Aktualnie stoję w Cowes, dokładnie w górze rzeki czyli Folly Inn. To sympatyczne miejsce które zasłynęło z tego ze wybudowano tu pierwszą regatową wersje Setki czyli Gringo Łukasza Stawskiego 🙂 Ja tu wpadłem oddać silnik którego używałem w Kanale Kilońskim.
Od Helgolandu jechałem samotnie. Zastanawiałem się jak to będzie w Cieśninie Kaletańskiej i pod Rotterdamem, ale było bezstresowo. Ale to wszystko kwestia planowania, planowania i planowanie. Bardzo pomaga łódka która pływa niezwykle sprawnie i bezpiecznie. Pod Dover w prawdzie już miałem gotową kotwice co by zrobić zamieszanie promom na podejściu 🙂 Wiało może 3knt i prąd sie zmieniał, a ja nie zamierzałem sie cofać. Na szczęście rozwiało się i to do 15-20 węzłów, odpaliłem wiec spinaker i nadrobiłem straty. To niesamowite że jestem wstanie sam prowadzić i zrzucić ten żagiel przy ponad 20 węzłowym wietrze. Maxus nie daje sobie zrobić krzywdy 🙂 Autopilot daje sobie świetnie rade na kursach pełnych.
Później chyba wygrałem jakieś regaty na Solencie. Wszyscy mnie gonili wiec uciekałem i uciekłem aż w górę rzeki w Cowes czyli Folly Inn. Tam też pozbyłem się nadbagażu czyli silnika który pożyczyła nam Aga z SailPro. Spotkałem się też przy piwie z jednym z budowniczych Setki „Gringo” Jamesem i na drugi dzień goniłem dalej. Znowu za szybko, bo jachty na diesel grotach nie były wstanie mnie wyprzedzić a jednym z goniących był Jacek na „Toshu”. Chwila przyjemnej rozmowy i ja pognałem do Cherbourga gdzie na pokładzie „Eternity” czekały mielone z ziemniakami, a ”Tosh” ruszył do Southampton.
Od Diabelskich Igieł czyli paskudnych, oj paskudnych (Ozi jaki ty jesteś gupi) skałek będących najbardziej na zachód wysuniętą częścią Wyspy Wight do miejsca w marinie w Cherbourgu zrobiłem 67,7Nm w 12h 20 minut czyli średnia 5,47 węzła. Nieźle jak na niecałe 6 m w linii wodnej. Do tego skiper cały czas czytał, spał, jadł i tył
Za zgodą: http://www.zewoceanu.pl