Właśnie wróciłem z zakończonych w niedzielę regat Sopot Match Race by Samsung wchodzących w skład Alpari World Match Racing Tour, w których wzięły udział obecnie najlepsze załogi match racingowe na świecie.
Wystartowałem w nich jak zwykle „gościnnie” tym razem z kompletnie nową załogą, która startuje regularnie z Patrykiem Zbroją. Trenowaliśmy wspólnie tylko 1 dzień, a mimo to nasza konfrontacja z „asami” tego sportu wypadła bardzo pozytywnie. Po rozegranych 11 wyścigach, w których każdy team zmierzył się raz z każdym zajęliśmy wysokie 4 miejsce awansując do ćwierćfinałów.
Pierwszego dnia, kiedy wiatr wiał od brzegu i „kręcił” czułem się bardzo komfortowo, mimo tego, że Krzysiek, Maciej i Łukasz walczyli bardzo mocno z „rangą imprezy” i tremą oraz presją związaną z ich pierwszym startem w imprezie takiej rangi, ja „czytałem” wiatr bezbłędnie. Z bilansem 4 do 1 byliśmy bliscy awansu do następnej rundy, potrzebne były nam dwa zwycięstwa w dalszych pojedynkach, ale ja wiedziałem, że będzie to bardzo trudne.
Drugiego dnia wiatr powiał od morza z siłą od 8 do 12 węzłów i był stabilny kierunku. Warunki te faworyzowały zdecydowanie zgrane załogi, które są bardzo dobrze zgrane i mają idealną komunikację. Najważniejszy był start i późniejsza kontrola przebiegu wyścigu. W tym dniu zabrakło mi precyzji w fazie przedstartowej, miałem problemy z timingiem, mówię tu o +- 5 sekundach i z dobrym oszacowaniem layline, czyli pozycji jachtu względem linii startu. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że rozegraliśmy 6 wyścigów bez żadnej przerwy trafiając na wypoczętych rywali. Po wygraniu 2 kolejnych pojedynków, co zapewniało już nam awans, spadła mocno nasza koncentracja i zaczęliśmy odczuwać zmęczenie co miało wpływ na to, że popełnialiśmy więcej błędów. A na tym poziomie są one bezlitośnie wykorzystywane przez rywali.
Trzeciego dnia regat rozpoczęły się ćwierćfinały, do których awans był dla nas wielkim sukcesem. Zmierzyliśmy się w nich z załogą Iana Williamsa, 4 krotnego mistrza świata i zwycięzcy tych regat. W trzech wyścigach rozegranych przy dużej fali i średnim wietrze ulegliśmy naszemu rywalowi po bardzo zaciętych i spektakularnych pojedynkach, w których często dochodziło do zmian lidera a odległość między jachtami była bardzo mała. Doświadczenie i zgranie międzynarodowej załogi Anglika miało decydujące znaczenie w krytycznych dla losu wyścigu „ciasnych” sytuacjach, z których wychodzili zwycięsko. Jestem bardzo zadowolony, że nawiązaliśmy równorzędną walkę z tak utytułowaną załogą, która żegluje ze sobą regularnie od wielu lat. Naszym stylem i poziomem żeglowania zdobyliśmy respekt u naszych rywali, wielu z nich nie wierzyło, że startujemy ze sobą po raz pierwszy i bez długich, intensywnych treningów. Ian i jego załoga przyznali, że nie spodziewali się, że tak mocno „utrudnimy” im życie w walce o awans do półfinałów.
W finale pokonali załogę Mathieu Richarda 2 do 1 walkę o 3 miejsce wygrała załoga Taylora Canfielda, aktualnego mistrza świata pokonując nowozelandzki zespół Phila Robertsona.
Nasze 5 miejsce jest rewelacyjnym wynikiem w tak doborowym towarzystwie i był to absolutny max., który tutaj mogliśmy wywalczyć.
Karol Jabłoński
Za zgodą: http://karoljablonski.pl/