Mazurskie żeglowanie…

0
794

Za zgodą Jerzego Kulińskiego   www.kulinski.navsim.pl 

 

Nie tak dawno pisałem, że popularyzacja nie sprzyja żeglarzom. Co prawda chodziło mi tylko o rosnące opłaty opłaty i tłok w przystaniach. Ale popularyzcja, zwłaszcza czarterowa siłą rzeczy głównie przyciąga ludzi przypadkowych. Dziś żagle, za rok koniki, za dwa golf czy motopompa.

Spędzacze urlopu mało umieją, mało czym się przejmują, mało cenią dobre obyczaje. Ja bym zaryzykował zaczepkę – oni po prostu do żeglowania nie dorośli. Broń Boże nie wyśmiewam szuwarowców. Ludzie mają różne upodobania i realnie oceniają, czy powinni wychylić się na morze. 
Oczywiście – gdy widzę 9-metrowe i większe jachty (nawet z radarami!) na bajorkach – uśmiecham się. 
No cóż – wszyscy wiecie, że mężczyn od chłopców różnią tylko ceny zabawek. Ale to wszyystko moje subiektywne odczucia.
Dlatego z zainteresowaniem powitałem korespondencję Krzysztofa Kulki – żeglarza morskiego, który właśnie odwiedził jeziora mazurskie.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
——————————-
.
Witaj Jerzy,
Wielu z Was może dziwić że po pierwszych samodzielnych rejsach przybrzeżnych wracam na śródlądzie. Większość z nas, żeglarską przygodę zaczyna właśnie na Mazurach. Tak, na Mazurach byli już wszyscy – ale nie ja. O Mazurach czytałem wiele, o ciekawych miejscach, zwyczajach, kulturze (i jej braku), a jako człowiek ciekawy wszystkiego postanowiłem sprawdzić sam ile w tym prawdy. Tego roku miałem ochotę na odrobinę lenistwa – opalania się na pokładzie, wieczornych ognisk i postojów w krzakach. Narobiłem się za to przy rychtowaniu łódki oraz ciągłym składaniu i podnoszeniu masztu bez bramki i wytyku. Rejs odbyliśmy na moim kolejnym jachcie – s/y „De Revolutionibus”, drewnianym Waarschipem 725 z 1975 roku. Wielu pytało mnie dlaczego moje kolejne jachty to balastowe starocie z ciasnymi kabinami. Otóż zawsze mówię że że lubię żeglować szybko, bezpiecznie i elegancko. 
 
 
obraz nr 1

Jacht – szlachetna sylwetka
.
Łódka spisała się doskonale, wiele razy żwawo ciupiąc Maxusy, Antile i Tanga. Spotkałem się z życzliwością starych żeglarzy doceniających dobre jachty i zaskoczeniem młodzieży; ‘’o, jaka dziwna łódka’’. Rejs trwał dwa tygodnie, przepłynęliśmy ok 200 km, oprócz kanałów wyłącznie na żaglach. Przedstawiam moją subiektywną ocenę mazurskich obyczajów. Jak wiesz klasę chwalę a chamstwo i dziadostwo ganię.
 
 
obraz nr 2

Proporczyk SAJ – z daleka widać z kim mamy przyjemność
.
Obserwacje:
1. Wielu sterników słabo kojarzy co należy robić żeby łódka płynęła do przodu (np: pływanie pod wiatr na samym grocie na wybranej topenancie, łopoczące żagle, halsowanie pod wiatr połówkami itd). Oprócz tego klarnety prowadzące nietrzeźwo oraz powszechny brak środków asekuracyjnych nawet w warunkach powyżej 4*B. 
2. Ponadto mało kto wie jak przeprowadzać manewry portowe. Jachty pływające bokiem, sternicy zszokowani niesterownoscią łódek to widok powszechny. Do tego krzyki, zaklęcia, awantury, porozbijane wyposażenie. Czarterobiorcy traktują jachty jak wózki sklepowe, przed południem aż strach zostawić łódkę bez opieki. Po kilku dniach nasza ulubioną rozrywką stało się obserwowanie jachtów podchodzących wieczorem do ygreków i wychodzących przed południem. W Sztynorcie mój drugi oficer prawie się udusił ze śmiechu! 
3. To samo w śluzach. Wpływając do Guzianki należy zapomnieć o etykiecie, kulturze czy wzajemnej pomocy, tutaj obowiązuje prawo dżungli. Każdy bierze pagaj i odpycha wszystko co się zbliży na 2 metry. Awanturujące się załogi zniesmaczały nas. Przyjechaliśmy tutaj się pobawić, a nie denerwować.
4. Stwierdzam że największym zagrożeniem dla własnej załogi i innych łódek są licho wyszkoleni sternicy wielkich krążowników, którzy chyba naoglądali się za dużo Piratów z Karaibów. Brak ogarnięcia żagli, silnika, sterowności, załoga bez żadnego przeszkolenia skutkowało omal skasowaniem naszego drewniaka. Wyjące motopompy pędzące na zatracenie są przekleństwem sterników małych jachtów. Już wiem dlaczego tak wielu zapaleńców przeniosło się z Mazur na Bałtyk.
5. Zachowanie nocą. Największe porciki są traktowane jak wielka imprezownia na keji i na lądzie. Wiele załóg garuje przy gorzale i gitarze do późna i mało kto zadaje sobie trud zachowania ciszy w nocy. Na szczęście są miejsca w których obsługa nie pozwoli na takie zachowania.
 
 
obraz nr 3

Mikołajki – ciasno i gwarno
.

Wydaje mi się że powodem takiego stanu rzeczy jest niska kultura osobista, kiepskie wyszkolenie, brak doświadczenia i nie mierzenie sił na zamiary. Czasami widać też osoby żeglujące z klasą: stare wygi i eleganccy młodzi sternicy. Widać uporządkowane pokłady, zorganizowane manewry, porządnie żeglujące jachty, doskonale wyszkolone załogi dobrze wiedzące co mają robić żeby było bezpiecznie i miło. Spotkałem się z propozycjami pomocy gdy wszedłem na przemiał, osobami pomagającymi w cumowaniu oraz usłużnymi bosmanami. 

 
 
obraz nr 4

Uroczy zakątek
.

Podsumowanie: Wymieniłem głównie kiepskie zachowania, jednak po Mazurach żeglować warto. Wody dużo, ciekawych zakamarków, świetna infrastruktura, są jeszcze dość dzikie miejsca. Każdy znajdzie coś dla siebie, miłośnicy ekscytującej żeglugi i miłośnicy leżakowania. Kto nie był – czas spróbować!
Więcej zdjęć z wyprawy na mojej stronie: www.syjulia.pl/wielka_wyprawa_2015.html 
Spełniajcie swoje marzenia!
Krzysztof Kulka

Komentarze