Za zgodą Jerzego Kulińskiego www.kulinski.navsim.pl
Nabieranie „na wnuczka” to podły proceder. Starzy ludzie są łatwowierni, żyją nostalgią i wspomnieniami z wojska. Mówią też, że skoro dostawaliśmy w dupę, to niby dlaczego młodym miałoby to być zaoszczędzone? Ale ta Konferencja Niebezpieczeństwa zwołana w Teatrze Muzycznym (kto to tyle forsy wydał za wynajem zamiast na regaty Optymisciarzy?) to próba zrobienia suwerenowi wody z mózgów, czyli przywrócenia dochodowych procedur obowiązujących w czasach realnego socjalizmu. Tak, tak – jak nie wiadomo o co chodzi to oczywiście chodzi o pieniądze.
To powinni wiedzieć uczestnicy Konferencji „70+”
Teraz aby nie przedłużać stanu Waszego zainteresowania tekstem Eugeniusza Ziółkowskiego – zapowiadam wspomnieniowy news „moje wspinanie się po szczeblach stopni żeglarskich”. który ukaże się w SSI jeszcze w kwietniu.. Będzie tam o kapitanach, inspektorach, instruktorach. Młodym koniecznie trzeba systematycznie przypomnieć z jakiego to bagna „liberatorzy” wyciągnęli miłośników żeglowania po morzu.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge (82)
———————————
PS. A tak na marginesie – jakie to jachty i dokąd prowadziła samodzielnie pani kapitan Domańska ? Bardzom ciekaw bo pierwszy raz o niej czytam
———————————————————————————–
.
O BEZPIECZEŃSTWIE ŻEGLARZA
Psia wachta (5)
25 marca w Gdyni odbyła się Żeglarska Konferencja Bezpieczeństwa. Konferencja jak wiele innych, zorganizowana przez instytucję odpowiedniej rangi, pod nobliwym patronatem, dająca szansę wypowiedzi prelegentom na tematy związane z tytułem spotkania.
Mówienia o bezpieczeństwie nigdy za dużo i należałoby przyklasnąć organizatorom za pomysł i trud zorganizowania spotkania.
Do tego momentu wszystko jest w porządku.
Niestety wśród rzeczowych, merytorycznych i porządkujących naszą wiedzę o służbach ratowniczych, regulacjach prawnych i odpowiedzialności cywilnej wystąpień, były też takie, które miały wśród słuchaczy wzbudzić grozę przed nieuchronnie zbliżającym się Armagedonem, wywołanym ograniczeniami obowiązującego przed laty, jedynie słusznego systemu szkoleń żeglarskich, Polskiego Związku Żeglarskiego.
Wiceprezes PZŻ ds. szkolenia Katarzyna Domańska, nie pozostawiła suchej nitki na obowiązujących zasadach szkolenia i egzaminowania na stopnie żeglarskie. Zarzucała aktualnym rozporządzeniom zbytnią ogólnikowość, brak szczegółowych wytycznych dla instruktorów i egzaminatorów. Sugerowała, że proces szkolenia powinien być tak zorganizowany, aby wykształcił wśród żeglarzy odruchy bezwarunkowe w używaniu sprzętu ratunkowego.
Próbowałem wyobrazić sobie ile godzin szkolenia potrzeba na wyuczenie żeglarza skutecznych manewrów jachtem i użycia środków pirotechnicznych z pominięciem świadomości ośrodkowego układu nerwowego i………… poddałem się. Myślę, że prelegentka miała na myśli odruch warunkowy, który niestety wymaga bardzo długiego szkolenia i dla wielu jest nieosiągalny.
Kolejnym wieszczem zagłady żeglarzy był Tomasz Chamera, wiceprezes PZŻ ds. sportu, który posiłkował się prawnikiem i psychologiem. Prawnik opierając się na obowiązujących aktach prawnych w zgrabnym wywodzie udowodnił, że każda zorganizowana forma wypoczynku na wodzie ma ograniczenia prawne w praktyce, uniemożliwiające jej zorganizowanie. Odetchnąłem z ulga, gdy okazało się, że opieka rodzicielska nie „podpada” po te wszystkie paragrafy. Nie jestem do końca pewien czy dopuszczalna jest i zgodna z ustawą o wychowaniu, opieka dziadka, który nie jest przecież prawnym opiekunem wnuka.
Pani doktor psycholog lepiej wpisała się w atmosferę grozy prelekcji, straszyła niską samooceną szkolonych żeglarzy, prowadzącą wprost do samobójstwa, a w łagodniejszej formie do bulimii lub anoreksji. Nie jestem pewien, czy do końca zdawała sobie sprawę z tematu wiodącego konferencji i w jakim stopniu została zmanipulowana przez szefa grupy Pana Chamerę.
W podobnym tonie wypowiadał się Mariusz Zawiszewski, narzekając na skromny zakres wymagań egzaminacyjnych i stażowych obowiązujących przepisów. Rozpalał wyobraźnię słuchaczy widmem 18 metrowego żaglowca siejącego spustoszenie na morzu, prowadzonym uprawnioną ręka zaledwie sternika morskiego. Aby jeszcze bardziej zmaterializować swoje wizje posłużył się przykładem „Zjawy IV”. Przykład trochę niefortunny, bo „Zjawa” ma L =18,7m, i w rejsach dowodzą nią kapitanowie szkoleni według starych zasad PZŻ, co nie zawsze przekłada się na szczęśliwy powrót do portu. Na koniec Mariusz Zawiszewski z wrodzoną skromnością zareklamował wydawnictwo z którym współpracuje i swoją książkę.
Ten wyselekcjonowany tercet: Katarzyna Domańska, Tomasz Chamera i Mariusz Zawiszewski, to ludzie związani z PZŻ, i procesami szkolenia, z których czerpią korzyści.
Konferencja trwała kilka godzin, stąd też wybiórczo przytoczyłem fragmenty, które moim zdaniem powinny obnażyć prawdziwy cel tego spotkania.
25 marca w Gdyni odbyła się Żeglarska Konferencja Bezpieczeństwa. Konferencja jak wiele innych, zorganizowana przez instytucję odpowiedniej rangi, pod nobliwym patronatem, dająca szansę wypowiedzi prelegentom na tematy związane z tytułem spotkania.
Mówienia o bezpieczeństwie nigdy za dużo i należałoby przyklasnąć organizatorom za pomysł i trud zorganizowania spotkania.
Do tego momentu wszystko jest w porządku.
Niestety wśród rzeczowych, merytorycznych i porządkujących naszą wiedzę o służbach ratowniczych, regulacjach prawnych i odpowiedzialności cywilnej wystąpień, były też takie, które miały wśród słuchaczy wzbudzić grozę przed nieuchronnie zbliżającym się Armagedonem, wywołanym ograniczeniami obowiązującego przed laty, jedynie słusznego systemu szkoleń żeglarskich, Polskiego Związku Żeglarskiego.
Wiceprezes PZŻ ds. szkolenia Katarzyna Domańska, nie pozostawiła suchej nitki na obowiązujących zasadach szkolenia i egzaminowania na stopnie żeglarskie. Zarzucała aktualnym rozporządzeniom zbytnią ogólnikowość, brak szczegółowych wytycznych dla instruktorów i egzaminatorów. Sugerowała, że proces szkolenia powinien być tak zorganizowany, aby wykształcił wśród żeglarzy odruchy bezwarunkowe w używaniu sprzętu ratunkowego.
Próbowałem wyobrazić sobie ile godzin szkolenia potrzeba na wyuczenie żeglarza skutecznych manewrów jachtem i użycia środków pirotechnicznych z pominięciem świadomości ośrodkowego układu nerwowego i………… poddałem się. Myślę, że prelegentka miała na myśli odruch warunkowy, który niestety wymaga bardzo długiego szkolenia i dla wielu jest nieosiągalny.
Kolejnym wieszczem zagłady żeglarzy był Tomasz Chamera, wiceprezes PZŻ ds. sportu, który posiłkował się prawnikiem i psychologiem. Prawnik opierając się na obowiązujących aktach prawnych w zgrabnym wywodzie udowodnił, że każda zorganizowana forma wypoczynku na wodzie ma ograniczenia prawne w praktyce, uniemożliwiające jej zorganizowanie. Odetchnąłem z ulga, gdy okazało się, że opieka rodzicielska nie „podpada” po te wszystkie paragrafy. Nie jestem do końca pewien czy dopuszczalna jest i zgodna z ustawą o wychowaniu, opieka dziadka, który nie jest przecież prawnym opiekunem wnuka.
Pani doktor psycholog lepiej wpisała się w atmosferę grozy prelekcji, straszyła niską samooceną szkolonych żeglarzy, prowadzącą wprost do samobójstwa, a w łagodniejszej formie do bulimii lub anoreksji. Nie jestem pewien, czy do końca zdawała sobie sprawę z tematu wiodącego konferencji i w jakim stopniu została zmanipulowana przez szefa grupy Pana Chamerę.
W podobnym tonie wypowiadał się Mariusz Zawiszewski, narzekając na skromny zakres wymagań egzaminacyjnych i stażowych obowiązujących przepisów. Rozpalał wyobraźnię słuchaczy widmem 18 metrowego żaglowca siejącego spustoszenie na morzu, prowadzonym uprawnioną ręka zaledwie sternika morskiego. Aby jeszcze bardziej zmaterializować swoje wizje posłużył się przykładem „Zjawy IV”. Przykład trochę niefortunny, bo „Zjawa” ma L =18,7m, i w rejsach dowodzą nią kapitanowie szkoleni według starych zasad PZŻ, co nie zawsze przekłada się na szczęśliwy powrót do portu. Na koniec Mariusz Zawiszewski z wrodzoną skromnością zareklamował wydawnictwo z którym współpracuje i swoją książkę.
Ten wyselekcjonowany tercet: Katarzyna Domańska, Tomasz Chamera i Mariusz Zawiszewski, to ludzie związani z PZŻ, i procesami szkolenia, z których czerpią korzyści.
Konferencja trwała kilka godzin, stąd też wybiórczo przytoczyłem fragmenty, które moim zdaniem powinny obnażyć prawdziwy cel tego spotkania.
Pod płaszczykiem dbania o bezpieczeństwo, PZŻ chce za wszelką cenę, wywrzeć presję na ustawodawcę i zmusić go do odwrócenia procesu liberalizacji w żeglarstwie.
/
Fot. Cezary Spigarski
.
Aktualna sytuacja prawna, (której jeszcze daleko do swobody żeglowania w krajach o tradycjach morskich) wywalczona przez środowisko żeglarskie, sprawdziła się w stu procentach.
Żeglarze pływają bezpiecznie, potrafią nawigować i trafiają do portu przeznaczenia, a twarde statystyki potwierdzają słuszny kierunek liberalizacji.
Na tej samej konferencji przedstawiciel Policji, Kierownik Referatu Prewencji na Wodach i Terenach Przywodnych Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku podkomisarz Sylwester Zabłocki, użył określenia „ z żeglarzami nie mamy żadnych problemów”.
Podobne informacje mamy ze śródlądzia. Na Wielkich Jeziorach Mazurskich, pomimo t.zw. „bezpatencia” statystyki nie potwierdzają zwiększonej ilości niebezpiecznych zdarzeń na wodzie.
Nasz ukochany, niereformowalny, ślepy na otaczającą go rzeczywistość, uzurpujący sobie prawo do reprezentowania całego środowiska żeglarskiego, Polski Związek Żeglarski, zmienił strategię działania.
Spadająca z roku na roku skuteczność zakulisowych działań w instytucjach centralnych, lobbujących interesy związku, została zamieniona na oficjalne seminaria, konferencje i inne spotkania, które w sposób quasi-naukowy, wbrew statystyce, rzeczywistej sytuacji, mają wywołać wrażenie, że proces liberalizacji przepisów regulujących uprawianie żeglarstwa jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa.
Mam nadzieję, że aktualna władza nie da się omamić duchom przeszłości i utrzyma kurs wytyczony na swobodę żeglowania. Swobodę, która dla Państwa nie jest żadnym obciążeniem, a u żeglujących obywateli wywoła efekt wiary w rozsądek decydentów.
Aktualna sytuacja prawna, (której jeszcze daleko do swobody żeglowania w krajach o tradycjach morskich) wywalczona przez środowisko żeglarskie, sprawdziła się w stu procentach.
Żeglarze pływają bezpiecznie, potrafią nawigować i trafiają do portu przeznaczenia, a twarde statystyki potwierdzają słuszny kierunek liberalizacji.
Na tej samej konferencji przedstawiciel Policji, Kierownik Referatu Prewencji na Wodach i Terenach Przywodnych Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku podkomisarz Sylwester Zabłocki, użył określenia „ z żeglarzami nie mamy żadnych problemów”.
Podobne informacje mamy ze śródlądzia. Na Wielkich Jeziorach Mazurskich, pomimo t.zw. „bezpatencia” statystyki nie potwierdzają zwiększonej ilości niebezpiecznych zdarzeń na wodzie.
Nasz ukochany, niereformowalny, ślepy na otaczającą go rzeczywistość, uzurpujący sobie prawo do reprezentowania całego środowiska żeglarskiego, Polski Związek Żeglarski, zmienił strategię działania.
Spadająca z roku na roku skuteczność zakulisowych działań w instytucjach centralnych, lobbujących interesy związku, została zamieniona na oficjalne seminaria, konferencje i inne spotkania, które w sposób quasi-naukowy, wbrew statystyce, rzeczywistej sytuacji, mają wywołać wrażenie, że proces liberalizacji przepisów regulujących uprawianie żeglarstwa jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa.
Mam nadzieję, że aktualna władza nie da się omamić duchom przeszłości i utrzyma kurs wytyczony na swobodę żeglowania. Swobodę, która dla Państwa nie jest żadnym obciążeniem, a u żeglujących obywateli wywoła efekt wiary w rozsądek decydentów.
Eugeniusz Ziółkowski
P.S. Wszystkie wystąpienia podczas konferencji można obejrzeć na youtube.
Komentarze
Sign in
Witamy! Zaloguj się na swoje konto
Forgot your password? Get help
Password recovery
Odzyskaj swoje hasło
Hasło zostanie wysłane e-mailem.