Nie opuszczała mnie myśl o nieuniknionej śmierci

0
819

Za zgodą: http://www.kulinski.navsim.pl 

 

Tyle w SSI urokliwych opisów morskiej żeglugi, że od czasu do czasu przydaje się kolejna korespondencja Romana Piechowiaka, która nadmiernych entuzjastów (zwłaszcza samotnego) żeglowania powinna sprowadzić do równowagi ocen.. Żegluga bywa trudna, męcząca, ale najważniejsze to nie dać się przejechać. To ostatnie jest najistotniejsze na tzw. „małych morzach”- takich jak Kanał Angielski, Bałtyk, Czarne czy Śródziemne. Sami popatrzcie ile się tego wszystkiego kręci dziś (1 listopada w samo południe) koło Ibizy.

Taki rejs to doskonała okazja do rozmyślań nad tym co w życiu jest ważne.
Na lądzie o takich sprawach raczej nie ma okazji rozmyślać.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
——————————
obraz nr 1

Ibiza po raz drugi.
Dzien zaczal sie spokojnie
. Polwiatr, grot i genua szybko uregulowane, pilot lepiej kurs trzyma od sternika (czyli ode mnie). Mam czas na kawe, nawet na druga i obiad. Patrze na horyzont, szukajac hipotetycznych statkow i rybakow – powraca rutyna zeglarska. Wszystko dziala. Powoli zapada noc z blokujacym oddech zachodem slonca. Za plecami majacza ostatnie swiatla wybrzeza. Blyszczace gwiazdy na czarnym tle pustego kosmosu. 

Drugi dzien z powoli slabnacym wiatrem potwierdzil wczesniejsza prognoze pogody. Zagle zalosnie bezsilne zastapil mechaniczny terkot maszyny. Rejs sie odbywa zgodnie z harmonogramem mil do przebycia. Tymczasem powoli gromadzace sie cumulusy zajely czesc blekitu. Z nich tworzą się nimbusy. Nic nadzwyczajnego o tej porze roku. Jednak sczernialy zbyt szybko puszyste baranki i zamieniły się w drapiezne wilczyska gotowe do ataku. Barometr spada o 1hPa na godzine. Nie do wiary ! Lekkie postukanie w szybke nie zmienia stanu rzeczy. Nadchodzi burza i to nie byle jaka! – chociaz wczorajsza prognoza pogody nic o niej nie wiedziala. Glupio mi troche, bo taki juz ze mnie sredniowieczny zeglarz, a jeszcze wierze w prognoze ! W miedzyczasie wiatrem zastapilem silnk. Kierunek jachtu – prosto do celu. Sterowanie umila czas. Szybka zagluga usypia swiadomosc nadchodzacej zgrozy. Z czarnych chmur zostalo już tylko wspomnienie, a niebo zupełnie stracilo kolor. Takie pewnie jest pieklo… Jacht przyciaga do siebie bezksztaltna mase. Teraz nadchodzi szkwal za szkwalem, a z nimi cyrk refowania. I jeszcze jeden podmuch. I zmiana genuy na foka, luki zdazylem pozamykac przed fala – ta, co na poklad wbiega bez zaproszenia. Podobno ta pierwsza fala moczy najbardziej, tym razem udalo mi sie ja przechytrzyc. Ja: 1 punkt, morze : 0. Czas wiec na rewanz. Od deszczu ochrony nie ma. A tu jeszcze pioruny biją wokół i wiatr zmieniajacy kierunek zagadkowo zaczyna majtac jachtem. A ty biadny sterniku manewruj az stracisz kurs i polnoc! Wowczas nie wiesz gdzie mieszkasz ! 
 
/obraz nr 2

 
Wiesz jednak, gdzie jesteś, chociaż nie wiesz, dokąd płyniesz. Z nieba leje sie woda. Pod sztormiak wiatr wciska stumieniem rzeke deszczu. Nie ma miejsca na zbawienne powietrze. Czy mozna sie utopic w deszczu ? Blyskawice. Fale zniknely pod ciezarem potopu i tylko trzask zlozeczny bije wokol na chybil i -daj Boze! – nie trafil. Podobno na jachcie stalowym piorun niegrozny. No i nie pierwszy to raz… Mysl nagla rodzi sie w glowie « tym razem nie przezyje ». To nie jest strach, bo jacht sprawuje sie dobrze i nie ma na nim usterki zadnej. Strach znam, nie jeden raz sie balem. Ta mysl bez sensu i poczucie nieuniknionej smierci, to dla mnie nowosc. Reszta swiadomosci pozapalalem wszystkie latarnie, ktore byly do dyspozycji i zamknelem sie pod pokladem. 
 
Nawet w suchym ubraniu i relatywnie komfortowym wnetrzu jachtu poddanego sztormowi nie opuscila mnie zgroza nieuniknionej zaglady. Z ta mysla lezalem na podlodze i czekajac na unicestwienie, zasnelem. Nie wiem jak dlugo spie, a moze juz nawet nie zyje? Wiem, ze szalenczy lopot grota wydarl mnie smierci i po krotkim wahaniu juz mialem na sobie mokry sztormiak i refowalem za duzy na ten wiatr zagiel. Poszlo wyjatkowo sprawnie i bez strat. Wkrótce w kabinie obliczylem kurs i szybkosc. Naniesione na mape kreski wskazywaly, ze okolo 6 tej rano dotkne skalistego wybrzeza Costa Brava. Niebylo mi to na reke. Wizja smierci nie opuscila mnie jeszcze mimo ze burza zamienila sie w normalny sztorm. Niebo wydaje sie mniej czarne, choc nadal jest nieprzeniknione. Wiatr popycha w kierunku ladu. Nastawiam budzik na piata i znowu zasypiam na podlodze. Tym razem lekki sen z powiek zgonil huk jachtu spadajacego na dno duzej fali. Woda twardsza niz granitu. Chcac nie chcac obserwowalem przez szybke rozkolysanie otaczajacych mnie fal. Na horyzoncie ani zywej duszy, ani blasku swiatel nawigacyjnych zwiastujacych ludzka obecnosc. Mimo niebezpieczenstwa kolizji i nieopuszczajacego przeczucia apokalipsy, sen zastapil bezbronnosc.

Od śmierci ocalil mnie dźwięk budzika. Trzeba na poklad, za ster zlapac! Jacht wzdluz brzegu prowadzic, od zagłady uciekac ! Na pokladzie juz nic nie wskazywalo na nocna kleske. Wiatr oslabl. Przy malej predkosc fale miotaja lupinka. Powiekszylem powierzchnie zagli. Grot stracil dwa refy. Wiatr nadal slabl, wiec przydal sie znow silnik do pomocy – choc troche predkosci przeciwstawic moge martwej fali. Slonce wstalo szybko, a z nim blekit przegnal dzikie wilki. Im blizej brzegu, tym mniejsze fale. Juz niepotrzebny sztormiak lezy na dnie kokpitu. Gdzie sa moje sloneczne okulary ? 
Morze 1 ; ja 1. 
Będzie rewanż. Byle nie za szybko.

W tej grze czlowiek może i nie przegra, ale i wygrac nie ma możliwosci.
Jest nowy dzien !
Pozdrawiam. 
Roman

Komentarze