A że zimą? Nikt nie mówił, że miało być łatwo. Kondycja fizyczna, ekwipunek i kombinezony muszą być pierwsza klasa. Jak powiedzieli, chylą głowy ku producentom posiadanych ubrań – dzięki nim mogą nawet po wpadnięciu do lodowatej wody kilkadziesiąt minut w niej wytrzymać, są szczelne i ciepłe – oczywiście tego typu sprzęt musi też odpowiednio kosztować – zresztą udało im się sfinansować wyprawę nie tylko z własnych środków – duży udział mają w tym zaprzyjaźnieni ludzie i firmy.
Przepłynięcia bałtyckiej trasy nie traktują jako próby bicia rekordu, czy przyczynku do innych zawodów – chcą jako pierwsi pokonać ją zimą. Jest dla nich wielką pasją możliwość spędzania czasu w kajaku, a szczególnym wyzwaniem właśnie warunki zimowe, jak by nie było ekstremalne. Zresztą trasy w całości nie udało im się pokonać morzem – były dwa odcinki (oba po ok. 20 km), które musieli pokonać przeciągając kajaki brzegiem – nie zawsze warunki pogodowe sprzyjają pływaniu. Jednym z powodów wybrania tej pory roku, jak powiedział Konrad Wawrzyszko jest fakt, że prace budowlane, którymi się zajmuje teraz właśnie mają swój sezonowy zastój. Wyprawa taka wymaga czasu i zimową porą o niego łatwiej. Jednak zapytani o dalsze plany na przyszłą zimę – stwierdzili, że wybiorą cieplejsze wody Morza Śródziemnego.
Wypłynęli ze Świnoujścia 13 stycznia 2013 r. Kilka dni później w Mrzeżynie cała wyprawa stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Skorzystali z gościnności, w miejscu jak mówią strzeżonym i doskonale oświetlonym – „książki można było spokojnie czytać„, niestety po dokładnym spakowaniu swoich rzeczy w kajakach i odejściu od nich aby się ogrzać – doszło do kradzieży. Jak powiedzieli złodziej bez specjalnego zastanowienia „brał co popadło”. Dzięki jednak pospolitemu ruszeniu (znaczy bez rozlewu krwi się obyło), wytypowaniu przez miejscowych właściwego kandydata – udało się dobytek odzyskać, przynajmniej w większej jego części i wyruszyć w dalszą drogę.
W Ustce musieli zatrzymać się dłużej – konieczna okazała się naprawa kajaków, co o cały dzień wydłużyło podróż.
Od Dębek do Gdyni, gdzie dotarli 27. stycznia – płynęli we dwóch – Andrzej Woda musiał ich z uwagi na pilne sprawy rodzinne opuścić – ma dołączyć później. Do Krynicy Morskiej zamierzają dotrzeć ok. 30 stycznia. W Gdyni też nie było „z wiatrem” – z uwagi na zamarznięcie basenu jachtowego wylądowali na plaży za miejskim bulwarem, skąd aby dotrzeć do siedziby Pomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego, gdzie zapowiedziano z nimi spotkanie – musieli jeszcze lądem swoje kajaki przeciągnąć, zostawiając je po drodze na przechowanie w Jacht Klubie Marynarki Wojennej „Kotwica”.
I na zakończenie, życzmy im, a także wszystkim, dla których spełnianie marzeń i pasji jest motorem wiodącym, nieprzerwanego samozaparcia w dążeniu do obranych celów (CeSpi).