AUDYT – ŻEGLARSTWO W ROZPORZĄDZENIACH

0
707

Za zgodą Jerzego Kulińskego

Przed kilkoma dniami pan Marcin Brachfogel – z Departamentu Sportu Wyczynowego (!) Ministerstwa Sportu i Turystyki napomknął, że nowelizacja przepisów dotyczących żeglarstwa jest planowana mniej więcej za dwa lata (?). Ponoć przyczyniły się do tego zbieżne wnioski Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych oraz ISSA Poland. Nowelizacja ta oczywiscie musi być przeprowadzona przy współudziale Ministra zarządzającego gospodarka morską. A jak sytuacja wygląda dzisiaj? No cóż – niestety nadal monopolistycznie i pod podpowiedzi Związunia, którego do tej pory nie udało się przewekslować na właściwe dla związku sportowego tory. Zbigniew Klimczak przeprowadził swój prywatny, subiektywny, ale przejrzysty audyt funkcjonowania przepisów, szczególnie rozprządzeń wydanych przez MInistra Sportu – nie wiadomo dlaczego, bo ustawy regulujące żegalrstwo są w gestii „ministra właściwego do spraw żeglugi”. 
Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

—————————————————————

 

Mój audyt funkcjonowania Ustawy o Sporcie

 

Należałem do osób, które po latach „pisaniny”, poczuły się usatysfakcjonowane zapisami Ustawy o sporcie i zmianami w Ustawie o żegludze śródlądowej.

Nawet przeczytanie Rozporządzenia MSiT o uprawianiu turystyki wodnej nie popsuło mi nastroju. Jak się okazało było zbyt mało wnikliwe. Po stwierdzeniu tego faktu wdałem się w dyskusję z urzędnikami tegoż ministerstwa. Na wstępie stwierdziłem, że moim partnerem w dyskusji jest Departament Sportu Wyczynowego. To było zdumiewające stwierdzenie po latach przekonywania ministerstw, że żeglarstwo rekreacyjne czy jak obecnie nas nazwano, turyści wodni, nie jest w żadnym wypadku sportem. A tu proszę, awansowano nas o stopień wyżej a właściwie najwyżej. Wyczyn – to jest to! Informuję, że w MSiT istnieje Departament sportu masowego, przecież tu jest nam bliżej.

Choć ja jak mantrę powtarzam słowa sir F.Chichestera, że żeglarstwo to nie sport to charakter.

Co się nam ostało z tych dokumentów, informuje ministerstwo;

– prawo do egzaminowania mają właściwe polskie związki sportowe lub podmioty upoważnione. Upoważniono dotychczas 12 podmiotów i jak z dumą mnie informują – nie zanotowano żadnych skarg na działalność tych związków

– ministerstwo nie zatwierdza programów szkolenia a każdy związek i podmiot sam sobie rzepkę skrobie!

– MSiT nie ma wpływu na treści w nim (programie) zawarte

– … i kilka innych „oczywistych oczywistości” bez znaczenia dla sprawy.

– sorrry, jeszcze jedna informacja, że ministerstwu nie są znane żadne wystąpienia w sprawach z tym związanym ze strony ISSA Poland.

– i jeszcze co do ISSA Poland – zgodnie z Ministra Sportu i Turystyki oraz Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, nie obejmuje ono obowiązku zatwierdzania programów szkolenia a „tylko” dotyczą obiektów i kadry egzaminującej

Jak wygląda rzeczywistość? Zgodzicie się ze mną, że jeśli akt wykonawczy do jakiejś ustawy zawiera takie coś, co nazwane jest Zakres wymagań egzaminacyjnych i zawarte jest w załączniku nr 4 do Rozporządzenia o uprawianiu turystyki wodnej, to dla każdego szkolącego jest to wiążące., Może coś dodać ale nie odjąć.

Ministerstwo mija się wyraźnie z prawdą, że programy nie leżą w ich gestii. Jak więc? Ustala wytyczne… i twierdzi, że nie ma wpływu na program?! Wniosek- rozmowy o przewietrzeniu programu szkolenia PZŻ ( to nie przejęzyczenia – zał. 4 w tym zakresie zawiera tekst prawie identyczny z tym wiszącym na stronie PZŻ). O tym na koniec a na razie o rzetelności informacji z MSiT.

Te 12 podmiotów upoważnionych, to w zasadzie stoi za tym PZŻ, ponieważ dzisiaj egzaminować mogą obok „uczonych” z AWF tylko osoby posiadające stopień Instruktora Żeglarstwa PZŻ.

Innym zamknęło drogę Rozporządzenie Ministra Sportu i Turystyki oraz Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.

Znowu minięcie się z prawdą, ale jeśli to mało, to urzędnicy brną dalej twierdząc, że nie było żadnych reklamacji ze strony ISSA oraz wystąpień.

Były i to już w sezonie 2010/2011, na podstawie treści Ustawy. Jedno zaginęło a drugie odrzucono pod bzdurnym, pretekstem. W grudniu w tej sprawie wyszły dwa pisma, obok ISSA Poland wystąpił też SAJ. Jak „rzuciłem” tymi pismami urzędnikowi na biurko, okazało się, że i owszem pisma są, są zaopiniowane i Departament Prawny przygotowuje odpowiedź.

Takie postępowanie graniczy już z pospolitym krętactwem.

Obecny efekt Ustawy o sporcie i o żegludze śródlądowej jest prawie żaden, to smutna prawda. Beneficjentami bezpatencia są głównie prywatni właściciele jachtów. Czarterownie z reguły odmawiają wypożyczania jachtu osobie bez patentu. Zniesienie monopolu PZŻ jest fikcją.

Tama dla instruktorów „innej maści” sprawę załatwiła. Żeglarz z patentem instruktorskim np. RYA nie ma prawa egzaminowania. Toż to paranoja. Jest duża część Instruktorów PZŻ godnych szacunku, ale cała reszta nawet się nie umywa do wiedzy i doświadczenia szkoleniowca z RYA. Niewielu takich znam, ale żaden z nich nie jest młokosem polującym na tanie wakacje. Jako KWŻ na dużych zgrupowaniach miałem więcej kłopotów wychowawczych z 15. instruktorów niż z 80. kursantów. Książkę by można napisać o ich wyczynach.

Zniesmaczony kończę ten wątek i powracam do sprawy nowelizacji Rozporządzenia o uprawianiu turystyki wodnej.

Zgodnie z moimi zainteresowaniami ograniczę się do spraw szkoleniowych, w kontekście treści załącznika 4 pkt 1.

Z niewielkimi zmianami program szkolenia na żeglarza jachtowego pochodzi prawie że z okresu postalinowskiego. Z „rewolucyjnych” przemian jest tylko skreślenie z programu „Historii żeglarstwa” a później ograniczenie z budowy jachtów do ”znajomość podstawowych części jachtu”. I tak jest to fikcją, bo z tego co piszą do mnie uczestnicy egzaminów, to radosna twórczość w testach kwitnie aż za bardzo.

Zadałem sobie jakiś czas temu podstawowe pytanie, skoro państwo czując się odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli wprowadza obowiązkowe patenty to o jakie umiejętności i wiedzę chodzi z punktu widzenia bezpieczeństwa.

Wychodzi mi prosta odpowiedź, zresztą stosowana w innych państwach, które też reglamentują dostęp do żeglarstwa. Adekwatnie do samochodowego prawa jazdy delikwent powinien

– umieć prowadzić samochód i manewrować nim

– znać kodeks drogowy

– znać znaki drogowe

Analogicznie w naszym przypadku powinno interesować państwo wyłącznie:

– umiejętność manewrowania jachtem

– znajomość przepisów

– umiejętność korzystania z locji

– problemy bezpieczeństwa żeglugi, w tym meteorologia

Maluchy z Optymistek nie mając pojęcia o teorii czy budowie, prowadzą jachty w silnych wiatrach, jak nie potrafi wielu starszych żeglarzy. Wiedza w tym zakresie powinna być wyłączną sprawą każdego, kogo interesuje żeglarstwo i koniec. Żeby daleko nie szukać, w Chorwacji interesują u egzaminowanego głównie znajomością przepisów i locji.

Stawiam wniosek – przy nowelizacji totalnie przewietrzyć program, czy ja chce ministerstwo zał. 4 w tym zakresie. Reszty dokonają związki i podmioty.

Co jeszcze z szczegółów wymaga przynajmniej dyskusji. Trochę truizmów – żeglowanie składa się w zasadzie z dwóch etapów; poruszania się po wodzie i manewrów związanych z wchodzeniem, wychodzeniem z przystani, marin, portów. To się nie zmienia od lat, od kiedy w 1956 roku zaczynałem przygodę z żeglarstwem. Zmieniły się obecnie w sposób zasadniczy mariny i jachty. Wtedy nikt nie słyszał o silnikach na jachtach, nawet morskich. „Pietrka” burłaczyłem przez Kanał Piastowski w obie strony. Kilka jachtów przy pomoście, góra a teraz setki. Zakaz wchodzenia na żaglach a i włosy się jeżą na myśl jaki tam majątek stoi. To wszystko powinno zdeterminować, wymusić zmiany w szkoleniu. Należy sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie, co dzisiaj jest potrzebne żeglarzowi aby bezpiecznie dla siebie i otoczenia żeglować? A potem od nowa napisać wytyczne egzaminacyjne – co jest absolutnie w gestii MSiT. Należy położyć nacisk na manewry portowe na silniku. Mamy porty z mooringami, stajemy boja –pomost, kotwica –pomost, przy Y-bomach. Konia z rzędem kto wskaże kto tego naucza.

Jak żeglarz wyjdzie na wodę i wykona lepiej lub gorzej zwrot, nic się nie stanie.

Na koniec pozwolę sobie zakwestionować potrzebę kilku manewrów.

Dochodzenie do boji i odchodzenie ma swój rodowód z mojej młodości. Jachty bez silników i w porcie stawiano boje manewrowe. Przy wychodzeniu wywoziło się bączkiem cumę, ściągało jacht do boji i można było przy każdym kierunku wiatru stawiać żagle i wychodzić w morze. Przy wchodzeniu to samo, dojście do boji manewrowej, zacumowanie, sklarowanie i zholowanie się do pomostu. Po co to komu dzisiaj. Po co dzisiaj tłuc godzinami dochodzenie i odchodzenie od pomostu na żaglach. Jak facet pływa na małym akwenie, w klubie, to i tak zna to na pamięć.

No i muszę to napisać, manewr klasyczny „człowiek za burtą” na śródlądziu uważam za niebezpieczny. Oddalanie się od tonącego to stres dla niego i zagrożenie, że nie wrócę poprawnie aby go podjąć. Mamy silnik, mamy możliwość stanięcia w dryf, jak tonący straci przytomność to i tak ktoś musi z kołem i liną wyskoczyć. Manewr ten to masakra na egzaminach i po co?

Symulowanie „człowieka za burtą” przez wyrzucenie koła lub czerpaka to kolejny nonsens. Problemem jest głównym przy ratowaniu, wyciągnięcie człowieka na pokład. Mówimy o śródlądziu gdzie na szczęście wiele jachtów ma otwarte rufy, ale są i takie z zamkniętą rufą. Kto nie wciągał człowieka z wody i to takiego co nie współpracuje, nie ma pojęcia o skali trudności. Przed wielu laty małżeństwo wynajęło jacht i skippera na rejsik po morzu. Wypadł im i nie potrafili go wciągnąć więc przywiązali go przy burcie i popłynęli do portu. W porcie okazało się, że zmarł z wychłodzenia.

Udawanie, że ucząc tego manewru unikamy tragedii jest niesłuszne. Trudne warunki żeglarz śródlądowy ma spędzać na brzegu, ale często nie spędza. Kto uczy refowania w biegu?

A kto sprawia, że jachty płynące w silnym wietrze, zwijają foka a nie ruszają grota. Jest teoria, to dlaczego nie uczy się, że jest to zabieg niebezpieczny w bardzo silnym wietrze.

Po jaką cholerę tyle węzłów? Znam wszystkie i jeszcze więcej a używam knagowego, do łączenia lin, ratowniczego jako pętla cumownicza, rożkowy… i basta.

Mało kto potrafi zawiązać węzeł ratowniczy będąc w wodzie a szarpanie na egzaminie za linę, symulujące holowanie topielca za łódką jest śmieszne.

Komendy, hańba naszych żeglarzy zagranicą, na szczęście coraz mnie skipperów je stosuje.

Ale przestańmy ich uczyć – to anachronizm wojskowo-harcerski.

Na pewno nie wyczerpałem listy spraw do usunięcia lub dodania. To tylko moja podpowiedź dla tych co podejmą trud ostateczny.

Zbigniew Klimczak

Przewodnikzeglarski.pl

 

 www.kulinski.navsim.pl 

 

 

 

 

 

Komentarze