Niestety któregoś wiosennego dnia, sprawdzając stan łodzi, z pawęży posypało się próchno. Remont przeciągał się, zamieszkałem na siedem lat w Elblągu, a miejscowi bukmacherzy robili zakłady, że jacht już nie wypłynie…
Sam początek był optymistyczny: pomyślałem o paru łatach z laminatu, trochę szpachli z żywicy i w drogę! Trzeba było tylko usunąć kawałki deski na pawęży, która to deska była tylko wypełnieniem. W jednym ręku scyzoryk, w drugim piwko i do roboty. Drugiego dnia kupiłem 2 kg żywicy i komplet dłut. Po czasie stwierdzam, iż ten właśnie zakup przypieczętował mój pobyt w Elblągu. Nowe, ostre dłuta, robota szła szybko, jednak ilość żywicy okazała się śmiesznie mała. Najbardziej zmartwiła mnie klepka przy balaście i mokra stępka. Dotarło do mnie, iż jeśli nie zrobię tego teraz, za parę lat nie będę miał już co robić. A tym czasem puste konto nakazało mi szukać pracy.
Praca znalazła mnie sama – zostałem pracownikiem Harcerskiego Ośrodka Wodnego „Bryza”, na którym to i tak już mieszkałem. Po odkręceniu balastu od łajby problem mieszkania na zimę też się rozwiązał. Wjechałem do hangaru razem z „Bliskim” i tak spełniło się jedno z moich życzeń spadającej gwiazdy: zawsze chciałem mieszkać cały rok na łajbie; oczywiście miałem na myśli ciepłe kraje i palmy, ale niedokładnie wypowiedziane życzenie spełniło się w innej formie. Temperatury w hangarze spadały dość nisko. Zamiast gwiazd – betonowy strop, a palma tylko jedna – w mojej głowie.
Wymyśliłem: jak remont, to remont! Miałem hangar, a jako bryzowy szkutnik sporo narzędzi. Postanowiłem! Przerabiam balast, przypominający wielką stopę ślimaka, któremu brakowało parę set kilo i z którego wystawał kawałek zablokowanego miecza, a po szpilkach balastowych łajba brała wodę. Od miejscowych rybaków zakupiłem zabytkowy MD1, pamiętając, że wszystkie morskie jachty w dawnych czasach miały właśnie taki silnik. Wydatki rosły, a płace nie bardzo. Remont przeciągał się.
Nawet nie zauważyłem, kiedy minęły pierwsze lata, w których wylaminowałem ponad 120 kg żywicy, wymieniłem kilka desek, wyremontowałem zabytkowy silnik, który przez ten czas stał się jeszcze bardziej zabytkowy, a dostępność używanych części u rybaków drastycznie spadła. Remont trwał, a ja stałem się w pełni mieszkańcem Elbląga.
Po około 5 latach „Bliski” wreszcie wyjechał z hangaru, gdzie czekał na niego prawie nowy balast. Poważna operacja połączenia ze sobą kadłuba i balastu, których kształt nie do końca pasował; uszczelnienie i wyrównanie spoiny nie było prosta sprawą i zajęło mi kilka dni oraz godzinę pracy niemałego dźwigu. Na szczęście pogoda dopisała i żywica związała mocno, a uszczelniacz firmy Würth dopełnił dzieła, uszczelniając 16 śrub balastowych. Operacja się udała. Dwa lata od wodowania, dalej do sprzątania zęz używam odkurzacza. Jednym z piękniejszych momentów było malowanie kadłuba. Teraz to dopiero widać było efekty mojej pracy!
Pierwszy rejs odbył się 16. listopada 2013. Popływałem z Łukaszem Politańskim parę godzin po Zalewie Wiślanym przy temperaturze około 3 stopni, lekkiej mżawce, z wiatrem 3-4. Po prostu super! Kilka lat pracy, wyrzeczeń, mieszkania w hangarach i wreszcie mogłem żeglować w tym padającym deszczyku. Uwierzcie mi, byłem szczęśliwy!