Wieloryby daleko… …ale ich kości są w Świnoujściu, Szczecinie i Stralsundzie

0
832

Jednym z głośnych wydarzeń medialnych ostatnich dni było znalezienie w urobku pogłębiarki fragmentu szkieletu gigantycznego wieloryba, i to przy pogłębianiu Kanału Piastowskiego w Świnoujściu. Zoolodzy ustalili, że jest to jeden z kręgów lędźwiowych długopłetwca (humbaka), jednego z płetwali, dochodzącego do 17 m długości i 45 ton masy ciała. Pozostaje pytanie – postawione też przez prasę, m.in. w „Kurierze” – skąd ten kręg znalazł się w świnoujskich wodach portowych? Przecież humbaki nie żyją stale w Bałtyku, a tym bardziej nie pływają w górę Odry? Bodaj najlepsze wyjaśnienie znalazł i ogłosił także w „Kurierze” nasz znany fotografik i były rybak dalekomorski Marek Czasnojć. Otóż nasi rybacy dalekomorscy, przy połowach na różnych atlantyckich i innych łowiskach, znajdywali we włokach tzw. przyłów nierybny, często bardzo kłopotliwy, gdyż oprócz skorupiaków i mięczaków były nim m.in. martwe, uduszone w sieciach duże delfiny, grindwale, orki i inne walenie, a także foki i uchatki, jak również kości wielorybów, najczęściej właśnie kręgi, żebra lub fragmenty czaszek. Na ogół wyrzucano je z powrotem za burtę – ja też byłem na łowiskach afrykańskich jako rybak dalekomorski, i tylko w jednym rejsie mieliśmy w zaciągach aż 14 martwych delfinów. Czasem rybacy przekazywali te kości wielorybów jako prezent dla muzeów morskich czy uczelni w Świnoujściu, Szczecinie lub Gdyni, ale też bywało, że dla uniknięcia kłopotów z celnikami wyrzucali je za burtę już w porcie, w kraju, co jak wskazuje Marek zdarzyło się prawdopodobnie właśnie w Świnoujściu, i co potwierdził także jeden z internatów, były rybak?

 

obraz nr 1

 

    Warto dodać, że w przeszłości – a także i teraz – zdarzają się jednak rzadkie przypadki zabłądzenia i wejścia na Bałtyk dużych wielorybów, najczęściej kończące się ich śmiercią i wyrzuceniem na brzeg, co potem odnotowywane jest jako znalezienie na plaży „potworów morskich” czy „lewiatanów” (co znalazło odbicie m.in. w głośnym filmie rosyjskim „Lewiatan”). Więcej szczęścia miał humbak „Buckie” –  tak nazwały go niemieckie media – który odbył w 2008 roku niezwykłą kilkumiesięczną „wycieczkę” po bałtyckich wodach –wszedł do nas przez Sundy, potem był widywany u wybrzeży Danii, Niemiec i Polski, m.in. w Darłówku i aż na Helu, ale na koniec wrócił szczęśliwie do Morza Północnego. Nie był to pierwszy przypadek, kroniki morskie, od XIII do XX wieku, odnotowały kilka podobnych wizyt wielorybów u polskich wybrzeży, po Gdańsk, w tym m.in. kaszalotów, finwali, sejwali i humbaków. Takim przypadkiem było też wysztrandowanie na plaży w okolicach Stralsundu martwej samicy płetwala, o długości blisko 24 m, w latach 30-ych XX w., której wypreparowany szkielet jest teraz jednym z cenniejszych eksponatów tamtejszego Muzeum Morskiego – Oceaneum, obok naturalnej wielkości modeli innych waleni (na zdjęciach). Do pracowni preparatorskiej w Stralsundzie został też specjalnym transportem wywieziony martwy wal o długości 7,5 m, znaleziony w 2013 r. na plaży w naszym Unieściu. Bywało, że pozostałe po takich wizytach olbrzymie i niespotykane kości wielorybów trafiały potem do kościołów lub muzeów, jako ciekawostki, podobnie jak kości mamutów.

 

5454_uchwawieloryba(1).webp

 

      Tu jeszcze jedno uzupełnienie. Duże ilości szkieletów i kości waleni zalegają nadal na terenie byłych baz wielorybniczych na różnych wybrzeżach Arktyki i Antarktyki, m.in. w pobliżu naszych stacji badawczych PAN w Zatoce Horsund na Spitsbergenie, i na subantarktycznej Wyspie Króla Jerzego, co jest częstym motywem fotoreportaży z tamtych rejonów. Właśnie stamtąd już celowo zabierali te fragmenty naukowcy, wraz z innymi pamiątkami, i tą drogą też trafiały do kraju. Tak np. w latach 70-ych XX w. znalazło się w ten sposób w Szczecinie „żebro” wieloryba, przywiezione na pokładzie „Łużycy”, byłego szkolnego trawlera rybackiego naszej PSM, który został wysłany na Spitsbergen z podmianą polarników, a także z wyprawą wykładowców i słuchaczy PSM. Później przez kilkanaście lat to „żebro” było ustawione na specjalnym stojaku przed wejściem do gmachu WSM, a latem służyło nawet za …ławkę. Inne leżało też przy wejściu do gmachu Muzeum Narodowego na Wałach Chrobrego, ale już ich nie ma, nie wiem, co się z nimi stało? Tak naprawdę nie były to zresztą „żebra”, a podobne do nich łukowato wygięte połówki żuchwy płetwali, dochodzące do 5-6 m długości. Żebra są bardziej wygięte i mniejsze, mają nie więcej niż 2-3 m długości, a Eskimosi wzmacniają nimi swoje jurty.

      Aby się jednak naocznie przekonać, czym różnią się żebra od kości żuchwy wielorybów, a także jak wyglądają kręgi wielorybów, wystarczy wybrać się na ul. Kazimierza Królewicza na Niebuszewie, do gmachu Wydziału Nauk o Żywności i Rybactwa ZUT (byłego Wydziału Rybackiego Akademii Rolniczej), którego naukowcy byli wśród ekip na Stacji PAN na Wyspie Króla Jerzego. Wracając stamtąd także zabierali na pokładach statków badawczych i rybackich właśnie żebra, kręgi i kości żuchwy wielorybów, czy. harpuny i narzędzia wielorybnicze – m.in. z Georgii Południowej – eksponowane teraz na pamiątkowej wystawie (na zdjęciach). Kręg z Kanału Piastowskiego też chyba stanie się eksponatem muzealnym, zresztą w Muzeum Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu już są takie mniejsze kręgi, a także kompletny szkielet grindwala (na zdjęciu), również swego czasu dostarczonego przez rybaków byłej świnoujskiej PPDiUR „Odry”. Kręgi wielorybów nadal zalegają też w magazynach Muzeum Narodowego na Wałach Chrobrego, kiedyś były tam eksponowane na zlikwidowanej wystawie na temat życia morza.

 

obraz nr 3

 

      Dzisiejsze walenie to kilkadziesiąt gatunków zębowców (waleni uzębionych) – są to delfiny, morświny, grindwale, narwale, orki i kaszaloty, i kilkanaście gatunków fiszbinowców  – są nimi płetwale, finwale, humbaki (długopłetwce) i sejwale. Największe wieloryby – fiszbinowce, a wśród nich płetwale błękitne, to największe zwierzęta jakie żyły i żyją na Ziemi, mogą bowiem osiągać do 33 m długości i 150-190 ton (!) ciężaru ciała. Najmniejsze – morświny, mają tylko 1-2 m długości. Jeszcze prawie do końca XX wieku walenie były obiektem masowych połowów, dla cennego uzyskiwanego z nich tranu, mięsa i innych produktów (fiszbinu, ambry i spermacetu), ale wreszcie, pod naciskiem ekologów, wieloryby zostały objęte całkowitą ochroną i tzw. cywilizowany świat całkowicie wycofał się z przemysłowego wielorybnictwa, chociaż lokalnie, np. na Azorach, na Wyspach Owczych i w Japonii, kontynuowane są tradycyjne „barbarzyńskie” polowania na niektóre gatunki waleni…

     Dla większości naszych plażowiczów, a nawet żeglarzy i rybaków bałtyckich, wieloryby pozostają ciekawostką zoologiczną, gdyż w naszych rzekach i jeziorach w ogóle nie występują (tylko w Amazonii są delfiny rzeczne), a dużych waleni praktycznie nie spotyka się – jak już wspomniałem – w Bałtyku. Co prawda mamy lokalną bałtycką populację morświnów, których liczbę ocenia się aktualnie na ok. 450 sztuk, ale bezpośrednie zaobserwowanie żywych morświnów należy do rzadkości. Jeszcze w okresie międzywojennym morświny były w Bałtyku liczniejsze, nasi rybacy w latach 1922-1933 znaleźli w sieciach blisko 600 sztuk martwych morświnów, a nawet wypłacano im ponoć premię pieniężną za każdego „upolowanego” morświna, gdyż uważano, że zagrażają populacji śledzi, które są ich pokarmem. Dzisiaj oczywiście morświny są pod całkowitą ochroną, podobnie jak także spotykane sporadycznie u naszych wybrzeży foki bałtyckie, a ich badaniem i restytucją zajmuje się oddział MIR-u na Helu. Nadal corocznie notuje się do kilku przypadków znalezienia u naszych wybrzeży martwych morświnów, najczęściej zaplątanych w sieciach rybackich. Ja nigdy nie zobaczyłem w Bałtyku z pokładu jachtu żadnego żywego morswina, chociaż niektórzy żeglarze twierdzą, że widywali morświny na naszych wodach morskich?. Są one jednak bardzo płochliwe, unikają „bliskich spotkań” z jachtami, nie wyskakują tak wysoko nad wodę jak inne delfiny, i zobaczenie ich wśród fal jest naprawdę wyjątkiem. Każde takie znalezienie i spotkanie martwych lub żywych morświnów i fok można i należy zgłaszać pod telefonami Błękitnego Patrolu WWF – (795) 536-009, lub Stacji Morskiej Hel – (601) 889-940.   

  Obecnie w wielu miejscach na świecie rozwija się nowa forma turystyki, związana z możliwością obserwowania wielorybów w ich naturalnym środowisku (z ang. whalewatching), łącznie z nurkowaniem w pobliżu humbaków (!). Najlepsze miejsca do obserwacji znajdują się na półkuli południowej oraz na zachodnim wybrzeżu obu Ameryk, ale też na bliższym nam Atlantyku – szczególnie wokół wybrzeży Islandii, Norwegii, a także w Zatoce Biskajskiej i na Wyspach Kanaryjskich. Udane zdjęcie delfina zrobiłem np. z pokładu „Daru Młodzieży”, na Morzu Północnym. Niestety u naszych wybrzeży nurkowanie z morświnami nie wchodzi w rachubę, pozostaje nam tylko oglądanie kości wielorybów w muzeach Świnoujścia, Szczecina i Gdyni, lub w prywatnych kolekcjach pamiątek morskich, np. zębów kaszalotów (na zdjęciu)…

 

                                                                                    Tekst i zdjęcia: Wiesław Seidler

 

 

 

Komentarze