31 lipca rozradowani ruszyliśmy w drogę z Białegostoku. Po trwającej ok. 20 godzin podróży udało nam się dotrzeć do Kustavi na International Sea Scout Camp SATAHANKA XII. Tutaj wiele rzeczy było dla nas sporym zaskoczeniem. Wszystko chodziło jak w zegarku. Pory jedzenia, pory spania, pory zajęć. Najzabawniejsze było, że każdy bez marudzenia stosował się do wszystkich zaleceń. Największym jednak zaskoczeniem dla nas było jedzenie- najczęściej konsystencji papki dla dzieci oraz to że Finowie wszędzie mają sauny, w których tak jak pod prysznicami kąpią się nago! Między czasie wzięliśmy udział w rywalizacji drużyn, zajęciach z ratownictwa morskiego, obejrzeliśmy pokaz ratowników z SAR i wygraliśmy w pokazach krajów. Obejrzeliśmy też flotę fińskich jachtów skautowych. Było ich ponad 40 sztuk, bardzo nowoczesnych i zadbanych.
Pomimo, iż bawiliśmy się świetnie integrując się z Rosjanami i Finami, z niecierpliwością czekaliśmy na przybycie s/y Zjawa IV z Polską załogą. Cudownie było 2 sierpnia po południu zobaczyć jacht pod Polską banderą. Od razu pobiegliśmy na spotkanie jednak Zjawa mogła wejść do portu dopiero wieczorem. Zjawa w gali flagowej wyłaniająca się zza skał wyglądała zjawiskowo! Wieczór spędziliśmy z załogą z Mławy na Zjawie, a dnia następnego na niej zamieszkaliśmy. Wieczorem 3 sierpnia oprowadzaliśmy gości po jachcie. Byli zachwyceni i nawet zostali z nami do późna grając i śpiewając w mesie.
4 sierpnia ok. 0830 czasu polskiego pożegnaliśmy Kustavi i ruszyliśmy na północ. Warunki były bardzo dobre, świeciło słońce, było ciepło, niewiele wiało, ale dzięki temu obyło się bez nadmiernych niedogodności związanych z chorobą morską. Obraliśmy kurs na Kristiinankapunki gdzie musieliśmy uzupełnić zapasy żywności, których nam trochę brakowało. Zacumowaliśmy tam 5 sierpnia ok. 1900. Wzbudziliśmy spore zainteresowanie. Momentalnie przybiegła pani redaktor z miejscowej gazety zrobiła nam zdjęcia i przeprowadziła z nami wywiad. Uzupełniliśmy zapasy jedzenia i wody, skorzystaliśmy z prądu i wody i ok. 2200 popłynęliśmy dalej. Tym razem już do celu. Pierwsze 2 doby wiało dość słabo ale z kierunków południowych, dzięki czemu poruszaliśmy się wolno, ale na północ. 7 sierpnia popołudniu ucichło i byliśmy zmuszeni uruchomić silnik. Zakosztowaliśmy chyba każdego rodzaju pogody. Było piękne słońce, deszcz i burza, a także gęsta mgła i totalna cisza. Wolne chwile między wachtami nawigacyjnymi spędzaliśmy na czytaniu, graniu, rozmowach, jedzeniu i spaniu. Podzieleni jesteśmy na 3 wachty i poza prowadzeniem jachtu każda wachta ma inne obowiązki jak mycie pokładu, przygotowywanie posiłków w kambuzie czy sprzątanie jachtowej łazienki. Między czasie dokonujemy też bieżących poprawek czy napraw na jachcie.
8 sierpnia koło południa zobaczyliśmy ląd. I tak już świetne nastroje w załodze, przerodziły się w ogólny zachwyt. Cały dzień płynęliśmy między wyspami przy świetnej pogodzie. Ku ogólnemu zaskoczeniu naszemu i wszystkich informujemy, że jest tu na tyle ciepło, że przez sporą część dnia, kiedy świeciło słońce płynęliśmy tylko w T-shirtach! Rodziców informujemy, że białych niedźwiedzi jeszcze nie widzieliśmy, ale wszystko przed namiJ Ok. 1700 zobaczyliśmy nasz cel! Po kilku godzinach szukania najróżniejszych bojek szlakowych zobaczyliśmy tą upragnioną żółtą boję oznaczającą północny kraniec Morza Bałtyckiego. Ponownie ściągnęliśmy na nabrzeże tłumy zaciekawionych ludzi. Nie obyło się bez braw kiedy kapitan podszedł do boi na tyle blisko, że jedna z załogantek dotknęła z bukszprytu boi ręką. Wreszcie mamy swoją upragnioną północ! Zacumowaliśmy przy campingu w Tore. Bardzo sympatyczne miejsce. Na nabrzeżu powitał nas niezwykle miły Szwed, pokazał nam gdzie co jest i zawiózł samochodem po zakupy żebyśmy zdążyli przed zamknięciem. Dostaliśmy także certyfikaty informujące o tym, że osiągnęliśmy swój cel. Wieczorem wyszliśmy na wycieczkę po mieście. Na 3 załogantów po powrocie czekała miła niespodzianka. Na tej samej boi na którą czekali już od jakiegoś czasu złożyli przyrzeczenie harcerskie. Wszystko skończyło się późną nocą. Ok. 0600 wychodzimy do Lulei uzupełnić zapasy żywności, a potem już na dalej na południe, by zgodnie z przewidywaną pogodą zdążyć na wymianę załogi w Umei.