Sputnikiem dookoła Ziemi

0
648
– Kapitanat portu Dziwnów, co tu się dzieje?
– Sputnik II wychodzi w rejs dookoła świata, jeszcze możesz do niego dołączyć!
– Nieee… za mały i za długo!
Chwilę wcześniej zgłosiliśmy przez UKF nasze wyjście w morze:
– Kapitanat portu Dziwnów, Sputnik II prosi.
– Sputnik II, kapitanat portu odpowiada.
– Zgłaszamy przejście pod mostem w Dziwnowie i wyjście w morze, trzy osoby na pokładzie, port macierzysty Kamień Pomorski, kapitan Mateusz Stodulski. Płyniemy dookoła świata. 
– Jaki pierwszy port?
– Świnoujście.
– Proszę bardzo i życzę powodzenia!
– Dziękuję i do usłyszenia za cztery lata! 

 
Zaraz po nas wyjście do Świnoujścia zgłosił też eskortujący nas pierwszy Sputnik prowadzony przez Mietka i Ostoja Alojzego oraz ponton kamieńskiego WOPR-u. Na redzie było już kilka jachtów a na falochronach rodziny i przyjaciele, którym nie wystarczyło oficjalne pożegnanie na kamieńskim molo. Rejs rozpoczął się trzeciego maja w Kamieniu ale maraton pożegnań, z których każde ściskało gardło wraz z eskortą przeniósł się do ostatniego polskiego portu.
 
Właściwie dopiero teraz, pięć dni po starcie kiedy silny zachodni wiatr zmusił nas do dłuższego postoju na kotwicy na jeziorze Grossenbroder na południe od wyspy Fehmarn zdałem sobie sprawę z tego, że zaczęło się to, na co tyle lat czekałem. Nasza próba szybkiej ucieczki z Bałtyku została bezlitośnie zablokowana przez stacjonarny wyż znajdujący się gdzieś nad Francją. Z beztroską poddaliśmy się w końcu w obliczu tak bezcelowej walki. Jeszcze do Świnoujścia poganialiśmy konie mechaniczne, żeby rozpocząć wyprawę zgodnie z planem, jeszcze następnego dnia wyruszyliśmy pod wiatr na odludne Ruden aby przerwać w końcu niekończące się pożegnania i gdzie z kolei dopadła nas plaga jętek, jeszcze ubiegłej nocy mieliśmy ambicje dotrzeć szybko do Kilonii ale po gwałtownych szkwałach około północy, ulewie i czterokrotnej zmianie żagli po ciemku w ciągu jednej godziny zeszło z nas wreszcie startowe ciśnienie. 
 
Kotwica chwyciła za pierwszym razem. Całe szczęście, bo zmoknięci i po całej nocy za sterem mieliśmy ze Sławkiem w głowach już tylko nasze koje. Dzisiaj wyspani kołyszemy się na osłoniętych wodach jeziora.
– Jaki dzisiaj dzień? – pyta Karolina
 
– Nie jestem pewien, chyba środa. Tak. To znaczy, że postoimy tu pewnie jeszcze dwa, trzy dni. Mietek wysłał sms z prognozą i wynika z niej, że zachodni szkwalisty wiatr powieje przynajmniej do soboty. Dajemy na luz. Jak Neptun nie puszcza to nie będziemy się z nim bić. W końcu mamy cztery lata czasu!
 
Sławek zaproponował, żebyśmy tak jak w drodze do Stralsundu wypili magiczny toast ze srebrego kielicha wikingów, który otrzymałem od Jerrego na imprezie pożegnalnej dzień przed wyprawą. Rzeczywiście ostatnio pomogło! Wystarczył jeden mały łyk i parę kropli za burtę, żeby wiatr wypełnił żagle. Popracujemy nad tym przy kolacji a swoją drogą taki prezent od kapitana kapitanów to dla mnie ogromne wyróżnienie i zaszczyt. Kto wiosłował na Orle Jumne ten nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień. Nic tak nie zagęszcza ruchów żeglarza i nie wyostrza jego zmysłów jak soczysta ale i sprawiedliwa wiącha od Jerrego.
W czwartek jednak wiatr lekko obrócił na południowy zachód i przeskoczyliśmy parę mil do pięknej mariny w Heiligenhafen. Tu przeczekamy kolejny deszczowy dzień i zobaczymy co przyniesie następny.
 
Rejs „Sputnikiem dookoła Ziemi” wspierają: Sail Service, Crewsaver, Eljacht, Henri Lloyd, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, Lyofood, Jacht Klub Kamień Pomorski i Miesięcznik Żagle
 
Tekst: Mateusz Stodulski
Zdjęcia: Sputnik Team 
 

Komentarze