Maksymilian Żakowski wygrał regaty! Gratulujemy zwycięzcy, bo to pierwszy kajciarz wyszyty złotymi literami na Wstędze. Adam Szymański zajął trzecie miejsce, Błażej Ożóg 6, Marek Rowiński „Bracuru” 7, Agnieszka Grzymska 11 (najlepsza skiperka!), Wojciech Kostrzak 17, Łukasz Ceran22, Andrzej Kaczmarek 48. Tadeusz Niesiobędzki nie ukończył regat, choć miał szanse na rewelacyjny wynik.
Dokładne wyniki tutaj: http://bwzg.ykstal.org.pl/wyniki-open/
Grupa VI czyli kejciarze, wodolociarze i windsurferzy: http://bwzg.ykstal.org.pl/wyniki-grupa-6/
Zdjęcia i zapowiedź filmu: http://bwzg.ykstal.org.pl/pierwszy-oficjalny-film-z-blekitnej/
[AKTUALIZACJA – 8.10.2013 – Relacja Marka Rowińskiego] – poniżej:
Do trzech razy sztuka. Tak można opisać historię sukcesu pierwszego kitesurfera w kultowych regatach Błękitnej Wstęgi Zatoki Gdańskiej organizowanych przez Yacht Klub Stal w Gdyni. Regatach, które raz do roku, już od 62 lat, przyciągają najlepszych i najszybszych żeglarzy. Dlaczego każdy chce tu wystartować i wygrać? Nagroda jest bezcenna – wpis na Błękitną Wstęgę, czyli zapisanie się na kartach historii obok takich legend polskiego żeglarstwa jak Paszke czy Perlicki. Wyścig odbywa się na niezmiennej od lat trasie ze startem w Gdyni, poprzez Sopot do Gdańska a stamtąd z powrotem przez Sopot do Gdyni. W tym roku zgłosiła się rekordowa ilość jachtów. W sumie 136 jednostek wliczając w to jedno i dwukadłubowce, wind i kitesurferów.
W sobotę 5 października 2013 roku na Wstęgę został wpisany złotymi literami Maksimilian Żakowski – 19 letni kitesurfer z Koszalina, aktualny Mistrz Polski w kiteracingu. Swoim zwycięstwem nie tylko zapewnił sobie „pamięć po wsze czasy” lecz również przypieczętował dominację kajta wśród żeglarskiej braci. Jednak, jak na tak poważne zawody przystało, nie było to zwycięstwo ani łatwe ani proste.
Dlaczego „do trzech razy sztuka”? Otóż pierwsze podejście do Wstęgi przez kitesurfera wykonał nasz przedskoczek Janusz Korchow w 2010:
http://pskite.pl/index.php/zawody/relacje/37-regatyoblekitnawstegezatokigdanskiej2010.html
Wygrać nie wygrał, ale narobił nam apetytu. Dlatego rok później pojawiliśmy się w czteroosobowym składzie. Mimo marginalnego wiatru na starcie popłynęliśmy prawie doskonale. Tuż przed metą haftowano już na Wstędze nazwisko Tomasz Janiak ale niestety Tomek nie trafił na ostatnią boję. Poważny błąd nawigacyjny kosztował go utratę pierwszego miejsca na ostatnich metrach. Przypłynął drugi. Ja zameldowałem się 8, Maks Żakowski 10 a Piotr Wojewski 24. Zebraliśmy bogaty bagaż doświadczeń, który miał nam pomóc w dalszym boju o Wstęgę. Relacja z 2011:
http://pskite.pl/index.php/zawody/relacje/83-60-bkitna-wstga-zatoki-gdaskiej.html
Nie startowaliśmy w 2012, bo termin Błękitnej kolidował z innymi naszymi regatami.
W tym roku nie było takich przeszkód i powstał plan z prostym założeniem: całe podium dla nas. Mieliśmy poważne podstawy do śmiałych założeń. Przez ostatnie 2 lata dokonał się kosmiczny skok w rozwoju sprzętu a umiejętności oraz osiągnięcia naszych najlepszych kajciarzy wzrosły do poziomu światowej czołówki. Pewności dodawał fakt, że paru z nas postanowiło wystartować na hydrofoilach, które w tym roku zdominowały wszystkie długodystansowe regaty.
W sobotę 5 zgłosiliśmy się w Yacht Klub Stal w składzie: Agnieszka Grzymska, Maks Żakowski, Błażej Ożóg, Adam Szymański, Wojciech Kostrzak, Andrzej Kaczmarek a na hydrofoilu: Tadeusz Niesiobędzki, Łukasz Ceran i Marek Rowiński. Andrzej Fal nie wystartował z powodu kontuzji.
Start zaplanowany był na 1100 ale ze względu na silny południowy wiatr, spory rozkołys i cofkę w Zatoce komisja regatowa zastanawiała się czy nie przenieść regat na niedzielę. Podstawowym problemem okazał się stan niskiej wody utrudniający jachtom z większym zanurzeniem na wyjście z mariny. Na nasze szczęście pojawił się komunikat, że procedura startowa rusza o 1200. Zyskaliśmy trochę czasu na przygotowanie sprzętu i analizę trasy ze szczególnym akcentem na pozycje boi podejściowej do Gdyni G-2, która była dolnym znakiem. Na falochronie zmierzyliśmy 13-17kts co obiecywało do 25kts na otwartej Zatoce. Rejsiarze odpalili latawce o powierzchni 13-11m a lewitujący na wodolotach 10-9m. Przed 1200 ruszyliśmy z plaży na start oddalony ze 2km od falochronów Gdyni.
W połowie drogi do Sopotu wiedziałem, że nie mam już szans na upwindzie i jedyna dla mnie szansa to dobry downwnind. W międzyczasie zdziwiłem się widząc daleko przed sobą katamaran Jacka Noetzela płynącego najostrzej na wiatr i to przed rejsiarzami. Za mną pozostał peleton jednokadłubowców. Na trawersie miałem dwuosobową Nacrę oraz wielozałogowy katamaran Oiler. Za plecami płynął również Tadeusz na foilu i trochę dalej Adam.
Na pierwszy znak w Sopocie wpłynąłem 6 i w banalny sposób pozwoliłem wywieść się Tadeuszowi pod molo. Po zwrocie traciłem do niego w oczach odległość i wysokość.
Na N-7, górnym znaku, pierwszy pojawił się katamaran Jacka. Mimo tego byłem spokojny o wynik znając fenomenalne możliwości rejsiarzy na downwindzie. Błaszko miał już na oko z 300 metrów przewagi nad Maksem. Ten z kolei kilometr przewagi nad Tadeuszem. Tadeusz był z 500m przede mną ale na zwrocie wpadł wraz latawcem do wody co pozwoliło zbliżyć mi się na trzy długości linek. Minąłem N-7 a około 400 metrów po mnie, Adam.
Południowy kierunek wiatru pozwolił popłynąć jednym halsem na molo w Sopocie. Tadeusz uciekał mi systematycznie a ja utrzymywałem przewagę nad Adasiem. Trochę zgłupiałem pod Spotem, bo skupiłem się na dwóch czerwonych bojach przy molo i nie zauważyłem, że regatowa bramka systematycznie dryfowała od mola. Nie miało to takiego wpływu na mój wynik jak downwind na prawym halsie. Waliłem katapy jedna za drugą. Wyszedł brak opływania w takich warunkach na nowym skrzydle, które dostałem tydzień przed regatami. Tadeusz uciekł w siną dal, Adam mijając mnie pojechał bardzo pełno w stronę mety. Miałem już kilkanaście minut straty. Nie widziałem latawców Błaszki i Maksa. Pomyślałem sobie spoko – całe podium nasze. Plan zrealizowany.
Nagle przetarłem oczy nie od chlapiącej wody, ale ze zdumienia. Na dolny znak G-2 pierwszy wszedł Jacek Noetzel ścigany przez Adama, Maksa, Oilera i Nacrę. Błaszko pojawił się tam ze 2 minuty po nich. Co gorsza z oczu zginął mi Tadeusz! Zacięta walka trwała do końca, ale byłem tak daleko za czołówką, że nie widziałem kto wygrał. Na mecie zameldowałem się 7 zaraz za Błażejem. Spłynąłem na plażę i kamień spadł mi z serca. Okazało się, że Maks wyprzedził katamaran Jacka o sekundy a Adam wpłynął trzeci sekundy za katamaranem. Tadeusz poddał się z braku sił i wycofał się z wyścigu. Jak widać nie jesteśmy zwolennikami akcji z nudnego polskiego filmu i preferujemy mrożące krew w żyłach hollywoodzkie produkcje z happy endem.
A jak poszło pozostałym kajciarzom? Aga Grzymska zakończyła na dobrym 11 miejscu w generalce i pierwszym wśród skiperek. Brawo! Czuję, że w następnej Wstędze będzie jeszcze lepsza. Wojtek Kostrzak odkrył racing dopiero w tym sezonie i klepnął bardzo dobry czas kończąc na 17 miejscu. Chyba najbardziej zadowolony z całych regat okazał się Łukasz Ceran sklasyfikowany na 22 miejscu z czasem 2h20m. Biorąc pod uwagę dotychczasową listę regatowych sukcesów „Księcia” brzmi to trochę przewrotnie. Tym razem Łukasz wystartował na skrzydle decydując się na to zaledwie po 4 godzinach doświadczeń z tym rewolucyjnym wynalazkiem. Na N-7 zameldował się w pierwszej dziesiątce ale downwind okazał się destrukcyjny dla tak dobrego wyniku i zajął mu dłużej niż podróż pod wiatr.
W imieniu wszystkich startujących kajciarzy dziękuję profesjonalnej obstawie asekuracyjnej czyli ekipie na pontonie Tadeusza oraz Andrzejowi Ożógowi na motorowej łodzi. Chłopaki nie mieli łatwo przy silnym wietrze i dużym rozkołysie.
Dziękuję również komandorowi regat Markowi Gałkiewiczowi za udzieloną pomoc przed regatami i za świetnie przygotowaną instrukcje żeglugi z pięknie wytyczoną trasą.
Niestety nie mogłem być na ceremonii wręczenia nagród. Z tego co słyszałem było tłumnie i integracyjnie. Maks zaprezentował się ze Wstęgą a Aga dostała tytuł First Lady. Były fotki, reportaże, wywiady, autografy.
Mam nadzieję, że swoim występem kitesurferzy ponownie udowodnili, że są zgraną profesjonalną grupą potrafiącą pływać i startować wspólnie z jachtami przeróżnych wielkości.
Odniosłem wrażenie, że zostaliśmy zaakceptowani przez środowisko żeglarskie a kajciarze na foilach wzbudzali na wodzie wręcz pozytywną sensację. W przyszłym roku chcielibyśmy również wystartować. Osobiście stawiam największe szanse właśnie na lewitujących kitesurferów. Trzymam kciuki za rosnącą frekwencję i wietrzną pogodę na 63 BWZG.
Marek Rowiński
Źródło: http://pskite.pl