Gdzieś tam na Szymoneckim

0
522
Za zgodą Jerzego Kulińskiego
Mój Boże !
Dopiero co czytałem, że nie ma to jak stare dzikie Mazury, że nostalgia człowieka skręca na wspomnienia dawnych czasów. A tu ni z tego, ni z owego zachwyty nad cywilizacją w postaci pływającego baru. Mają rację dziewczyny, że to przede wszystkim żołądek kształtuje męską świadomość (tzn. chodzi o serce).
Jakaś tam smażona sielawa i oto zupełnie widzenie świata.
Natomiast morał korespondencji Mariusza Wiącka traktuje o zupełnie o czym innym. To pochwała liberalizmu (gospodarczego – nie obyczajowego !) – tylko nie przeszkadzajcie !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
—————————
PS. Jedną fotkę usunąłem. Kto to widział z nagim torsem siadać do stołu ?
——————————–
.
obraz nr 1

 
Witaj Drogi Don Jorge.
Pojechałem na Mazury na tygodniową wyprawę. Tym razem nie chcę pisać co jest źle, a o tym co mi się bardzo spodobało. Nie byłem na południu Mazur 6 lat. Teraz popłynęliśmy w trzy osoby i pies Alice na południe. Pogoda w drugim tygodniu lipca była fenomenalnie żeglarska to znaczy wiało przyzwoicie, ale w ramach rozsądku 3-4 B i piękna słoneczna pogoda (tak było przez pięć dni). Kurs z Giżycka na południe został obrany. Przechodzimy przez kanały i na jeziorze Szymoneckim widzimy zacumowaną barkę, oblepioną dookoła jachtami z położonymi masztami. To był bar na wodzie, a w zasadzie „gastro barka”. 
„Słuchy do mnie dochodziły” że na szymoneckim dają dobrą i smaczną rybę. Zaciekawiony podpłynąłem. Jachtów z jednej i drugiej strony dużo, ale się wcisnąłem. Pełno ludzi gwar, „załoga gastro-barki” uwija się jak w ukropie. A jakże cała załoga zamówiła tradycyjne mazurskie sielawy. Posiłek palce lizać. Świeża ryba to jest to.
obraz nr 2

W drodze powrotnej oczywiście zaglądnęliśmy na kolację. Ruch mniejszy to i z właścicielem można było zamienić ze dwa słowa. 
Miał trochę pieniędzy zainwestował i sam zrobił barkę, której podstawą są pływaki z katamaranu. Na barce jest WC, prysznic, kuchnia gazowa, prąd z agregatu. Do barki podłączona jest woda. Codziennie rano bar na wodzie cumuje na wodzie, wieczorem zawija do pomostu gdzie zbiorniki sanitarne są opróżniane, jest sprzątany i przygotowywany na kolejny dzień pracy. Firma jest rodzinna. Co w tym jest dla mnie takiego pozytywnego?
obraz nr 3

A co do rejsu to był udany. Ciepło wietrzenie i nie żal było wyjeżdżać, bo sobotę (dzień zdawania jachtu) padało cały dzień. 

Mariusz Wiącek port Otałęż. 
PS. ceny przyzwoite, a w czasem niższe niż w innych smażalniach.

 

Komentarze