Samotnie dookoła świata Gdynia – Gdynia 2013

0
849

Nic na świecie nie daje tyle radości, co spełnianie marzeń. Dlatego z nieskrywaną przyjemnością pragniemy poinformować o nowym, ambitnym żeglarskim projekcie gdyńskiego żeglarza – Polacy Dookoła Świata. Patronat medialny nad wydarzeniem objął SailBook.pl.

 

Od 5 lat ten pomysł siedzi mi w głowie. Rejs dookoła świata non stop z Gdyni do Gdyni. Rejsów dookoła globu było wiele, ale nie znalazłem jeszcze żadnej historii w której jeden człowiek opłynął świat bez zawijania do portów na samodzielnie zbudowanej przez niego łódce. Daleki jestem od bicia rekordów, mam po prostu marzenie sprawdzić czy na niewiele ponad 7 metrach pokładu, który sam zbuduję, można opłynąć świat. Założenia są proste. Dokończyć budowę łódki o wymiarach 7,80 m na 2,50 m własnymi siłami i poprowadzić ją w rejsie dookoła świata, trasą jaką pokonali żeglarze w pierwszych samotnych regatach bez zawijania do portów w latach siedemdziesiątych, czyli trasą trzech przylądków.

Przez ponad 30 lat nikt nie wystartował w taki rejs z polskiego portu. Gdynia jest mi najbliższym miejscem na polskiej linii brzegowej, to tu startowałem w pierwszy rejs morski, to w Gdyńskiej marinie zdawałem egzaminy żeglarskie i to z Gdyni wypłynąłem w pierwszy samotny rejs po Bałtyku. Wybór portu jest oczywisty.

Dlaczego samotnie?

Na to pytanie dalej szukam odpowiedzi, choć jedną z przyczyn jest to, że wszystko zależeć będzie tylko od mojej osoby i tylko za siebie będę odpowiedzialny no i oczywiście za jacht. Choć przepłynąłem ponad 40 tysięcy mil cały czas uważam, że morza trzeba uczyć się i każdego dnia przynosi inne sytuację którym trzeba stawić czoła, dlatego taki rejs jest niepowtarzalną lekcją sztuki żeglowania.

Dlaczego bez zawijania do portów?

Od kiedy zacząłem pływać, wyznaję zasadę, że w porcie jachty gniją, a załoga schodzi na psy. Wniosek wyciągam z tego taki, że nie są to dobre miejsca do nauki morza i żeglarstwa. Choć łódka jest z tworzywa i tak szybko nie zgnije to dla mnie w portach jest za dużo rozpraszaczy.

Dlaczego na 7 metrowym jachcie?

Bo z taką łódką mogę sobie, w miarę swobodnie, poradzić przy budowie i na morzu łatwiej zrzucić 30 metrów kwadratowych żagli niż 100.

Co już mam?

Ze względu na prace jaką zajmuję się na co dzień, czyli pływanie, budowa łódki rozłożyła się mocno w czasie. Przez ostatnie 3 lata udało się zbudować kadłub oraz zaprojektować i wykonać balast. Skromny to dorobek, ale skupmy się na tym co pozostało. Pokusiłem się o napisanie kalendarza prac(który pewnie życie bardzo mocno zweryfikuję, ale…):

 

Grudzień 2012

–        Dokończenie laminowania poszycia kadłuba

–        wzmocnienie poszycia 3 warstwami tkaniny trój kierunkowej, a w okolicach balastu i stępki 6 warstwami,

–        wstawienie rusztu dennego pod balast

–        osadzenie płetwy sterowej

Styczeń 2013

–        Odwrócenie kadłuba, lakierowanie

–        Pasowanie i osadzenie balastu

Luty 2013

–        Budowa pokładu i nadbudówki

–        zabudowa wnętrza

Marzec 2013

–        Instalacja elektryczna

–        instalacja wodna i zęzowa

Kwiecień 2013

–        WODOWANIE

Tak w wielkim telegraficznym skrócie wygląda plan działania. Nie ma co ukrywać, plan ambitny, ale trzeba sobie stawiać wysoko poprzeczkę i dać życiu zweryfikować nasze plany. Jeżeli plan uda się zrealizować to na otaklowanie i opływanie łódki będę miał dwa miesiące i w czerwcu tak samo jak ponad 30 lat wcześniej kapitan Henryk Jaskuła, oddam cumy w Gdyni. 

Bartłomiej Czarciński

Komentarze