Za zgodą Jerzego Kulińskiego
Zbigniew Klimczak ma już dość ping-ponga z urzędnikami ministerialnymi. On o tym, oni o czym innym. Odpowiadają na maile, a jakże, tylko że są to wyłącznie „odpowiedzi wymijające”. Już było w tym okienku, że trudno do nich mieć pretensje lub posądzać o nieumiejętność czytania ze zrozumieniem. Wszyscy wiemy, że przyczyną trudności dogadania jest „lobbing zewnętrzny”, a o pracę jako tako dobrze płatną w Warszawie nie jest łatwo. Zwłaszcza gdy się jest po czterdziestce.
Równość podmiotów już zagwarantowała wiekopomna „Ustawa Wilczka”. Ileż to lat temu? Chyba 27. Mój Boże – całe pokolenie nazad !
Że co ? Że chodziło wtedy o podmioty gospodarcze? Tak, tak – to o co dziś nam chodzi to nadal sprawy gospodarcze.
Argumenty są, precedensy zagraniczne też. I co? I klops !
I znowu wracamy do starego przysłowia, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o co wiadomo.
To czego Wam życzyć w Nowym Roku ?
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
———————————————-
O Polskę przyjazną turystom
pozwalam sobie pisać bezpośrednio do Ministra Sportu i Turystyki, Pana Andrzeja Biernata
Otwarty Donos
Jak zapewne Pan Minister poznaje, pierwsze zdanie pochodzi ze strony ministerstwa, które jest jego dewizą, jak rozumiem, natomiast donos jest rzeczą obrzydliwą i takież fakty musiały zaistnieć, abym moje dotąd nieskazitelne życie splamił uczynkiem niegodnym. Ale kieruję się po pierwsze dewizą ministerstwa a po drugie dobrem polskiego żeglarstwa, które uprawiam lat 60 a już prawie 15 lat walczę ze złem w nim tkwiącym.
Dzięki walce wielu ludzi, wiele spraw udało się zmienić, niestety nie udało się zlikwidować monopolu jednego ze związków sportowych i patologii jakie się zagnieździły w polskim żeglarstwie rekreacyjnym. W największym skrócie, nawet Ustawa o sporcie dająca nadzieję na likwidację monopolu, została umiejętnie znowelizowana w Ustawie o żegludze śródlądowej a potem wydumaną konstrukcją semantyczną i wariacjami na temat słowa-uprawnienia.
Wszystko po to aby zachować monopol jednego związku, ale ostatnio sprawy zaszły za daleko. W największym skrócie, w Polsce uprawiać żeglarstwo i wyczarterować jacht powyżej 7,5 m długości można jedynie na podstawie uprawnień wydanych w Polsce, za pośrednictwem tegoż związku i upoważnienia ministerstwa. Nie istnieje na świecie dokument na podstawie którego można by dokonać powyższego. Cały świat żegluje, coraz więcej ludzi chce poznać np. Wielkie Jeziora Mazurskie ( efekt udziału w konkursie „7 cudów natury”). Są kraje z o niebo wyżej stojącymi szkołami żeglarskimi, są certyfikaty o jakich marzy wielu żeglarzy… i są oczywiście porównywalne z naszymi. Na tym normalnym świecie patrzą na nasze patenty normalnie i normalnie pozwalają żeglować.
Ta normalność kończy się u nas i zaczyna zwykły wstyd za ludzi, którzy nam to fundują. Aby ochronić monopol powstała w Pana ministerstwie interpretacja, że w Polsce ustawa mówi o potrzebie posiadania uprawnień państwowych. Ustawodawca przewidział rozwiązanie dla cudzoziemców w art. 37a ust. 6 Ustawy o żegludze śródlądowej mówiący o tym, że osoba, która uzyskała uprawnienia do uprawiania turystyki wodnej w innym państwie, może uprawiać turystykę wodną na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w zakresie posiadanych uprawnień, potwierdzający kwalifikacje tej osoby do uprawiania turystyki wodnej. Większość państw nie uznała za wskazane wprowadzać przymusu posiadania uprawnień dla swoich obywateli co nie znaczy, że neguje potrzebę posiadania wiedzy i umiejętności w tym kierunku. W krajach tych, jak Wielka Brytania, Dania, Szwecja, Portugalia, USA itd. działa wiele wspaniałych szkół i wydają one dokument, który nazywa się certyfikat kwalifikacji, wydany analogicznie jak dokument „uprawnienia”, po kursie i egzaminie, w obu wypadkach poświadcza to samo. Wiedzę i umiejętności do żeglowania po danym akwenie i w danych warunkach. Nazywa się nie uprawnieniem ale certyfikatem i wg interpretacji ministerstwa jest w świetle ustawy świstkiem.
Dodam,, że w warunkach postępującej unifikacji, programy szkolenia na poszczególne poziomy, różnych szkół i w różnych krajach są absolutnie do siebie zbliżone. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ wszystkie one muszą przygotować żeglarza do żeglowania w podobnych okolicznościach.
Środowisko żeglarskie od jakiegoś czasu obserwowało w internecie wymianę korespondencji na temat tej nieszczęsnej interpretacji pomiędzy Pana ministerstwem a MIiR. Pytanie, dlaczego wydumano w Polsce takie rozróżnienie jest w tej chwili nieistotne, wobec stwierdzenia skutków, jakie to zrodziło w naszych stosunkach z żeglarzami Europy i świata. I o to chcę zapytać w imieniu wszystkich żeglarzy polskich, jakim zależy na dobrej opinii świata żeglarskiego.
Jeśli przez moment zadał Pan sobie pytanie, dlaczego nie piszę o tym do PZŻ, to odpowiadam, że to od dawna jest nieskuteczne. Nawet nie wiem, czy ten list będzie skuteczny, ponieważ lobby PZŻ przeniknęło dość dawno i dość głęboko w ministerstwo. Dlatego tak wysoko adresuję list i publikuję w internecie, ponieważ dziesiątki pism kierowane na znany adres mailowy MSiT leciały w dół szczebli organizacyjnych.
Jest i ważniejsza przyczyna i to jest druga część donosu. PZŻ, chyba za zgodą i Pana aprobatą jest członkiem EBA (European Boating Association), co oznacza, ze jego zadaniem jest też realizacja zadań i celów tej organizacji.
pozwalam sobie pisać bezpośrednio do Ministra Sportu i Turystyki, Pana Andrzeja Biernata
Otwarty Donos
Jak zapewne Pan Minister poznaje, pierwsze zdanie pochodzi ze strony ministerstwa, które jest jego dewizą, jak rozumiem, natomiast donos jest rzeczą obrzydliwą i takież fakty musiały zaistnieć, abym moje dotąd nieskazitelne życie splamił uczynkiem niegodnym. Ale kieruję się po pierwsze dewizą ministerstwa a po drugie dobrem polskiego żeglarstwa, które uprawiam lat 60 a już prawie 15 lat walczę ze złem w nim tkwiącym.
Dzięki walce wielu ludzi, wiele spraw udało się zmienić, niestety nie udało się zlikwidować monopolu jednego ze związków sportowych i patologii jakie się zagnieździły w polskim żeglarstwie rekreacyjnym. W największym skrócie, nawet Ustawa o sporcie dająca nadzieję na likwidację monopolu, została umiejętnie znowelizowana w Ustawie o żegludze śródlądowej a potem wydumaną konstrukcją semantyczną i wariacjami na temat słowa-uprawnienia.
Wszystko po to aby zachować monopol jednego związku, ale ostatnio sprawy zaszły za daleko. W największym skrócie, w Polsce uprawiać żeglarstwo i wyczarterować jacht powyżej 7,5 m długości można jedynie na podstawie uprawnień wydanych w Polsce, za pośrednictwem tegoż związku i upoważnienia ministerstwa. Nie istnieje na świecie dokument na podstawie którego można by dokonać powyższego. Cały świat żegluje, coraz więcej ludzi chce poznać np. Wielkie Jeziora Mazurskie ( efekt udziału w konkursie „7 cudów natury”). Są kraje z o niebo wyżej stojącymi szkołami żeglarskimi, są certyfikaty o jakich marzy wielu żeglarzy… i są oczywiście porównywalne z naszymi. Na tym normalnym świecie patrzą na nasze patenty normalnie i normalnie pozwalają żeglować.
Ta normalność kończy się u nas i zaczyna zwykły wstyd za ludzi, którzy nam to fundują. Aby ochronić monopol powstała w Pana ministerstwie interpretacja, że w Polsce ustawa mówi o potrzebie posiadania uprawnień państwowych. Ustawodawca przewidział rozwiązanie dla cudzoziemców w art. 37a ust. 6 Ustawy o żegludze śródlądowej mówiący o tym, że osoba, która uzyskała uprawnienia do uprawiania turystyki wodnej w innym państwie, może uprawiać turystykę wodną na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w zakresie posiadanych uprawnień, potwierdzający kwalifikacje tej osoby do uprawiania turystyki wodnej. Większość państw nie uznała za wskazane wprowadzać przymusu posiadania uprawnień dla swoich obywateli co nie znaczy, że neguje potrzebę posiadania wiedzy i umiejętności w tym kierunku. W krajach tych, jak Wielka Brytania, Dania, Szwecja, Portugalia, USA itd. działa wiele wspaniałych szkół i wydają one dokument, który nazywa się certyfikat kwalifikacji, wydany analogicznie jak dokument „uprawnienia”, po kursie i egzaminie, w obu wypadkach poświadcza to samo. Wiedzę i umiejętności do żeglowania po danym akwenie i w danych warunkach. Nazywa się nie uprawnieniem ale certyfikatem i wg interpretacji ministerstwa jest w świetle ustawy świstkiem.
Dodam,, że w warunkach postępującej unifikacji, programy szkolenia na poszczególne poziomy, różnych szkół i w różnych krajach są absolutnie do siebie zbliżone. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ wszystkie one muszą przygotować żeglarza do żeglowania w podobnych okolicznościach.
Środowisko żeglarskie od jakiegoś czasu obserwowało w internecie wymianę korespondencji na temat tej nieszczęsnej interpretacji pomiędzy Pana ministerstwem a MIiR. Pytanie, dlaczego wydumano w Polsce takie rozróżnienie jest w tej chwili nieistotne, wobec stwierdzenia skutków, jakie to zrodziło w naszych stosunkach z żeglarzami Europy i świata. I o to chcę zapytać w imieniu wszystkich żeglarzy polskich, jakim zależy na dobrej opinii świata żeglarskiego.
Jeśli przez moment zadał Pan sobie pytanie, dlaczego nie piszę o tym do PZŻ, to odpowiadam, że to od dawna jest nieskuteczne. Nawet nie wiem, czy ten list będzie skuteczny, ponieważ lobby PZŻ przeniknęło dość dawno i dość głęboko w ministerstwo. Dlatego tak wysoko adresuję list i publikuję w internecie, ponieważ dziesiątki pism kierowane na znany adres mailowy MSiT leciały w dół szczebli organizacyjnych.
Jest i ważniejsza przyczyna i to jest druga część donosu. PZŻ, chyba za zgodą i Pana aprobatą jest członkiem EBA (European Boating Association), co oznacza, ze jego zadaniem jest też realizacja zadań i celów tej organizacji.
Celem EBA jest z grubsza biorąc:
– Koordynowanie i rozwój żeglarstwa rekreacyjnego w Europie
– Promowanie praktyki wszystkich działań na wodzie, promocji i wymiany wiedzy i doświadczeń pomiędzy członkami EBA
– Koordynacja w sprawach dotyczących środowiska i regulacji technicznych wpływających na bezpieczne korzystanie z rekreacyjnych jednostek pływających
– Zachęcanie do bezpiecznego, nieskrępowane i ekologicznie zrównoważonego korzystania z łodzi rekreacyjnych na wszystkich wodach europejskich.
– Zapewnienie powiązań między instytucjami europejskimi i członkami EBA oraz konsultacji i wymiany informacji na temat proponowanych dyrektyw UE
To nie kto inny jak EBA lansuje pomysł EKG ONZ ujęty w znanej Dyrektywie nr 40 o ICC, dzisiaj już używanej nazwie Międzynarodowy Certyfikat Kompetencji (MTK), adekwatnej zdaniem wielu z certyfikatem ISSA, tak zwalczanym przez związek.
EBA ( jakiej członkiem aktywnym jest PYA, czyli PZŻ) wzywa rządy do podpisania Dyrektywy nr 40 a nie do działań wprowadzających własne rozwiązania. PZŻ od lat unikał wnioskowania do MSiT ( wcześniej innych) o podpisanie Dyrektywy nr 40 i właśnie lansował własne rozwiązania. Wyprzedziła nas wiele lat temu nawet Białoruś. Czemu? Ano z tych samych powodów – monopol. Nie ma sensu pisać do Prezesa PZŻ W. Kaczmarka, ponieważ PZŻ jawnie i od lat sabotuje plany EBA.
Wyjaśnienia MIiR w sprawie możliwości uznania certyfikatów RYA w Polsce, gdyż posiadają w nagłówku napis UK i w ten sposób są firmowane przez państwo, wiemy, że to bzdura. Żaden certyfikat pleasure RYA nie jest firmowany przez Rząd Jej Królewskiej Mości. Widziałem taki certyfikat, ale… dotyczy żeglugi komercyjnej a to już zupełnie inna bajka.
– Koordynowanie i rozwój żeglarstwa rekreacyjnego w Europie
– Promowanie praktyki wszystkich działań na wodzie, promocji i wymiany wiedzy i doświadczeń pomiędzy członkami EBA
– Koordynacja w sprawach dotyczących środowiska i regulacji technicznych wpływających na bezpieczne korzystanie z rekreacyjnych jednostek pływających
– Zachęcanie do bezpiecznego, nieskrępowane i ekologicznie zrównoważonego korzystania z łodzi rekreacyjnych na wszystkich wodach europejskich.
– Zapewnienie powiązań między instytucjami europejskimi i członkami EBA oraz konsultacji i wymiany informacji na temat proponowanych dyrektyw UE
To nie kto inny jak EBA lansuje pomysł EKG ONZ ujęty w znanej Dyrektywie nr 40 o ICC, dzisiaj już używanej nazwie Międzynarodowy Certyfikat Kompetencji (MTK), adekwatnej zdaniem wielu z certyfikatem ISSA, tak zwalczanym przez związek.
EBA ( jakiej członkiem aktywnym jest PYA, czyli PZŻ) wzywa rządy do podpisania Dyrektywy nr 40 a nie do działań wprowadzających własne rozwiązania. PZŻ od lat unikał wnioskowania do MSiT ( wcześniej innych) o podpisanie Dyrektywy nr 40 i właśnie lansował własne rozwiązania. Wyprzedziła nas wiele lat temu nawet Białoruś. Czemu? Ano z tych samych powodów – monopol. Nie ma sensu pisać do Prezesa PZŻ W. Kaczmarka, ponieważ PZŻ jawnie i od lat sabotuje plany EBA.
Wyjaśnienia MIiR w sprawie możliwości uznania certyfikatów RYA w Polsce, gdyż posiadają w nagłówku napis UK i w ten sposób są firmowane przez państwo, wiemy, że to bzdura. Żaden certyfikat pleasure RYA nie jest firmowany przez Rząd Jej Królewskiej Mości. Widziałem taki certyfikat, ale… dotyczy żeglugi komercyjnej a to już zupełnie inna bajka.
I dalej – ministerstwo to pisze, że nie spotkało się z przypadkiem firmowania certyfikatu ISSA przez państwo, więc tu sprawa jest jasna- to śmieć! Może PZŻ, które udzielało się przy powoływaniu ISSA, jako Międzynarodowego Stowarzyszenia Szkół Żeglarskich szybciej pojmie absurdalność takiej uwagi ministerstwa? MIiR poucza dalej Pana ministerstwo, że można uznać w Polsce dokumenty o ile są firmowane przez dany kraj. Tam gdzie nie ma obowiązku posiadania patentu trudno oczekiwać aby państwo coś firmowało, czego nie wymaga. Ale przecież mamy kraje totalitarne i post totalitarne.
Ruszyłem na strony internetowe państw totalitarnych lub post totalitarnych. I nic, żaden patent ich nie posiada w nagłówku np. Federacja Rosyjska lub Białoruś lub Ukraina, Czechy.
Natomiast znalazłem ku mojemu zdumieniu coś co dodatnio wyróżnia związki żeglarskie tych krajów od Polskiego Związku Żeglarskiego. Informują, organizują i zachwalają swoim żeglarzom zdobywanie certyfikatów RYA( Royal Yachting Association) , IYT (International Yachtsmaster Training) lub nawet ISSA.
Podległy Panu Związek Sportowy od lat daje do zrozumienia, że te patenty to śmieci a jedna z Pana urzędniczek jakiś czas temu w rozmowie z obywatelką UK powiedziała…my już wiemy jak u was zdobywa się te dokumenty w dwie godziny!
Ruszyłem na strony internetowe państw totalitarnych lub post totalitarnych. I nic, żaden patent ich nie posiada w nagłówku np. Federacja Rosyjska lub Białoruś lub Ukraina, Czechy.
Natomiast znalazłem ku mojemu zdumieniu coś co dodatnio wyróżnia związki żeglarskie tych krajów od Polskiego Związku Żeglarskiego. Informują, organizują i zachwalają swoim żeglarzom zdobywanie certyfikatów RYA( Royal Yachting Association) , IYT (International Yachtsmaster Training) lub nawet ISSA.
Podległy Panu Związek Sportowy od lat daje do zrozumienia, że te patenty to śmieci a jedna z Pana urzędniczek jakiś czas temu w rozmowie z obywatelką UK powiedziała…my już wiemy jak u was zdobywa się te dokumenty w dwie godziny!
Dlatego nie mam wyjścia i donos adresuję do Pana Ministra.
Z poważaniem
Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl
Z poważaniem
Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl