Bałtyckie harce

0
660

18.08

Pomiędzy portami było sobie tak …

obraz nr 1

 

Ostatnio wyruszyliśmy z Ventspils. Był 16 sierpnia. Na początku wiało delikatnie: 2-3 B. Potem w nocy trochę się rozwiało, wiatr doszedł do 4-5 B. W dzień ustabilizowało się na 4 B. Wieczorem dmuchnęło na 5, a w czasie nocnego podejścia do Turku doszło do 6 B. Cały czas na morzu spędziliśmy na lewym halsie, w związku z czym wyrobiliśmy sobie świetnie prawy biceps. To znaczy każdy z nas sobie wyrobił własny. Nocą zapuściliśmy się w archipelag otaczający wejście do portu w Turku. Główny tor podejściowy zaczyna się od wyspy Uto. Manewrowaliśmy więc między wysepkami, gdzie na torze podejściowym do portu minęliśmy, jeden po drugim, cztery promy w odległości mniejszej, niż dwóch kabli. Zaczął padać deszcz. Mgła i kiepska widoczność jednak nie przeszkodziły nam bezpiecznie wejść do portu około 1230. Zaparkowaliśmy jacht w marinie, w odległości dziesięciu metrów od nurkującego wieloryba. Kiedy mocniej dmuchnie ze wschodu, wieloryb opryskiwał naszą łódź, więc przesunęliśmy się jeszcze trochę w przeciwną stronę. W ten oto sposób stanęliśmy na fińskiej ziemi.

Karol „Kaczor” Karczyński

 

15.08

A dalej było tak …

Szmaty postawilim, kurs obralim, katarynę wyłączylim…no i płyniem. W końcu, wreszcie, na szczęście…i wkrótce niestety. Po parunastu godzinach na śniadaniu pojawiło się 40% załogi, z czego kolejna połowa wkrótce zmieniła zdanie i oddała co miała Neptunowi. I tak była tym szczęśliwcem, bo inni oddawali też i czego nie mieli. Lub nie oddawali, ale i nie mieli od wielu godzin, cierpiąc inne bóle. W sumie poza moją cichą osobą, chorowali wszyscy. Szczęśliwie i błyskotliwie Kapitan nasz, wobec marnej kondycji ogólnej oraz niepomyślnych prognoz, zdecydował się na zmianę portu docelowego- i tak zamiast na Alandach, zawitaliśmy 14 sierpnia na Łotwie, w Ventspils. I na zdrowie nam wyszło. Wyspani, chwilowo czyści, po dramatycznej akcji ratowania na szczęście nie swojego masztu oraz po dwóch (!) ciepłych (!!) i mięsnych (!!!) obiadach wyruszamy dalej- na wysepkę Uto i w końcu do Turku. Także wysepki nas nie ominą, i chwała im za to. Wstawka osobista- jeżeli potrzebujesz brzydkiej pogody, burzy, deszczu, porządnej fali (2,5 metra, kto da więcej!)- wyrzuć jedyną nie rzygającą i przy okazji jedyną kobietę w załodze na wachtę. Oferta działa pomiędzy godziną 2000 a 0800 jak na razie bez pudła. Całe szczęście że chociaż czarnych kotów nie mamy. Ani drabin.
Natalia

 

15.08

Czas start!

obraz nr 2

Mieliśmy tyle pracy na początku rejsu ze ształowaniem oraz drobnymi naprawami, że dopiero teraz starczyło czasu na napisanie czegokolwiek 🙂 Ształowaniem czyli pakowaniem odpowiednio wszystkiego na jacht zajmował się Zbyszek „Wiewiór” wraz z najmi jako pomocnikami 🙂 Poszło to całkiem sprawnie, byliśmy gotowi do drogi już o 13. Niestety drobne kłopoty z elektryką pozwoliły nam opuścić Gdańsk dopiero koło 16. Pizza na kanale to naprawdę całkiem niezła rzecz, tym bardziej, że można było wybierać aż w trzech smakach 🙂 Rejs nasz zaczęliśmy udanie, no z drobnymi kłopotami 😉 cdn

 

 Więcej na: http://studenckibaltyk.blogspot.com/

 

Komentarze