Czekając na kolejne jachty zbliżające się do mety, polecam lekturę wypowiedzi Loicka Peyrona dla organizatorów regat The Transat bakerly. Jak już wiemy, Loick zawrócił z trasy regat, którą chciał pokonać klasycznie, na jachcie Erica Tabarly w hołdzie oddanym temu wybitnemu żeglarzowi. Po 13 dniach na morzu podjął trudną decyzję – nieustająca halsówka pod wiatr dała się we znaki drewnianemu, 44-stopowemu Pen Duickowi, co sprawiło, że dalsza żegluga pod wiatr stała się niemożliwa. Peyron, trzykrotny zwycięzca regat The Transat oraz aktualny posiadacz załogowego rekordu non-stop dookoła świata, przyznał w rozmowie z biurem regat, że jest zawiedziony, ale nie ma wątpliwości co do tego, że podjął właściwą decyzję. (Eric Tabarly, wygrywając regaty w 1964 roku, przepłynął tę samą trasę w 27 dni.)
„Niestety musiałem zawrócić, będąc już tak daleko, ale to było najlepsze dla jachtu. Nie było innego wyjścia, chociaż jestem zawiedziony, że tak się stało. Rejs był przyjemny do momentu wejścia w złą pogodę, wtedy zrobiło się trochę trudno. Dalej było przyjemnie, ale był silny wiatr, a fala też nie była mała. Wracam do Francji z pustymi rękoma, ale nie była to trudna do podjęcia decyzja.”
„Nastrój mam dobry. Życie toczy się dalej, a są tacy, co mają gorzej niż ja. (…) Żeglowanie zawsze sprawia mi przyjemność, dużo myślę o Ericu Tabarly i o pionierach tego sportu. Te jachty są wolne, a żegluga na nich nie jest łatwa, szczególnie pod wiatr, niż za niżem. Myślałem o Tabarlym, o tym, z jaką prędkością żeglował i z jakimi warunkami musiał się zmierzyć, do samego końca. Nasi pionierzy byli zdolni wiele znieść dla swojej pasji. Doświadczenie tego, z czym mieli do czynienia, pozostanie ze mną na zawsze.”
W swoim dzienniku pokładowym 16 maja Peyron napisał tak – „Od wczoraj żegluję na wschód, zawiedziony, że nie udało mi się przeprowadzić Pen Duicka na drugi brzeg. Duża dziura w pokładzie dziobowym z każdą falą połyka litry wody. Mały sztaksel łopocze nad dziobem jak końcówka ogona dinozaura, którego nazwy gatunku nie pamiętam. (…) Pięćdziesiąty raz przez Atlantyk – mogłoby być lepiej. Sztorm wciąż obecny, krzyżujące się duże fale, które dwa razy przykleiły nas do wody. Nagle hałas. Skąd? Ster! Duża fala sprawiła, że oś steru się [zepsuła], sterowanie jest bardzo trudne, kilka godzin tam spędziłem, a potem przekazałem sterowanie Kastorowi (autopilot/samoster), wygląda na to, że sobie poradzi.” (http://sailing-legends.com/journal/)
Cała strona http://sailing-legends.com/ to hołd Peyrona dla jego idoli – Tabarly’ego i Mike’a Bircha. Będą następne przedsięwzięcia z cyklu „żeglarstwo jak przed laty” – m.in. start w Route du Rhum 2018 na identycznym trimaranie (bliźniacza jednostka) do tego, na którym żeglował Birch wygrywając pierwszą edycję RdR w 1978 roku. Przyznacie, że pomysł zwrócenia w ten sposób uwagi na osiągnięcia historyczne gigantów światowego jachtingu jest bardzo fajny.
9 zawodników pozostających na oceanie wciąż zmaga się z różnymi kłopotami. Do opisanych niedawno doszły nowe. Erik Nigon (Multi50 Vers un Monde Sans Sida) – najbliższy mety – od kilku dni nie może uruchomić autopilota, więc steruje non-stop. Pierre Antoine (Multi 50 Olmix) stracił statecznik tak samo jak Lalou Roucayol (znajdujący się już w NYC inny skipper Multi 50), ale zrobi wszystko, żeby dotrzeć do mety. Phil Sharp (Class40 Imerys) ma górną część grota rozdartą na pół. Udało mu się jakoś prowizorycznie poradzić, powinien dopłynąć, chociaż raczej bez szans na zwycięstwo w klasie, do którego tak bardzo dążył.
Tracker pokazuje, że Isabelle Joschke dotarła do portu, chociaż jeszcze nie ma żadnych oficjalnych informacji to potwierdzających.
Milka Jung