W ciągu tylu dni, bez zawijania do portów, chce opłynąć kulę ziemską 62-letni żeglarz Grzegorz Węgrzyn z Gryfina. Na początku czerwca rozpoczął swój rejs w Szczecinie. trudną żeglarską wyprawę wyruszył 11- metrowym stalowym jachtem „Regina R.
– To imię mojej babci, Reginy Rybickiej – wyjaśnia. – Była wyjątkowa. To ona zaszczepiła we mnie ciekawość świata, zamiłowanie do przyrody i podróży. Jej portret i dziadka Mirosława zawiesiłem w kabinie jachtu. O takim wokółziemskim rejsie marzyłem od dziecka. Od najmłodszych lat miałem kontakt z wodą, mimo że mieszkałem pod Zamościem. Pływałem kajakiem po rzece Wieprz, byłem wodnym ratownikiem. A gdy w 1974 roku przyjechałem do Szczecina zaczęło się prawdziwe żeglowanie.
Żeglował w Harcerskim Ośrodku Morskim i w Stali Stocznia. Zdobywał kolejne żeglarskie stopnie. Jachtowym kapitanem jest od ośmiu lat. Najwięcej rejsów odbył na jachcie „Karfi”. Pływał po Bałtyku, Atlantyku, Adriatyku, Morzu Czarnym. Był na Spitsbergenie i w Islandii. Brał udział w regatach. W sumie ma za sobą prawie 25 tysięcy mil morskich. Od dwóch lat jest na emeryturze i przyznaje, że dopiero wtedy rozpoczął przygotowania do realizacji młodzieńczych marzeń. Wcześniej była praca, rodzina, prowadzenie własnej firmy i nigdy dość czasu na wyprawę życia. Z myślą o rejsie, dwa lata temu kupił solidny, stalowy jacht zbudowany w Hamburgu.
– Jest idealny konstrukcyjnie, nie musiałem go przerabiać, wprowadziłem tylko parę udogodnień, a przede wszystkim odpowiednio wyposażyłem, ponieważ w moim samotnym, wokółziemskim rejsie nie będę zwijał do portów – deklaruje żeglarz. – Ale aby został on uznany, muszę przepłynąć 21 600 mil morskich. Wierzę, że mi się uda, aczkolwiek łatwo nie będzie.
Na jacht załadował tonę wody, 600 litrów paliwa, cztery butle z gazem, narzędzia, apteczkę, trochę książek, odzieży i prawie 300 kg prowiantu.
– Moje menu nie będzie wyszukane – mówi. – Głównie będzie się opierać na konserwach, kaszy, ryżu, makaronie, mam też trochę dań liofilizowanych, które bardzo ułatwiają przygotowanie posiłków. Zabrałem również własnej roboty soki i kompoty, no i zamierzam łowić ryby.
Główną siłą napędową jachtu są żagle o powierzchni około 50 metrów kwadratowych. Jest też silnik pomocniczy. Są duże akumulatory, agregat prądotwórczy, jest radiostacja UKF i telefon komórkowy. Miał też być telefon satelitarny, samoster i baterie słoneczne.
– Niestety, nie na wszystko starczyło pieniędzy – przyznaje Grzegorz Węgrzyn. – Ale kiedyś nie było takich urządzeń, a żeglarze glob opływali. Dla mnie wzorem żeglarskiego samotnika jest Leonid Teliga. Co prawda zawijał do portów, ale płynął na skromnym, drewnianym jachcie. A w końcowym etapie rejsu zmagał się z ciężką chorobą.
Patronat logistyczny nad wyprawą sprawuje Polska Żegluga Morska. Ona a także Akademia Morska w Szczecinie oraz Akademia Marynarki Wojennej w Gdyni wyposażyły żeglarza w pomoce nawigacyjne, mapy, wydawnictwa.
– Pan Węgrzyn w miarę możliwości będzie się z nami kontaktował, podawał pozycję, a my przekażemy informacje naszym statkom – wyjaśnia kpt. ż. w. Mirosław Folta z PŻM. – Żeglarz zawsze będzie mógł liczyć na pomoc załóg statków PŻM, które są niemalże na wszystkich morzach i oceanach.
Bardzo uroczyste było pożegnanie żeglarza u podnóża Wałów Chrobrego w Szczecinie. Uczestniczyli w nim jego przyjaciele, sympatycy wyprawy i szczecińscy żeglarze. Na pokładzie jachtu ksiądz Stanisław Flis odprawił mszę za szczęśliwy rejs i powrót.
Warto podkreślić, że Grzegorz Węgrzyn jest pierwszym polskim żeglarzem, który swój samotny, wokółziemski rejs rozpoczął w Szczecinie. I w Szczecinie zamierza go zakończyć. A w historii polskiego jachtingu jest drugim żeglarzem, który w taki samotny wokółziemski rejs wyrusza z polskiego portu. Pierwszym był Henryk Jaskuła, który na jachcie „Dar Przemyśla” w 1979 roku wypłynął z Gdyni.
Trasa samotnej wyprawy Grzegorza Węgrzyna na jachcie „Regina R.” dookoła świata, z grubsza ma wyglądać tak: Cieśniny Duńskie, Kanał La Manche, Atlantyk. Trasa wiedzie w pobliżu Azorów, Wyspy św. Heleny do południowego cypla Afryki. Następnie pożegluje w kierunku Australii i Nowej Zelandii. Potem skieruje się do południowego cypla Ameryki Południowej na przylądek Horn. Ponownie Atlantyk, Morze Północne, Bałtyk.
x x x
Przy okazji tego rejsu warto przypomnieć sylwetki i dokonania kilku polskich żeglarzy samotników.
Leonid Teliga, to pierwszy Polak, który na jachcie „Opty” pod polską banderą samotnie opłynął świat (1967-69) z zawijaniem do portów. Żeglarz przepłynął 23 629 mil morskich. Samotna wyprawa rozpoczęła się w Casablance, do której na statku „Słupsk” przypłynął jacht i żeglarz. W Casablance po 2 latach i 13 dniach rejs się zakończył.
Henryk Jaskuła jest pierwszym Polakiem i trzecim żeglarzem w historii światowego jachtingu, który samotnie bez zawijania do portów opłynął świat. Dokonał tego na drewnianym jachcie „Dar Przemyśla”. Rejs trwał 344 dni (1979-1980). Rozpoczął i zakończył się w Gdyni. Jaskuła tak o nim napisał: „…To był rejs czysto żeglarski. Rejs bez lądów, czyli bez zawracania sobie głowy nudnymi portami. Nazwałem go pogonią za szczęściem”. Płynął bez tratwy ratowniczej, odsalarki, telefonu, nowoczesnych urządzeń nawigacyjnych. Nie przyjmował pomocy od statków.
Krzysztof Baranowski to ciągle jedyny Polak, który ma na koncie dwa samotne rejsy wokół świata, ale z zawijaniem do portów. Pierwszy (lata 1972-73) odbył na jachcie „Polonez” na trasie Plymouth –Newport –Kapsztad – Hobart- Stanley –Plymouth. W ciągu 272 dni przebył ponad 35 tysięcy mil morskich. W drugi samotny wokółziemski rejs wyruszył w 1999 roku na jachcie „Lady B.” Płynął trasą pasatową. Rejs trwał 11 miesięcy. Przepłynął 24 tysiące mil morskich, zawijał do 20 portów.
W ciągu 198 dni Joanna Pajkowska samotnie okrążyła świat na jachcie „Mantra Asia” (w latach 2008-2009). Osiągnęła najlepszy czas w historii polskiego samotnego żeglarstwa. Trasa liczyła 25 tysięcy mil morskich, zaczynała i kończyła się w porcie Colon w Panamie. Miała kilka awarii, ale najbardziej dramatyczne chwile przeżyła w okolicach Port Elizabeth w RPA. Prognoza zapowiadała silny sztorm i wysokie, kilkumetrowe fale. Zdecydowała się na schronienie w porcie. Podkreśla, że była to słuszna decyzja wynikająca z zasad dobrej praktyki morskiej, a jednocześnie nie naruszająca założeń rejsu. Po 198 dniach rejsu po raz pierwszy na ląd wyszła w panamskim porcie Colon.
Marta Sziłajtis –Obiegło jest najmłodszą Polką, która samotnie opłynęła świat (miała 23 lata). Rejs rozpoczął się we wrześniu 2008 roku w Puerto la Cruz w Wenezueli i zakończył w tym samym porcie w kwietniu 2009. Trwał 358 dni. Żeglarka przepłynęła ponad 25 tysięcy mil morskich, odwiedziła 19 portów w 11 krajach. Po powrocie powiedziała: „Najtrudniejszym aspektem samotnej żeglugi jest brak snu i monotonia jachtowego menu. Nie doskwierała mi ani samotność, ani nuda. Na jachcie zawsze jest co robić. Ale wypływając w taki rejs trzeba sobie zdawać sprawę, że masz tylko, a może aż 50 procent szans na bezpieczny powrót”.
Tomasz Cichocki opłynął samotnie świat w ciągu 312 dni. Do portów nie zawijał, poza jednym wyjątkiem, gdy zmusiła go do tego poważna awaria jachtu. Rejs rozpoczął w Breście w lipcu 2011 roku i w tym samym porcie zakończył w maju 2012 roku. Najbardziej dramatyczne chwile przeżył po pół roku żeglugi, gdy na Oceanie Indyjskim wysokie fale wywróciły jacht. Przepadło wiele elementów wyposażenia i sporo prowiantu. Od tamtego czasu jadł co drugi dzień, a pod koniec rejsu głodował. Schudł 30 kilogramów. „Byłem chudszy, ale bogatszy o pewność, że każde marzenie można spełnić”.
Tekst i zdj.
Krystyna Pohl
Za zgodą: http://mojalasztownia.pl