Joanna Kowalczyk – „To nieuniknione, więc muszę przywyknąć”

0
835

Radek Kowalczyk szczęśliwie został ewakuowany z pokładu uszkodzonego Mini 650 'Calbud’. Dzięki profesjonalnej akcji, przeszkoleniu i współpracy ekipy regat Mini Transat, Teamu Calbud, załogi statku ’MAERSK Mediterranean’ i jachtu asystującego 'Teranga’ polski żeglarz dotarł już na Wyspy Kanaryjskie.

W ciągu ostatnich dni nie wspominano o jednej bardzo ważnej osobie – Joannie Kowalczyk – żonie Radka, jego pierwszej i najwierniejszej kibicce, jej nieocenionym wsparciu w drodze do realizacji miniakowych marzeń i wiecznym czekaniu. Za większością wielkich wyczynowców, stoją ich drugie połówki. To dzięki ich pomocy, wyrozumiałości i tolerancji dla „żeglarskiego szaleństwa” ci wielcy żeglarze osiągają swoje sukcesy.

Poniżej publikujemy krótki wywiad z Joanną z 2012 r. o przygotowaniach do pierwszych regat Mini Transat , o poświęceniach i codzienności „tych co na lądzie”. No i nastawieniu do następnych projektów…

SailBook: Jak się poznaliście?

Joanna Kowalczyk: 16 lat temu. W podróży. Pociąg relacji Szczecin Główny – Kamień Pomorski.  Bohatersko ocalił mnie przed nazwijmy to bardzo chwiejnym pasażerem PKP.

SailBook: Już wtedy Radek był zafascynowany żeglarstwem, wiedziałaś co Cię czeka?

Joanna Kowalczyk: Zafascynowany, jak najbardziej. Już kilka miesięcy po naszym poznaniu, wiedziałam, że przyjdzie mi konkurować z żeglarstwem o jego czas.

SailBook: Czy to jest pasja rodzinna? Żeglujcie wspólnie? Jeśli tak, to jak to wygląda?

Joanna Kowalczyk: Jeżeli o mnie chodzi, to jestem raczej żeglarzem rekreantem. Rozróżniam żagle, wiem, co to wanty, achtersztag i szoty, ale nawigacja jest dla mnie zagadką. Zdarzyły się nam wspólne a regaty w 1997 roku . No i kilka razy żeglowaliśmy z naszymi znajomymi po Bałtyku i Morzu Śródziemnym. Stanowczo to drugie morze było dla mnie łaskawsze.

SailBook: Jak te sześć lat budowy łódki i przygotowań wyglądało w Twojej perspektywy ?

Joanna Kowalczyk: Długie godziny czekania, samotne wieczory i weekendy, a nawet lata. bo Radek naprawdę każdą wolną chwilę poświęcał na przygotowanie Mini. Ponad dwa lata spędził za granicą. Dzięki czemu mógł odłożyć pewną część budżetu na MiniTransat.

SailBook: Przygotowywanie Mini było zapewne namiastką tego jak będzie kiedy już popłynie spełniać swoje marzenie? Mój przyjaciel żartuje, że jak praca przeszkadza Ci w żeglowaniu, to rzuć pracę, jak Ty zareagowałaś na rzucenie pracy przez Radka?

Joanna Kowalczyk: Na pewno nie była to komfortowa sytuacja. Ale nie było innego wyjścia, jeżeli miał popłynąć w regatach, to żeby zaliczyć eliminacje, musiał mieć czas. Żeby mieć czas, musiał zrezygnować z pracy. Wybrał najbardziej morderczą marszrutę, zaliczenie eliminacji w ciągu 6 miesięcy 2011.

SailBook: Dużo stresu kosztowało Cię spełnianie przez Radka Jego marzenia? Można się pogodzić z taką pasją jaką ma Twój mąż?

Joanna Kowalczyk: Dziwne, ale jego wcześniejsza absencja – przygotowała mnie na jego brak. Paradoksalnie w trakcie eliminacji i samych regat, miałam ten komfort że wiedziałam gdzie jest i dopóki ten punkcik na trackingu się poruszał wszystko było Ok. Stres pojawiał się gdy nagle się zatrzymał (słynna już awaria kila) lub zmieniał kurs. Wtedy nerwy sięgały zenitu.  Nie można się nie pogodzić. Poza tym mężczyzna bez pasji… nie jest spełniony …

SailBook: Budowa jachtu, przygotowania, ale po drodze też był czas kwalifikacji przed Mini Transat, często się widywaliście?

Joanna Kowalczyk: Od marca 2011 do września 2011 – widzieliśmy się 6 razy. Średnio raz w miesiącu. Święta wielkanocne 2011 spędziłam bez Radka, wtedy najbardziej dokuczyła mi jego nieobecność. 

SailBook: Jak wyglądał Twój dzień, podczas rejsu męża?

Joanna Kowalczyk: 6-7 pobudka i sprawdzenie trackingu, 8-17 – praca, w międzyczasie oczywiście kilka razy sprawdzałam tracking, informując moje koleżanki i kolegów w pracy o postępach Radka, zresztą niektórzy zapisali się na newsletter z strony projektu, Calbud 18-20 – warszawskie korki i odwiedziny w znajomej stajni. A po powrocie do domu – znowu włączanie trackingu i sprawdzanie co się z nim dzieje.

SailBook: Kiedy dowiedziałaś się o wypadku Radka, gdy rozbił sobie głowę, co czułaś, bardzo się bałaś?

Joanna Kowalczyk: Dowiedziałam się od niego. Kiedy radosnym głosem poinformował mnie przez telefon że właśnie skończył robić zakupy i zaraz wypływa, a przy okazji był w szpitalu, i w zasadzie nic się nie stało. Zdjęcie  rozbitej głowy zobaczyłam dopiero na drugi dzień. Miałam ochotę go udusić, za tę jego brawurę…

SailBook: W jaki sposób taka rozłąka wpływa na Wasz związek i czy jest jakiś sposób na radzenie sobie z tym ?

Joanna Kowalczyk: Nie ma recepty na radzenie sobie z rozłąką. Chyba po prostu trzeba czekać na powrót

SailBook: Najtrudniejsze chwile w całym projekcie?

Joanna Kowalczyk: Zatrzymanie trackingu. Były okropne nerwy. Bo kiedy płynął, to było wiadomo że wszystko jest w porządku.

SailBook: Jakie były szczęśliwe momenty?

Joanna Kowalczyk: Telefon od kapitana statku, który przekazał informację o wypadku z kilem i powiedział że z Radkiem wszystko ok.  Spotkanie na Maderze i zobaczenie jak wypływa razem z całą stawką jachtów.

SailBook: Jak wyglądał Wasz kontakt  podczas regat ?

Joanna Kowalczyk: Sporadyczny 25.09. ostatni telefon od Radka, październik – rozmowa z Portugalii, spotkanie na Maderze, krótki telefon z wysp Zielonego przylądka i telefon z Salvador de Bahia.

SailBook: Obecna duma z męża wynagradza Ci rozłąkę z mężem ?

Joanna Kowalczyk: Oczywiście, to jest mój osobisty bohater. Niezniszczalny.

SailBook: Co czujesz na myśl o kolejnych regatach męża?

Joanna Kowalczyk: Są raczej nieuniknione, więc muszę przywyknąć.

SailBook: Radek umie ugotować coś więcej niż danie z torebki ?

Joanna Kowalczyk: Zdziwiłabyś się wachlarzem jego umiejętności. Specialite a la meson – frytki i przepyszne ryby. Ale potrafi też ugotować świetne zupy

SailBook: Pamięta o kwiatach na dzień kobiet?

Joanna Kowalczyk: Nie musi. Jeżeli jest w domu, to dzień kobiet mam codziennie…

SailBook: Dziękuję za rozmowę, samych sukcesów życzę!

Z Joanną rozmawiała Kasia Nadia Bławat

Komentarze