Jacht Lotta w Kalmarsundzie

0
593

Kalmarsundem delektowałem się 18 lat temu. Bardzo mi się tam podobało.

Wody osłonięte (oprócz rzadko występujących przeciągów północ-południe), blisko, spokój, zieleń, urozmaicona linia brzegowa, spora ilośc przystani, no i sam Kalmar – dawna stolica Szwecji. O Kalmarsundzie traktuje moja locyjka z 1996 roku.
Teraz w Kalmarsundzie buszuje Marcin Palacz – samotny żeglarz na swym jachcie typu Albin Vega („Lotta”). Być może porównuje czy i co się zmieniło w tych przystaniach podczas minionych bez mała 2 dekad.
Z Kalmarsundem wiążę wspomnienia spotkań z nieodżałowanym Tony Halikiem (s/y „Halikówka”), kiedy to piliśmy w mesie jakąś gorzałę z węzem na dnie butelki.
Dołączam dwa stare planiki przystani, o których pisze Marcin. Sprawdźcie co dobudowali.
Kamizelki !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
 
 
obraz nr 1

____________________________________
Don Jorge,
Z Darłowa „Lotta” pożeglowała prosto w Kalmarsund. Stabilny, pełny bajdewind,  lekko słabnące 4B, duża genua i (z początku) mocno
zarefowany grot,  niemal cały czas koło 6 węzłów. Przepłynęliśmy ponad 130 mil w ciągu 24 godzin – Albin Vega bardzo lubi taką żeglugę. Zerowy
bilans energii na jachcie (bateria słoneczna przy bezchmurnym niebie), nie skłaniał do wyręczenia autopilota w sterowaniu.
Przesyłam spostrzeżenia oraz  zdjęcia z Kalmaru i dwóch małych portów: Revsudden i Stora Rör.
Pozdrawiam,
Marcin
——————————————————————————-
Kalmar
Do Kalmaru wpływam przed 8-mą rano. Liczne jachty już port opuściły, bez trudu więc znajduje miejsce w y-bomach, w basenie po prawej stronie,
bezpośrednio przed oknami hotelu,  zaraz za stacją benzynową. Wydaje mi się, że i później,  luźniej  tu jest  niż dalej w marinie –  jeszcze o 14-tej są
wolne miejsca.  Nic dziwnego – do sanitariatów jest stąd kilkaset metrów. Natomiast wychodząc z portu kilka minut po 15-tej, mijam jachty ciągnące do
Kalmaru sznurkiem, a w zwolnione przeze mnie stanowisko szczęśliwcy ładują się zanim jeszcze zdążę wymanewrować „Lottą” spomiędzy pomostów.  Miejsc
przeznaczonych dla gości, jest w Kalmarze „zaledwie” 130.

Lista spraw do załatwienia w Kalmarze jest określona: wyciągnąć korony z bankomatu, uaktywnić kupioną rok temu kartę mobilnego internetu, pobrać w
informacji turystycznej  najnowsze wydanie „Gästhamns guiden” (http://www.gasthamnsguiden.se/), odwiedzić  sklep żeglarski. Do tego krótka
przejażdżka po mieście wydobytym z bakisty rowerkiem i ruszam  dalej z wiatrem, tam gdzie tłok mniejszy.
Opłaty w Kalmar: 180 SEK za jacht do 10 m długości, prąd 40 SEK, woda wliczona, prysznic – nie sprawdziłem.

Revsudden i Skäggenäs
Port (porcik) w Revsudden, położony na półwyspie Skäggenäs w najwęższym miejscu Kalmarsundu, nie figuruje nawet w „Gästhamns guiden”. Do czasu
oddania mostu przez Kalmarsund w 1972 roku, odchodziły stąd promy na Olandię.  W porcie cumuje kilka jachtów i drugie tyle małych łodzi oraz
motorówek. Są wolne miejsca w y-bomach.  Na środku basenu chyba  płytko – echosonda wrzeszczy,  że pod kilem wody nie ma wcale („Lotta” ma 1.20 m
zanurzenia). Nie sprawdzam, czy to fałszywy alarm,  nie kombinuję i skręcam do pomostu, tam gdzie stoją jachty słusznej wielkości (i niewątpliwie
zanurzenia),  większe od „Lotty”.
obraz nr 2

.
obraz nr 3


Obok, na przyportowym trawniku, camping, czyli stoi  tu kilka mieszkalnych samochodów i przyczep. Przyzwoite, proste, funkcjonale i czyste małe
sanitariaty.   Na tablicy wisi informacja, również po angielsku, że jeśli nie spotkam hamn-kapitana, to zapłacić mam poprzez wrzucenie pieniędzy do
skrzynki znajdującej się obok skrzynki.  Wokół portu kilkanaście domów. Przechodząc mimo, z mieszkańcami kręcącymi się w ogródkach wymieniam
tradycyjne „-Hej! – Hej, hej”.  Na całym półwyspie nie ma chyba żadnego sklepu. Cisza, leniwy spokój.  Pusto, choć to okolica letniskowa, a jest
środek szwedzkich wakacji.

Półwysep Skäggenäs połączony jest ze stałym lądem wąską,  naturalną mierzeją. W  połowie XIV wieku  na polecenie króla Gustawa Wazy, mierzeja ta
została przecięta 180 metrowym kanałem o nazwie „Drags kanal”, który w razie przeciwnych wiatrów i prądów ułatwiał statkom dążącym do i z Kalmaru
pokonanie najwęższego miejsca w Kalmarsundzie. Nazwa kanału, przypomina, że statki były ciągnięte na linach, z wykorzystaniem znajdujących się przy obu
jego końcach kabestanów, napędzanych przez woły.  Dno kanału było tak uformowane z gliny i kamieni, by „pasowało” do kształtu przemieszczających
się nim statków – w centralne zagłębienie wchodził kil.  Dziś, po kanale pozostała półmetrowej głębokości struga, którą mogą pokonać kajaki i inne
małe łódki, oraz zabytkowy most.

Na północ od  Skäggenäs rozciąga się pas mielizn, skał i wysepek. Mapa, o skali 1:50000, sugeruje, że głębokiej wody też tam jest sporo –  warto by
wejść w ten labirynt, poszukać kotwicowisk, a może nawet zacisznych miejsc, w których można dobić do skał.  Do takiej eskapady kilowym jachtem potrzebna
by jednak była dokładniejsza mapa, a taka, o ile wiem, nie istnieje (a przynajmniej nie można jej kupić).  Jeśli ktoś trafi tu mieczówką – zachęcam –  warto ostrożnie spróbować (przy dobrej pogodzie).
Opłaty w Revsudden: 100 SEK, prąd i woda wliczone, prysznic 5 SEK.

Stora Rör
Stora Rör (czyli Wielka Trzcina) znajduje się na Olandii, dokładnie naprzeciw Revsudden. Przestawiam się tu, by ponownie zobaczyć miejsce
odwiedzone już przed laty, podczas gdy dość silny północny wiatr, dmuchający dokładnie wzdłuż Kalmarsund, zniechęca tymczasem do żeglugi na północ.

Wielkością Stora Rör nie różni się znacznie od Revsudden. Ruch tu nieco większy – w porcie jest sklep  ze starociami i knajpka. Ubikacje  (ogólnie
dostępne – jak prawie wszędzie w Szwecji) są dość obskurne i niezbyt czyste. Na tablicy informacyjnej brak jakiejkolwiek informacji w narzeczu innym niż
lokalne. Z pewnym wysiłkiem  i dużą dozą domysłu, wyczytuję, że hamn-kapitan urzęduje między godziną 20 i 21, a w szczycie sezonu, również rano.
Faktycznie, o 20:30, „Lotta” dygocze od solidnych uderzeń drewnianą pałką, zadanych w kosz dziobowy przez młodego osobnika w żółtej odblaskowej
kamizelce. Płacę. Dopiero po wyraźnym pytaniu o prysznice, dowiaduję się, że prysznic owszem jest, wliczony w cenę postoju,  w pomieszczeniu
nieoznaczonym, otwieranym kodem, który to kod osobnik dopisuje, na wręczonym mi kwicie opłaty. Z nadruku na kwicie wnioskuję, że formalności można było
załatwić również w knajpce.  Generalnie: jakoś tu mniej mi się podoba, niż w Revsudden.
Opłaty w  Stora Rör:  120 SEK, prąd, woda i prysznic wliczone.

————————————————————

Na koniec jedno spostrzeżenie ogólne: w portach szwedzkich (podobnie jak w duńskich, niemieckich), na widok wchodzącego jachtu, z jednostek już
znajdujących się w przystani, zawsze ktoś schodzi  na brzeg, czasami idzie, czy nawet biegnie, kilkadziesiąt metrów na drugą stronę basenu, lub do
innego pomostu,  pomaga przy cumowaniu. Taka uprzejmość bywa bardzo potrzebna, szczególnie przy jednoosobowej załodze. W polskich portach,
spontaniczna reakcja na wpływający jacht, zwykle ogranicza się do zaciekawionych spojrzeń i ewentualnie pozdrowienia przez machnięcie ręką.

Marcin Palacz

Albin Vega „Lotta”

 

Komentarze