Akcja ratunkowa Kowalczyka – z pokładu s/y Teranga

0
813

Atrakcyjność regat oceanicznych polega również na tym, że składają się ze wzlotów i upadków. Są mieszanką wielkich rozczarowań i wielkich uniesień, które przychodzą falami. Tegoroczne Mini Transat na szczęście nie jest tak „atrakcyjne” jak Transat Jacques Vabre, gdzie po tygodniu z 42 jachtów 16 odpadło, a niektóre załogi trzeba było ewakuować śmigłowcem. Pierwszy etap Mini Transat rozpoczęły 72 jachty, drugi 63. Do mety dopłynie ich jeszcze mniej. Takie jest prawo oceanu.

Po wycofaniu się faworyta, Davy’ego Beaudarta (Flexirub), który stwierdził, że nic poza wygraną go nie interesuje i po zauważeniu awarii zrezygnował z dalszego wyścigu, pech dosięgnął Radka Kowalczyka. Musiał porzucić na oceanie swój jacht, będący najnowszą jednostką w tegorocznej flocie Classe Mini. Po ukończeniu regat Mini Transat w roku 2011 postanowił wystartować jeszcze raz, na lepszym jachcie. Cztery lata zajęło mu zrealizowanie tego planu, ale niestety nie dotrze już do mety.

Sébastien Pébelier, który pomagał w akcji ratowania Radka, prawdopodobnie otrzyma od dyrekcji regat rekompensatę czasową. Class 40 Tauranga, jacht asystujący, wspaniale wykonał swoje zadanie „anioła stróża”. Poniżej relacja z pokładu Taurangi – opowieść o nocy pełnej emocji na podstawie zapisów w dzienniku jachtowym.

Tłumaczenie tekstu ze strony regat: http://www.minitransat-ilesdeguadeloupe.fr/actualites/radec-kowalczyk-recit-dun-sauvetage-mouvemente?lang=en / MJ)

obraz nr 1

2200 UTC: Otrzymujemy wiadomość od dyrekcji regat: CALBUD894 ma problemy, trzeba popłynąć w jego stronę. Znajdujemy się 30 mil na północ od jego pozycji. Zrzucamy duży spinaker, bo wiatr w szkwałach zaczyna osiągać 26 węzłów. Stawiamy mniejszy i ruszamy na pełnym gazie w kierunku ostatniej pozycji Radka i jego Mini.

2331: Radek uruchamia swoją radioboję EPIRB. Na prośbę dyrekcji regat kontaktujemy się z centrum ratownictwa morskiego (MRCC) w Las Palmas, aby poinformować ich, że będziemy na miejscu za 30 minut.

2350: Na miejscu znajduje się już statek, skierowany tu przez MRCC, Maersk Mediterranean. Jest też Mini 660 i Sébastien Pébelier. Nawiązujemy kontakt z Sebastianem, żeby rozpoznać sytuację. „Radek tonie, część rufy jest oderwana”. Kapitan statku już wydał pierwsze rozkazy. Chce podpłynąć do Radka i podjąć go na pokład drabinką sznurową. Przez UKF proponujemy kapitanowi swoją pomoc. Wywiązuje się dyskusja, komu będzie łatwiej podjąć człowieka – czy naszej 40 stopowej jednostce czy stumetrowemu statkowi. Po rozmowach z kapitanem i z Radkiem, dostrzegamy 894. Unosi się na wodzie. Rufa jest zanurzona mniej więcej na 1 metr. Spinaker pływa, grot jest zrzucony do połowy. Radek jest na pokładzie, z UKF i torbą ewakuacyjną. Stoi na dziobie, przypięty do sztagu. „Jak się przesunę do tyłu, jacht się zanurza. To zbyt niebezpieczne” – mówi. Nie ma możliwości wydobycia swojej tratwy. Przy 20 węzłach wiatru i sporej fali, podpłynięcie do CALBUDA nie jest łatwe.

0010: Najpierw kontaktujemy się przez UKF z Sebastianem. „Seb, sytuacja już pod kontrolą, dzięki za Twoją pomoc, możesz już płynąć, regaty czekają, szczęśliwej drogi”. Przepływamy na próbę wzdłuż lewej burty 894. Potem raz jeszcze. Planowany manewr jest do wykonania. Przechodzimy jak najbliżej Radka, mamy gotową linę. Rzucamy ją Radkowi, który łapie, skacze i jest na pokładzie Taurangi. Za pierwszym razem się nie udało, bo Radek nie zdążył skoczyć: szliśmy za szybko i byliśmy za daleko, trzeba było wziąć poprawkę. Drugi raz, wolniej, bliżej, ale bez dotknięcia 894. I sukces – Radek jest na pokładzie, skoczył nad relingiem razem z rzeczami.

0030: Radek ma się dobrze, jest w lekkim szoku, ale trzyma się. Siada w kokpicie. To dopiero pierwszy etap akcji ratunkowej, bo my płyniemy przecież na Gwadelupę, a Radek musi znaleźć się na statku. Nie spieszy nam się do zaplanowanego manewru, ale decydujemy się podpłynąć jak najbliżej się uda. W najgorszym wypadku wysadzimy Radka na wyspach Zielonego Przylądka. Podczas gdy podpływamy do statku, Matylda przygotowuje worek z rzeczami Radka, które zabraliśmy na pokład przed wyruszeniem z portu i mieliśmy mu oddać na Gwadelupie.

0115: Zbliżamy się do statku. Wszystko jak trzeba: mocne reflektory świecą, gigantyczna śruba pracuje bardzo powoli, przed nami czerwona stalowa ściana o wysokości 14 metrów, nad naszymi głowami mostek na rufie, jeszcze wyżej. Pośrodku burty, w świetle reflektora, sznurowa drabinka. Wydaje się miniaturowa … załoga z góry daje nam znak: morze od zawietrznej ściany jest gładkie, wszystko jest spokojne, podchodzimy po pierwszej próbie. Radek jest gotowy, ja trzymam go za pasek, ma na plecach swój worek. Sternik podchodzi delikatnie, wszyscy na pokładzie czujni, założyliśmy nasze śmieszne odbijacze.

-Tam mam wejść ?!? Ale jak ???
-Naprzód chłopie, łapiesz rękoma sznurki i wchodzisz, nie myśl za dużo, będzie dobrze.

Podpływamy, Radek skacze na drabinkę, szybko się łapie, jest wysoko. Ale dla nas zaczyna się koszmar: jacht jest przyklejony do burty i nie może się odkleić. Robimy wszystko, co w naszej mocy, ale nic się nie dzieje. Dodajemy gazu, ale dalej nic.

0130: Rozmowa z kapitanem: „Dam wstecz, prąd jaki wytworzy śruba, odklei was”. W tym czasie źle się dzieje, odbijacze wyskakują, jacht skrzypi, salingi rysują po burcie statku, raz płyniemy do przodu, raz cofamy się wzdłuż ściany. „Uwaga na maszt, trzeba zostać w miejscu, żeby nie uszkodzić małej figurki na burcie”. W końcu ruszamy. Statek uruchamia bieg wsteczny, prąd śruby zaczyna nas poruszać. Dajemy całą wstecz, odrywamy się. Trochę szorujemy o stal, ale się udaje.

0138: Dziękujemy chłopakom z Maerska za asystę i profesjonalizm, odpływamy.

0200: Na małym foku i zarefowanym grocie. Herbata, papieros, oddech. Adrenalina zaczyna spadać. Wszyscy cali, a Radek wyciągnięty z opresji.

Jeff i załoga Terangi”

Milka Jung /http://milkajung.com/2015/11/04/relacja-z-pokladu-taurangi//

Komentarze