Trasa Bitwy jest pozornie prosta i nie wymaga szerszego opisu: zawodnicy muszą wystartować z Gdańska, okrążyć Gotlandię i powrócić do portu startu. Ale łatwiej powiedzieć niż zrobić. Oprócz jesiennego Bałtyku, który może być równie dobrze bardzo łaskawy jak i wyjątkowo nieprzyjazny, żeglarzy czekają też dodatkowe wyzwania. Pokonanie 500 mil non-stop zajmuje około 3-4 dób, w zależności od wielkości jachtu i warunków pogodowych. Rekord regat wynosi 62 godziny 15 minut, został ustanowiony w roku 2013 i należy do Krystiana Szypki.
Linia startu (i mety) znajduje się u wejścia do portu Górki Zachodnie, pomiędzy linią końca falochronu a znakiem kardynalnym GW.
Od samego początku zawodnicy muszą uważać na liczne przeszkody nawigacyjne i jednocześnie skoncentrować się na uzyskaniu maksymalnej prędkości.
Płynąc przez Zatokę Gdańską trzeba przeciąć ruchliwy tor podejściowy dla statków płynących do Gdańska i Gdyni. Po wyjściu za Hel w dalszym ciągu trzeba zachować „czujność” ze względu na intensywny ruch statków, promów i kutrów rybackich oraz uważać na sieci.
Po obraniu kursu między Olandię i Gotlandię, ok. 70 mil od startu, jachty miną (w bezpiecznej odległości) platformę wiertniczą Petro Baltic. Później zawodnicy muszą zwiększyć koncentrację, bo zarówno przed Olandią jak i przed Gotlandią trzeba przeciąć strefę TSS (Traffic Separation Scheme) czyli tor wodny o bardzo intensywnym ruchu statków. Liczne statki i promy można też spotkać mijając Visby.
„Ten moment można porównać do przejechania w poprzek hulajnogą ruchliwej autostrady” – mówił w zeszłym roku Krystian Szypka, organizator regat i posiadacz rekordu trasy.
Uwzględnienie tych trudności oraz wybór najkrótszej i możliwie najszybszej trasy to nie lada wyzwanie. W tym miejscu przyda się na pewno doświadczenie regatowe i umiejętności analizowania map synoptycznych. (Zawodnicy będą regularnie otrzymywać prognozy pogody, mogą też korzystać z zewnętrznych źródeł prognoz, natomiast routing, czyli prowadzenie jachtu przez specjalistę z lądu, jest niedozwolony.)
Po minięciu Visby będzie można trochę odetchnąć. Ale za to w tym miejscu najczęściej występuje wyższa fala, spowodowana efektem dyszy pomiędzy wyspą a stałym lądem.
Wyspę Farö na północno-wschodnim krańcu Gotlandii trzeba minąć prawą burtą, pamiętając o znajdującej się w pobliżu mieliźnie. Kusi przejście pomiędzy wyspami dla skrócenia trasy, ale to niebezpieczne rozwiązanie – fala tutaj bywa wysoka i nieprzewidywalna.
Po wschodniej stronie Gotlandii nie powinno być wysokiej fali ani intensywnego ruchu statków, co da możliwość odpoczynku i posiłku – niewykluczone, że po raz pierwszy i jedyny na całej trasie.
Wyjście poza osłonę Gotlandii oznacza konieczność ponownego przejścia ruchliwego toru statków. Dalej już kurs na Hel i powrót do Górek Zachodnich. Nie jest to łatwy wyścig. Ale wszyscy, którzy w zeszłym roku deklarowali ponowny udział, znów stają na starcie. Startują również ci, którzy wcale nie byli pewni, że chcą to zrobić jeszcze raz.
„Spodziewałem się, że będzie trudniej” – powiedział Ryszard Drzymalski kończąc regaty Bitwa o Gotland 2014. „Połknąłem bakcyla, samotne żeglarstwo mi się bardzo podoba. Popłynąłbym jeszcze raz, na pewno, już deklaruję start za rok” – dodał.
„To był pierwszy, ale na pewno nie ostatni mój udział w tej imprezie. Rywalizacja sportowa jak najbardziej spełniła moje oczekiwania, była super zabawą, super frajdą, super wyścigiem. Pogoda była przecudowna, cieplutko, piękne zachody słońca, cudny wschód księżyca przy Faro – tego się nie da opisać, dla takich chwil warto żeglować!” – tak wspominał swoje przeżycia na trasie 2014 Krzysztof Kołakowski.
Maciek Ziemba, na pytanie, czy jest zadowolony z regat, odpowiadał tak:
„Teraz tak, jak się kończą. A czy jeszcze raz? Muszę się zastanowić, teraz to za szybko jeszcze. Nie wiem, po prostu nie wiem. Teraz chcę jak najszybciej znaleźć się w klubie w Neptunie, wykąpać i położyć spać…”