Czyli o Pucharze Mariny SUBIEKTYWNIE
Niestety, świetna jakość Regat o Puchar Mariny Gdańsk, jednej z czołowych imprez regatowych na wodach Zatoki Gdańskiej, najlepszej imprezy 5-lecia Pucharu Zatoki Gdańskiej, to już przeszłość.
Nowy kierownik MOSiRowskiej mariny, zajmujący się między innymi organizacją Otwarcia Sezonu Żeglarskiego, regatami Mariny i Zaruskiego i Zlotem Oldtimerów nie ma pomysłu, chęci, a tym bardziej umiejętności. Podczas Otwarcia frekwencja uczestników była niższa o blisko 50% w porównaniu z rokiem ubiegłym.
Podczas ostatnich regat pojawiły się nowe standardy, jakże odmienne od ubiegłorocznych: Płać i spływaj. Wypełniłem zgłoszenie skopiowane z lat poprzednich, a w nim pozycja: czy twoja jednostka wymaga holowania? Zaznaczam tak (w innym przypadku nie zdecydowałbym się na uczestnictwo w imprezie z uszkodzonym silnikiem, gdzie trzeba czterokrotnie pokonać na silniku kanał Gdańsk- Zatoka- Gdańsk) – przecież zawsze było fajnie, wiec na pewno warto! Płacę stówkę wpisowego, wypełniam zgłoszenie, zaznaczam opcje holowanie TAK, jednocześnie informuje panią przyjmującą zgłoszenie o problemie z silnikiem prosząc o pamięć i pomoc. Usłyszałem: oczywiście się tym zajmiemy, taki los organizatora.
Sobotni poranek, na kei cisza, decydujemy o wyjściu jako pierwsi, próbując pokonać kanał na malutkich obrotach wspierając się żaglami, jednak kierunek i siła wiatru uniemożliwiają, obiecanej łodzi holującej brak, więc prosimy kapitana Oriona z Gdyńskiego Gryfu o wzięcie nas na hol. Oczywiście nie odmówił, jednak szybko okazuje się, że silnik Oriona ma duże problemy z holowaniem Quicka pod silny szkwalisty wiatr, średnia 1,7 węzła. Jesteśmy na wysokości Westerplatte, a w radiu słyszę, że za 15 minut rusza procedura startowa do pierwszego biegu spod mola w Brzeźnie! To, że my nie zdążymy, nie jest wielką stratą, jednak pamiętam o uwiązanym z nami Orionie i jego załodze, w ten sposób i im zepsujemy weekend.
Szybka decyzja: zgłaszam na 72 problem komisji regatowej z prośbą o odroczenie czasu startu do pierwszego biegu, pada odpowiedź, że mogliśmy wypłynąć wcześniej, ja informuję, że wypłynąłem pierwszy, a męczymy się od 3godzin, więc kiedy miałem wypłynąć? w nocy? Przecież miało być holowanie! Zaczekali i my i Orion zdążyliśmy 🙂
Zimny północny wiatr w porywach do 28 węzłów, deszcz, trasa, identyczna, jak w latach ubiegłych, dała w kość zastałym mięśniom po letargu zimowym. W sumie 7 godzin na pełnych obrotach, dobre miejsce, czyli remis z GoodSpeed’em, zadowolenie i duma na twarzach, radość z osiągów nowych żagli Quicka! A teraz czas pędzić do suchej, zawsze „gościnnej” mariny! Drugie delikatne podejście do pana organizatora, aby wywiązał się z zawartej umowy, jaką przecież jest zgłoszenie do regat i opłacenie wpisowego! Kilkukrotne nieudane próby dodzwonienia się do biura organizatora, czyli mariny, rozwiewają szanse na holowanie. Tak to bywa, jeśli się kopiuje dokumenty od poprzedniego organizatora i nie ma zielonego pojęcia, co to znaczy holowanie 🙂 Dzwonię na numer podany w instrukcji żeglugi, krótka rozmowa z sędzią, który, mimo szczerych chęci, nie może przecież opuścić linii mety! Oferują hol, ale dopiero po ukończeniu regat przez wszystkie jachty, a to jakieś kolejne 2-3 godziny czekania. Szukamy pomocy u GoodSpeeed’a który oczywiście nie odmawia, obiecuję zrekompensować kłopot i koszt wypalonego paliwa.
Pierwsze kroki po dopłynięciu kieruję do biura mariny, gdzie słyszę, że wczoraj jakiś jacht obiecał, że mnie wyholuje na zatokę i może zaspali? Informuję, iż kilkukrotnie próbowałem dodzwonić się do biura regat, jednak nikt nie odbierał, na co nasz nowy pan i władca, posiadacz mojego wpisowego, informuje mnie z ironicznym grymasem, że mogłem zacumować w pobliżu kapitanatu Portu i zaczekać na łódź sędziowską. Ja z kolei mówię, że duże zafalowanie uniemożliwiało bezpieczne przybicie do brzegu pod żaglami. Pan kierownik widocznie wielkim wilkiem morskim jest, bo kolejny grymas spowodował, że poczułem się jak dzieciak na optymiście który zaczyna swoją przygodę z żeglarstwem! Na odchodnym rzucił coś przez ramię, że może ze mną jako żeglarzem jest coś nie tak, skoro nikt nie chciał mi pomóc? Tak właśnie jest teraz w Marinie Gdansk, a mi, żeglarzowi, trudno dyskutować z byłym „milicjantem”.
4619_img5762.webp
4619_marina-2014.webp
Ostatnią szaleńczą próbą ratowania sytuacji była wielka niespodzianka, jaką miał być pokaz sztucznych ogni wystrzeliwanych z Wyspy Spichrzów, który wprowadził wielkie zamieszanie wśród zebranych kilkunastu osób w mesie Quicka debatujących nad jutrzejszą strategią na długie biegi oraz porównujących prognozy na rozmaitych serwisach pogodowych. Zwyczjnie pomyśleliśmy, iż to już koniec regat, takie wrażenie spotęgowała wizyta w Zejmanie, gdzie zobaczyliśmy tylko cztery osoby. Któryś z towarzyszy zażartował, iż plusem pokazu sztucznych ogni jest brak możliwości rozliczenia, bo kto policzy ile ich wyleciało w powietrze? 😀
Podsumowując, dobre przeczucie miały jachty, które postanowiły w tym roku odpuścić sobie tę imprezę.
Za kilka tygodni Regaty Zaruski Cup i tu rodzi się kolejne pytanie, czy warto trudzić się czterokrotną drogą przez kanał do Gdańska, żeby być świadkiem kolejnych pomysłów pana kierownika?!? Czy nie lepiej zostać na noc w marinie Sopot, skąd do startu regat przy molo w Brzeżnie jest 2,5mili ? Bo uczestnictwo w samych regatach to święta rzecz, niezależnie od fuszerki organizatora.
Żeglarz Jacek Zieliński