Wczoraj (14 maja), na spotkaniu w siedzibie Pomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego w Gdyni, o swojej drodze do igrzysk, opowiadała żeglarka z Warmii i Mazur – Monika Bronicka. Mamy to szczęście, że Monika na stałe osiedliła się w okolicach Trójmiasta i zgodziła się zrelacjonować nam swoje żeglarskie perypetie.
Jak sama wyznała na żeglowanie była skazana. Tata Moniki, Jan Bronicki jest bowiem żeglarzem i to bardzo dobrym. Zdobył między innymi wicemistrzostwo świata w klasie Cadet. Okazuje się, że teorii żeglowania Monika uczyła się na Omedze. Dopiero później próbowała swoich sił na Optimiście. Jest to kolejny przykład olimpijczyka, podobnie jak Mateusz Kusznierewicz, który w tej klasie nie błyszczał, a dopiero później zaczął zdobywać laury. Wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadały Monice, że żeglarstwo to sport nie dla niej. Jedna z najbardziej ekstremalnych przygód, miała miejsce w trakcie powrotu z regat w Iławie. Z przyczepy spadła łódka Moniki, która była wyszykowana i dopieszczona przez zawodniczkę i jej tatę. Nie udało się już jej odnaleźć.
Kolejny etap to klasa Cadet. Mimo, że Monika jest w niej trzykrotną Mistrzynią Polski, to o wynikach z tego okresu mówiła niewiele. Bardziej pamięta rodzinne wyjazdy za granicę na regaty i wspaniały czas spędzony z innymi zawodnikami. Niby rywalizacja, ale przede wszystkim dobra zabawa.
Później zrobiło się bardziej poważnie. Chęci Moniki szły w kierunku klasy dwuosobowej. Nie wyobrażała sobie siebie samej na jachcie. Wybór padł na klasę 470. Marzenia jednak zostały zweryfikowane przez problem ze znalezieniem załogantki.
Poszukiwania te zbiegły się z początkami Lasera w Polsce. Monice zaproponowano start w Mistrzostwach Świata w klasie Laser Radial. Na co przystała. Utrudnienie polegało na tym, że w Polsce nie było ani jednego Radiala. Było za to 5 łodzi klasy Laser Standard. Nie miała wyjścia i trenowała na tym co było.Wystartowała nawet w Pucharze PZŻ w klasie Laser Standard. Start w Mistrzostwach Świata okazał się przepustką dla Moniki do poważnego sportowego żeglarstwa. Pokazała się z dobrej strony, na równi rywalizując, jako siedemnastolatka, z seniorami. Wygrała nawet jeden wyścig.
Pierwsza myśl o starcie w igrzyskach olimpijskich pojawiła się któregoś razu, gdy Monika oglądała powieszony na drzwiach swojego pokoju plakat z Igrzysk w Barcelonie. Ów plakat dostała od ówczesnego trenera w klubie „BAZA” Mrągowo, obecnie trenera kadry narodowej w klasie FINN, Andrzeja Piaseckiego.
Mimo początkowej niechęci zawodniczka rozpoczęła treningi na ówczesnej, olimpijskiej dla kobiet klasie Europa. W 1996 roku zdobyła brązowy medal Mistrzostw Europy Juniorów. Był to wynik, dzięki któremu zakwalifikowała się do kadry narodowej.
Mistrzostwa odbywały się w Istambule w Turcji. Na miejsce żeglarka dotarła samochodem po wielu przygodach na granicach bułgarskich i rumuńskich. Mówi, że cud, że w ogóle tam dotarli. Podróż okupiona była bardzo dużym stresem. Już w samym miejscu regat panowały straszne upały, a ze względów ekonomicznych Monika wraz z tatą mieszkali w namiocie.
W tym czasie zapadła decyzja o podjęciu przygotowań do Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Jak zaplanowała, tak zrobiła. Wygrała eliminacje i wystartowała w igrzyskach. Zdobycie nominacji dla kraju poprzez zajęcie 6 miejsca na Mistrzostwach Świata i 14 miejsce podczas samych zawodów olimpijskich zawodniczka uważa za swój duży sukces.
Monika podjęła jeszcze jedną próbę aby poprawić wynik olimpijski. Niestety mimo wielu sukcesów przez kolejne 4 lata na Igrzyskach w Atenach zajęła 21 miejsce. Po tym sezonie podjęła decyzję o zakończeniu kariery sportowej. Jako jedna z nielicznych trzyma się tej decyzji. Mimo to pasję żeglarską realizuje podczas rodzinnych wypraw po morzach i oceanach.
Dziękujemy Monice, za poświęcony czas, niesamowite historie i pokaz przepięknych, ciekawych zdjęć (niektóre z nich można obejrzeć na stronie Moniki www.bronicka.sails.pl).