Mantra Asia – Kotwica

0
567

Do Port Ghalib weszliśmy wczoraj (01.04.), z konieczności, bo nie planowaliśmy postoju tam. Powód: znów kłopot z silnikiem, z powietrzem w systemie.   Port Ghalib bardzo dziwny, sztuczne miasto: marina elegancka, w pięknym kurorcie – na pustyni. Wokół tylko morze i piasek. Tylko turyści i obsługa, w tym także Polacy. A piękny, czerwony (jednak czerwony!) koral w dużych ilościach żyje nawet w marinie, zupełnie nowej!

Wcześniej, 31.03, kiepski bardzo mieliśmy dzień: o 6 rano podnieśliśmy kotwice… i wyciągnęliśmy tylko łańcuch! Kurcze, straciliśmy kotwice! (mamy, na szczęście, zapasową, ale nie tak dobrą). Kotwica była zaczepiona o niewielką głowę koralową (nie po raz pierwszy tutaj), wiedzieliśmy o tym – i podczas manewrów odplątania kotwicy, odkręciła się szekla, łącząca kotwice z łańcuchem. Kiedyś, dla pewności, szekle oplatywało się jakimś drutem – teraz podobno nie potrzeba… Głupio…
Na dodatek, ułamała się (ze starości) rączka od mojej włoskiej maszynki do kawy, którą zawsze ze sobą wożę – ci, co mnie (Alek) znają wiedzą, że dzień zaczyna się od piekielnie mocnego espresso. Oczywiście, kawę mogę nadal parzyć na tej cudownej maszynce, ale gorzej z nalewaniem: parze sobie ręce, rozlewam kawusie, straszne…

Po 6 godzinach dobrej żeglugi na silniku przy raczej słabym wietrze, powrócił problem z zapowietrzaniem się silnika. Trzeba było odpowietrzać co 10 min. Nie wiemy, skąd bierze się powietrze w systemie, wszystko sprawdziliśmy. Więc, zamiast skorzystać z 3-dniowego, dobrego okna pogodowego i pójść do Port Suez, musieliśmy wejść do Port Ghalib. No i dobrze: wygląda na to, że przy pomocy Mahmuda, miejscowego mechanika (bardzo dobrego!) chyba udało się problem rozwiązać: ale czy naprawdę, będziemy wiedzieli dopiero po kilkunastu godzinach silnikownia. Stracimy okno pogodowe żeby dojść do Port Suez, trudno, będzie następne, ale trzeba było to zrobić. Jutro powinniśmy dotrzeć do Hurgady.

Asia i Alek

Komentarze