VELUX 5 OCEANS: 4 etap wystartował

0
636

Polak, Zbigniew Gutek Gutkowski jako pierwszy przeciął linię mety i również jako pierwszy minął pierwszy znak kursowy. Przed startem powiedział: „Wszystko jest przygotowane tak, jak powinno być, Operon Racing jest gotowy do drogi. Niestety poza awarią główną, czyli kilem. Nie udało się tego tutaj zrobić, nie ma takich warunków, port turystyczny nie pozwala na naprawy stoczniowe. Trzeba mieć nadzieję, że skomplikowane warunki pogodowe w tym etapie pozwolą mi na nadrobienie start jakie będę miał z tego powodu. Zobaczymy. Będę walczył jak zawsze do końca.”

Przez pierwsze dwie doby żeglarze powinni płynąć dość szybko, bo prognoza zapowiada korzystne i nietypowe w tej okolicy warunki, czyli kurs z wiatrem.

Pierwsze wyzwanie na trasie to Wyż Świętej Heleny. Zawodnicy mieli już z nim do czynienia po drodze do pierwszego z portów etapowych, Kapsztadu. Wpływ tej ogromnej, wciąż zmieniającej swoje położenie strefy wysokiego ciśnienia sięga od brzegów Afryki do brzegów Ameryki Południowej. Wyż przemieszcza się po Południowym Atlantyku bez konkretnego rytmu czy powodu, w różnych kierunkach, zmienia się również jego intensywność. Ci, którzy dobrze radzą sobie z tego rodzaju wyzwaniami, będą mieli szansę szybciej przebić się na północ. Ci, którym nie uda się właściwie rozegrać tej pierwszej bitwy, mogą zostać w bezwietrznych strefach na dłużej.

Po pokonaniu Wyżu Świętej Heleny żeglarze zaczną wchodzić w strefę południowo-wschodnich pasatów, które powinny zapewnić im fantastyczne warunki do żeglugi – na krótką chwilę. Niedługo potem jachty wpłyną w międzyzwrotnikową strefę konwergencji, znaną jako pas ciszy równikowej. Znajduje się ona po obu stronach równika, ale nie ma stałych granic i stale się przemieszcza, a charakteryzują ją zarówno frustrujące strefy bez wiatru jak i nadchodzące nagle silne szkwały i burze.

Po przejściu równika znów czekają pasaty – tym razem północno-wschodnie. Razem z nimi zawodnicy powinni pożeglować względnie prostą drogą bezpośrednio do Charleston. Ale oczywiście im bliżej lądu, tym większe wpływy lokalnych wiatrów i prądów, które również nie ułatwią im zadania. Pierwsze jachty spodziewane będą na mecie po około 26 dniach od startu.

Ponieważ etap czwarty to przede wszystkim taktyka, komisja regatowa zdecydowała o wprowadzeniu do rozgrywki pewnej innowacji, a jednocześnie dodatkowych emocji. W trakcie tego atlantyckiego etapu zawodnicy będą mogli korzystać z „trybu ukrytego” i stać się na 24 godziny niewidoczni dla obserwatorów i rywali.

Z tej możliwości każdy z nich będzie mógł skorzystać dwukrotnie w trakcie etapu, pod warunkiem, że nie będzie to pierwsze 48 godzin wyścigu ani ostatnie 500 mil przed metą. W momencie, gdy skipper zadecyduje o przejściu w tryb ukryty, jego pozycja na interaktywnej mapie regat zostanie zamrożona na jedną dobę.

 

Komentarze