot, to przykład, świadczący o tym, że za projektowanie marin w Polsce,  biorą się ludzie, którzy nigdy w marinie nie byli. Wielką tajemnicą dla mnie jest jak takie projekty mogą zostać zatwierdzone.  Całe zaplecze sanitarne  mariny, to dwa jednoosobowe pomieszczenia – w każdym z nich jest prysznic, umywalka i sedes. Jedna osoba biorąca prysznic blokuje takie pomieszczenie na kilkanaście minut. W marinie może zacumować ponad 100 jednostek. Nawet jeśli większość z tych jednostek to rezydenci, bez załóg na pokładach, nie  trzeba wielkiej wyobraźni, by domyśleć się, jaka atmosfera panuje rano wśród przestępujących z nogi na nogę żeglarzy przed drzwiami dwóch pomieszczeń. 17 sierpnia b.r., w marinie stało około 20 gościnnych jachtów.  Daje to kilkadziesiąt  osób, z których każda chciałaby się  rano choćby wysikać…..

obraz nr 2

Na parterze tego samego budynku, w którym na piętrze jest zaplecze mariny, mieści  się publiczna, płatna ubikacja (2.50 zł lub 1 Euro). Pani pilnująca tego przybytku, na widok aparatu fotograficznego ruszyła z zaciśniętymi pięściami w moim kierunku, krzycząc, że sobie nie życzy i czy „mam zezwolenie”. Uciekłem. Rano pani jest nieobecna, a ubikacje są zamknięte na klucz.

Obsługa mariny od samego początku oczywiście zdaje sobie sprawę z problemu. Mówią jednak, że modyfikacje  są niemożliwe: jest to obiekt zabytkowy, jakiekolwiek próby zmian  paraliżowane są   też przez gwarancję oraz prawa autorskie projektanta.  Sytuacja jest chyba rzeczywiście trudna. Widzę jednak też,  że w sanitariatach zamontowano tandetne detale. Wieszak na ręczniki i uchwyty do pryszniców były urwane już w miesiąc po otwarciu mariny.  Wydaje mi się, że dziś pozostają tak samo urwane jak dwa lata temu – w obydwu pomieszczeniach. Nie przyjmuję tłumaczeń, że to żeglarze w Polsce są tacy okropni i niszczą wszystko co stanie na ich drodze. W obiektach publicznych trzeba instalować osprzęt idiotoodporny, a nie najtańszą chińszczyznę, z trudem nadającą się do prywatnej łazienki. Jak coś się urwie, to trzeba to naprawić i nie chcę mi się wierzyć, by nie można było tego zrobić, choćby w ramach tej demonicznej gwarancji.

Przy drzwiach do nieszczęsnych sanitariatów zainstalowane są czytniki kart magnetycznych. Karty miały również pozwalać na rozliczenie poboru wody i prądu na pomostach. Minęły dwa lata – system kart nie został uruchomiony. Bosmani wydają każdorazowo klucze do tych dwóch sanitariatów – co akurat nie stwarza problemu, bo pomieszczenia są jednoosobowe, a bosmani stale obecni.  Miały też pojawić się elektroniczne bramki na pomosty,  otwierane kartami – są zwykłe łańcuszki przy wejściu na pomosty pływające. W nocy, bosmani zamykają wejście dla osób postronnych na falochron zachodni i południowy. Miasto nie chce się zgodzić na podobne zamknięcie falochronu wschodniego – od strony otwartych wód Zatoki. Punkt o 23-ej, gdy wejście na molo staje się darmowe, w kierunku mariny rusza tłum spacerowiczów. Szczęśliwie, wieczorny ruch trwa krótko, a kradzieże, jak dotąd, się nie zdarzają. Zmorą są natomiast osoby wchodzące bez pytania na  pokłady jachtów, w celu zrobienia sobie zdjęcia. Tego typu zachowań doświadczyłem też w innych polskich portach.

Innym,  wyjątkowo niefunkcjonalnym rozwiązaniem są wygięte łukowato trapy prowadzące na pływające pomosty (zdjęcie). Ładnie to wygląda, ale wygięcie powoduje, że nachylenie trapu, tam gdzie styka się on z pomostem pływającym, jest niepotrzebnie duże. Blacha na końcu trapu  po deszczu jest  bardzo śliska, o czym się osobiście boleśnie przekonałem.

Podsumowując, uważam, że warto zajrzeć do mariny w Sopocie. Cieszę się, że ten obiekt powstał i lubię to miejsce. Ciekaw jestem, jak zostanie rozwiązany problem sanitariatów – przy rosnącym ruchu, jakoś rozwiązany być musi. Tymczasem, sugeruję wstać o świcie – wtedy kolejek do ubikacji nie ma.  Jest  natomiast okazja, by w spokoju delektować się widokami na pustym molo.

Pozdrawiam,

Marcin Palacz
Albin Vega V1958 „Lotta”
www.albinvega.pl

 

Za zgodą: www.kulinski.navsim.pl

Komentarze