Śródziemnomorski rejs zakończony – podsumowanie wrażeń z rejsu małą łódką

0
618

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

Roman Piechowiak szczęśliwie powrócił do macierzystego portu. Już rozmyśla o przyszłorocznym rejsie, ale póki co – podrzuca nam swoje wrażenia z ostatniego etapu tegorocznego. Przy okazji zwracam uwagę wszystkich tych – pytającym jak tam dotrzeć sródlądowymi drogami w poprzek Europy. Wszyscy piszą, że marzą o cieple. Pomijają jednak jeden drobiazg – drenujące opłaty za cumowanie. Tak np. 62 € bez prądu i toalety w Llafranc (Hiszpania, Prowincja Gerona – letnisko na Costa Brava, tuż obok granicy francuskiej). 
W Llafranc byłem w 1970 roku. To była wtedy zupełnie normalna miejscowość. Masowa turystyka demoralizuje tubylców. Kto bywa w Zakopanem, to wie o czym mowa.

Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
———————————————-
Schronic sie w porcie po sztormie?! Najblizszy na mapie nazywa sie Llafranc. Miejsc malo i na male jednostki, wiec akurat dle mnie. Kiedy zblizam sie do zatoczki owego schronienia, mija mnie motorowka pelna turystow w kombinezonach nurkow. W oczach maja biegnace w moja strone pytania: Co to za bandera? Po co tyle nieudacznie zwiazanych zagli ? Dlaczego on wyglada jakby z piekla wyszedl? Tak figluje moja wyobraznia z powodu tego nieprawdopodobnego spotkania. Wiec nie tylko w morzu jest życie! Ich lodka zatrabila jak samochod z lat 80-tych i przeszla blisko, falami wytracajac rownowage biegu mojej zaglowki. Kolysana „ULTIMA T”. sprawnie przeciela tumult i znalazla sie w plaskim kliwaterze [kilwaterze?] motorowki. Gonią mnie pelne zawodu spojrzenia turystow. Witamy w cywilizowanym swiecie!
obraz nr 1

Llafranc
.
Llafranc – omijajcie ten porcik. Brak miejsca. Tankuje pare litrow. Zaproponowano mi spedzenie nocy przy stacji, ale dopiero od 18-tej, bez pradu i toalety. Za to za jedyne 62 €! Dzis nie będę wiec na ladzie. Spokojnie wyplywam. Obieram kurs na polnoc, pozegluje wzdluz brzegu. Gwiazdo moja szczesliwa, lepiej nie naduzywac Twoich lask! Chocby i tylko po to, aby nie doznac kolejnego zawodu. Morze nas nie potrzebuje i mozna wulgarnie pomyslec ze ma to w d…, ze zeglarz na wakacjach i ze chcialby tego czy owego. Ugialem sie wiec pod ciezarem tegorocznych porazek i postanowilem zmienic plany. 
Ibiza odlegla o jakies 190 mil jeszcze na mnie poczeka. Brak wiatru. Silnik terkocze, letnie slonce grzeje. Sprzatam pobojowisko i susze przemoczone ubrania. Wzdluz burty sunie skalisty brzeg Costa Brava. Cabo Bagur. Gleboko, skaliscie i nie ma gdzie kotwiczyc. Dopiero okolo 17-ej wplywam do szerokiej zatoki Porto de Estartit. Zblizam sie do jej polnocnej strony. Wreszcie na dnie piasek, w nim kotwica w czterometrowej glebi. Woda ma kolor zielony i cuchnie zgnilizna. Trudno. Wokol zywej duszy. Male motorowerki przeplywaja wzdluz brzegu. Na wschodzie urokliwe skaliste wyspy i stado kotwicujacych jachtow roznej wielkosci. Tam pewnie nie smierdzi… Noc nadchodzi opieszale i sloncu niespieszno za horyzont.
Powoli wracam do zycia. Dobrze, ze jestem. Ile dni jeszcze przeminie nim zapomne te burze?
A w glebi siebie mam poczucie satysfakcji. 
Dalem rade!
Jutro jest nowy dzien.
Pozdrawiam.

Roman

Komentarze